Korea Południowa · Stany Zjednoczone

Spacer po Dallas i rozmowy z mieszkańcami miasta

Dallas, Teksas
Dallas, Teksas

W trakcie niedzielnego spaceru po ulicach Dallas postanowiłem wdać się w pogawędkę z czarnoskórymi mieszkańcami miasta, ale także poprosić ich o zgodę na wykonanie fotografii. Koreańczycy generalnie niechętnie wchodzą w interakcje z obcymi, nawet większość moich sąsiadów jest pasywna, a z wyjątkiem pewnych sytuacji, np.. kiedy noszą na sobie tradycyjną odzież hanbok, nie lubią być fotografowani. Oba zadania w Dallas okazały się nadzwyczaj łatwe, a pomógł mi w tym również festyn organizowany na jednym ze skwerów miasta. Wszyscy rozmówcy okazali się bardzo serdeczni, bez sprzeciwu pozowali do zdjęć i wyrazili zgodę na ich publikację. Profil demograficzny Dallas przemawia dziś zdecydowanie na korzyść Latynosów, których w tej chwili w mieście jest 540 tys. (ok. 40%). Liczba białych Amerykanów gwałtownie spada od lat przekracza70. ubiegłego wieku i w tej chwili nie 370 tys., tj. ok. 28% (w obszarze metropolitarnym nieco ponad 60%), podczas gdy czarnych mieszkańców miasta nieznacznie przybywa – dziś 303 tys. (ok.23%).

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Dallas, Teksas
Dallas, Teksas
Japonia · Korea Południowa

„Twarz”, manipulacja i perswazja w Korei Południowej i Japonii

Koreański profesor zamyka zagranicznego pracownika naukowego w laboratorium od godz. 18 do 5 rano celem omówienia jego/jej rzekomo niskiego poziomu etyki pracy (☝️). Nic szczególnego w Korei Południowej, gdzie prawa człowieka i pracownika wciąż są nagminnie łamane, tym bardziej obcokrajowców. Będę jednak nieco bardziej precyzyjny od @airkatakana (X, d. Twitter) – to zapewne nie było omówienie etyki pracy, a wyłącznie jego/jej przełożonego indywidulny i subiektywny stosunek do zasad etyki pracy. W Korei i Japonii wiele definicji pojęć – harmonia, miłość, szacunek, dobro, pokora, lojalność, inteligencja, pracowitość, rodzina i rodzicielstwo, właściwe postępowanie itd.. – tworzonych jest ad hoc na potrzebę chwili i często decyduje o tym osoba zajmująca wyższe miejsce w hierarchii społecznej lub firmy, a cudzoziemcy postrzegani są często przez Koreańczyków i Japończyków, jako osoby zajmujace jej stopień najniższy i to nie tylko z racji bycia obcym. Przykładowo, dlaczego mieszkańcy obu krajów do znudzenia powtarzają, a za nimi wielu cudzoziemców, że wyjątkowym szacunkiem darzą oni ludzi starszych, miłość koreańskich i japońskich matek do swoich dzieci jest niezrównana, dobro grupy zawsze przeważa nad dobrem własnym, a mieszkańców obu krajów cechuje pokora, co jest po prostu niezgodne z prawdą? Po części wynika to właśnie z bardzo luźnego podejścia do definicji tych pojęć. W kulturach konfucjańskich ma to sens, gdyż „twarz” (kor. chaemyeon, jap. kao, mentsu) czyli reputacja, honor… jest ważniejsza od potrzeby poznania prawdy i obiektywnego opisywania rzeczywistości nas otaczajacej, co jest przyczyną jej zniekształcania.

„Geografia myślenia,” prof. Richard E. Nisbett. Twierdzenie prof. Nisbetta, jakoby w Azji Wschodniej „osoba zanadto skupiona na logice może wręcz zostać uznana za niedojrzałą” można uznać za zgodne z prawdą, jednakże z jedną małą poprawką – nie skupiona zanadto, a korzystająca z zasad logiki w nieodpowiedniej, czyli takiej, która zagraża reputacji jednostki lub grupy, sytuacji. Nie, nikt nie uzna nas za osobę niedojrzałą, jeśli logika zostanie użyta „poprawnie,” tzn. celem wsparcia reputacji danej osoby lub grupy.

Z tego powodu Koreańczycy i Japończycy unikają zasad logiki i krytycznego myślenia w codziennym życiu, jeśli tylko mogłyby w jakikolwiek sposób zaszkodzić ich „twarzy” lub przyczynić się do ich krytyki. W ten sposób łatwiej im dbać o reputację swoją i swojej grupy, a trudno jest to osiągnąć bez manipulacji i perswazji.

Proszę się nie dać nabrać na elokwencję i retorykę prof. Marcina Jacobyego, który Korei i Koreańczyków nie zna i nie rozumie. Jego książka to wyłącznie efekt arogancji i braku pokory intelektualnej prof. sinologii, który na nieszczęście dla polskich czytelników postanowił zabawić się w eksperta w dziedzinie antropologii i psychologii kulturowej oraz historii Korei.

Wielokrotnie wspominałem, że Koreańczycy i Japończycy są doskonałymi negocjatorami i mają wyjątkowe umiejętności przekonywania innych do swoich racji. Wystarczy zresztą chwycić za książkę prof. Marcina Jacoby „Korea Południowa”. Dał się przekonać swojej koreańskiej żonie i członkom jej rodziny do obrazu Korei i Koreańczyków, który nie istnieje lub istnieje wyłącznie w ich umysłach i w ten sposób powstała książka, która ma więcej wspólnego z wierszem Jana Brzechwy „Na wyspach Bergamutach” niż z rzeczywistością.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Korea Południowa

Teksański luz i uzależnienie Koreańczyków od telefonów komórkowych

Grapevine, Teksas

Bardzo sympatyczny i zupełnie nieznany w Korei widok – ludzie poruszający się chodnikami bez telefonów komórkowych przed oczami. Przez całe sobotnie popołudnie na głównej, historycznej ulicy teksańskiego miasteczka Grapevine (populacja 50 tys.) zauważyłem zaledwie 2 takie osoby. W Seulu konieczność lawirowania pomiędzy uzależnionymi od telefonów komórkowych ludzi jest już wpisana w codzienny rytm życia.
Droga Koreańczyków (a wcześniej Japończyków) do sukcesu gospodarczego, od zera do milionera, od jednego z najbiedniejszych krajów świata, do gospodarczej potęgi była zachwycająca i jest źródłem zazdrości wielu biedniejszych krajów, jednakże wbrew temu, co sądzą na ten temat sami Koreańczycy i nie tylko, to nie tylko pozytywne strony ludzkiej natury, takie jak inteligencja (zwłaszcza matematyczna), pracowitość (nierzadko jednak kwestionowana) czy umiejętność pracy w grupie za tym sukcesem stoją, ale także łut szczęścia – wzorowanie się na wcześniejszych dokonaniach Japończyków, prosty do nauczenia dla dzieci system liczebników, wojna wietnamska i autorytarny system gen. Parka, ale także te cechy naszej psychiki, które niekoniecznie postrzega się pozytywnie – lęki egzystencjonalne, obsesja na punkcie statusu, bezkompromisowy duch rywalizacji (który stoi w sprzeczności z popularnym, a fałszywym poglądem na temat harmonijnych relacji mieszkańców krajów Azji Wschodniej) oraz niskie poczucie własnej wartości.

Seul, Korea
Seul, Korea

Obserwując codzienne zmagania Koreańczyków z uzależnieniami od nowych technologii mam jednak wrażenie, że znacznie łatwiej jest zaprojektować i wyprodukować nowy telefon komórkowy, niż mądrze z niego korzystać. Telefony stały się dla Koreańczyków celem samym w sobie. Azjaci nigdy nie byli czempionami komunikacji, ale nowe technologie sprawiły, że pogłębia się u nich coś, co psycholog Daniel Goleman nazwał autyzmem społecznym – przestali zauważać ludzi ich otaczających.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Seul, Korea
Seul, Korea
Azja · Korea Południowa

Czy podział na obcesowych mieszkańców Zachodu i uprzejmych Azjatów ma jakikolwiek sens?

Flagi stanu Teksas widoczne są wszędzie.

Na dłuższy, blisko półtoramiesięczny pobyt w Teksasie zabrałem ze sobą psa. Oczekiwałem sporych różnic w zachowaniach społecznych Teksańczyków i Koreańczyków i widoczne stały się one już na lotnisku. Łatwiej mi też było wjechać z psem do Stanów Zjednoczonych, niż bez psa i z kartą pobytu do Korei. W jednym z ostatnich filmów na YT zwróciłem uwagę na bzdury zawarte w polskich podręcznikach kulturoznawstwa. Tutaj kolejna: „Osoby pochodzące z kręgu kultury niskokontekstowej (USA) przedstawicielom kultury wysokokontekstowej (Korea) mogą wydawać się bezpośredni, a czasem nawet zbyt bezpośredni, bezceremonialni lub wręcz bezczelni.” (E-podręcznik komunikacji społecznej AGH).

Jeden z wielu bezsensownych, sztywnych i archaicznych podziałów. Jeśli zdarzy mi się niechcący wejść na teren z zakazem wprowadzania psów, w taki zazwyczaj sposób zwracają się do mnie Koreańczycy: „Ej! Ej! Żadnych psów! Żadnych psów!” W Grapevine, gdzie już kilka razy zdarzyło mi się przeoczyć znaki informujące pieszych o zakazie wchodzenia na teren skweru z psami i usłyszeć prośbę o opuszczenie terenu taka interakcja przebiega (przynajmniej dotychczas) zgoła inaczej. Dziś rano przykładowo młody czarnoskóry pracownik parku poruszający się elektrycznym pojazdem zatrzymał się 2 metry ode mnie, uprzejmie przywitał i zapytał o rasę psa. Po krótkiej, sympatycznej wymianie zdań na temat czworonoga powiedział, że on osobiście nie ma nic przeciwko psom w tym miejscu i jeśli spaceruję sam nie będzie problemu i jestem mile widziany, ale z psem raczej nie powinienem, gdyż właściciel tego terenu wprowadził zakaz. Podziękowałem za zwrócenie mi uwagi, pożegnaliśmy się i wycofałem na publiczny chodnik. Od ponad 20 lat Koreańczycy (wg kulturoznawców kultura wysokokontekstowa) wydają mi się często „bezpośredni, a czasem nawet zbyt bezpośredni, bezceremonialni lub wręcz bezczelni.”

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Teren prywatny. Zakaz wyprowadzania psów.
Korea Południowa

Krwawe walki na kamienie w Korei

Seokcheon – walki na kamienie

Aż do co najmniej połowy ubiegłego wieku Koreańczycy regularnie między sobą toczyli bitwy na kamienie. Seokcheon przez kilka wieków było popularną aktywnością społeczną, czasami prowadzoną w formie ekstremalnych zawodów sportowych, zwłaszcza w okresie niektórych świąt, czasami zaś w ten sposób rozładowywano napięcie i rozwiązywano konflikty klanowe w podzielonych na konkurujące obozy wioskach lub pomiędzy sąsiednimi wioskami, zwłaszcza gdy były zamieszkałe przez zwaśnione klany, np.. Kimów i Lee. W obu przypadkach walki nie były pozbawione elementu zabobonu, wierzono bowiem, że na członków zwycięskiej grupy czeka powodzenie i szczęście. Walki na kamienie toczono nawet w stolicy kraju. Ich uczestnicy często kończyli poranieni, z rozbitymi głowami, połamanymi kończynami, a nierzadko przenosili się na tamten świat.

Koreanki, fot. z ok. 1935 r.

Kobiety nie brały czynnego udziału w bójkach, jednakże zagrzewały swoich do walki, nosiły kamienie, a także głośno szydziły z tych uczestników walk, którzy postanowili zrejterować z pola bitwy przed ich zakończeniem. Gorącymi zwolennikami seokcheon było kilku koreańskich monarchów, dla których organizowano nawet specjalne zawody. W innych okresach podejmowano próby zakazania tego zwyczaju, zwłaszcza w stolicy kraju, jednakże, podobnie jak w przypadku dzisiejszych stadionowych chuliganów, młodzi mężczyźni obchodzili go organizując ustawki w wyznaczonych miejscach. Dopiero na początku XX w. udało się to japońskim okupantom Korei, którzy pragnęli złamać ducha walki w podbitym narodzie. W dalszym jednak ciągu bitwy na kamienie organizowały zwaśnione klany na prowincji. Wg koreańskich historyków w niektórych prowincjach Korei Południowej seokcheon zanikł dopiero w latach 70. ubiegłego wieku.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Wioska w pobliżu Seulu, r. 1904
Jedna z nielicznych fotografii seokcheon. Przełom XIX i XX wieku. Widać, że seokcheon cieszyło się sporą popularnością widzów.
Korea Południowa

Etykieta w Korei – czy faktycznie zawsze należy używać dwóch rąk przy podawaniu rzeczy

Mieszkająca w Seulu popularna polska youtuberka od dawna przekonuje swoich widzów, że robiąc zakupy w Korei pieniądze i karty kredytowe „zawsze należy podawać i przyjmować dwoma rękoma” (lub z drugą ręką uniesioną do łokcia). Identyczne zresztą informacje zawarte są w artykułach i książkach o Korei Południowej oraz w przewodnikach turystycznych. Przeszedłem się na bazar warzywno-owocowy, aby przyjrzeć się niewerbalnym interakcjom zachodzącym pomiędzy sprzedawcami i kupującymi i przy okazji rozprawić się i z tym popularnym mitem. Również sami Koreańczycy w dużej mierze nieświadomi swoich społecznych zachowań i na poziomie percepcyjnym nienadążający za zmianami zachodzącymi w etykiecie są często przekonani, że w sytuacjach społecznych zawsze używają dwóch rąk, a wraz z nimi podatni na wpływ i sugestie tubylców obcokrajowcy tu mieszkający.

W rzeczywistości obszar interakcji, w trakcie których należy przy przekazywaniu i odbieraniu różnych rzeczy używać tutaj obu rąk coraz bardziej się kurczy. W Japonii już niemalże zupełnie zanikł (wciąż obowiązuje m.in. przy nalewaniu alkoholu, wymianie wizytówek, przekazywaniu prezentów oraz w niektórych elementach ceremonii religijnych i parzenia herbaty). W Koreańskich dramach aktorzy dwoma rękoma przytrzymują kieliszek lub butelkę wina i znów przekonuje się nas, że zawsze wymaga tego alkoholowy savoir-vivre, co również nie jest zgodne z prawdą, gdyż podczas rodzinnych i innych nieformalnych spotkań używa się nierzadko jednej ręki. Pieniądze przekazujemy dwoma rękoma w bardziej formalnych sytuacjach, zwłaszcza, gdy umieszczone są w kopercie, ale nawet i w tym przypadku coraz częściej zdarzają się wyjątki od reguły.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Używanie dwóch rąk częściej zdarza się sprzedawcom, niż ich klientom
.
Japonia · Korea Południowa

Historia kwitnących wiśni w Japonii i Korei

Kwitnące wiśnie w Seulu zwiastują nadejście wiosny. Kojarzą się głównie z Japonią, ale praktyka oglądania kwiatów wiśni dotarła również do Korei. Zyskała na popularności dopiero ostatnimi laty wraz z sadzeniem w Seulu japońskiej odmiany wiśni Somei-Yoshino o charakterystycznych, niemalże białych płatkach, w języku koreańskim zwanej wiśnią królewską (wangbeoj namu, 왕벚나무), oraz powszechnym dostępem do aparatów fotograficznych. Japończycy i Koreańczycy zdają się nieco odmiennie odbierać doświadczenie oglądania kwiatów wiśni (🇯🇵 hanami).

Tokio, dzielnica Sakuragoaka-cho

Kwiaty wiśni (🇯🇵 sakura) mają ścisły związek z historią, kulturą i tożsamością Japonii, symbolizują narodziny i śmierć, życie i przemijanie i są podstawowym motywem japońskiego kultu natury. Ich piękno, krótkie życie i gwałtowna śmierć symbolizowały również barwne, ale krótkie życie samurajów. Parafrazując słynne słowa prof. Barbary Engelking-Boni o odmiennym doświadczaniu zjawiska śmierci przez Polaków i Żydów, można rzec, że kwitnące drzewa wiśni dla Koreańczyków to kwestia naturalna, biologiczna, dla Japończyków zaś to metafizyka, ponadzmysłowe doświadczenie. 🙂 To tak pół-żartem, pół serio, gdyż wbrew powszechnym opiniom większość Japończyków zdaje się jednak przedkładać praktyczną część hanami nad estetykę.

Hanami w Japonii

Możliwość spędzenia czasu w wesołym towarzystwie przy smacznym posiłku (popularne są zwłaszcza kulki ryżowe dango) i alkoholu pod drzewem wiśni przyciągają tłumy do miejskich parków. Praktyka oglądania kwiatów wiśni w Japonii liczy sobie już przeszło tysiąc lat. Pierwotnie zwyczaj ten był ograniczony do dworu cesarskiego, później rozprzestrzenił się na kastę samurajów, a w okresie Edo (1603-1867) również na mieszczan i resztę społeczeństwa. W XVIII w. szogun Tokugawa Yoshimune, aby zachęcić ludzi do hanami, nakazał zasadzić drzewa wiśni w kilku miejscach w stolicy kraju. W ich cieniu mieszkańcy Edo (dzisiejsze Tokio) jedli lunch i pili sake.

Hanami w Seulu

Czy drzewo wiśni może również być przedmiotem sporu pomiędzy Japonią a Koreą? Dlaczego nie? Jeden więcej w całej gamie sporów pomiędzy tymi krajami niewiele zmieni. Odmiana wiśni Somei-Yoshimo powstała w XIX w. w Japonii w wyniku hybrydyzacji dwóch gatunków tych drzew – Oshima oraz Edo Higan. Koreańscy dendrolodzy utrzymują jednak, że odmiana Yoshino (jeju beoj namu) została w roku 1908 przywieziona do Japonii z wyspy Czedżu przez francuskiego księdza i botanika Emila Josepha Taqueta mieszkającego w Seogwipo, drugiej co do wielkości miejscowości na Czedżu.

Ksiądz botanik Émile Joseph Taquet

Najnowsze badania Japońskiego Instytutu Badań Leśnych z 2016 r. wskazują jednak, że Somei-Yoshimo jest krzyżówką Edo Higan i wiśni z wyspy Izu Oshima, która nie występuje na Czedżu. By sprawę skomplikować jeszcze bardziej, w roku 1963 Koreańczycy, którzy byli przekonani, że japońskie Somei-Yoshino i drzewo wiśni z wyspy Czedżu zwane wtedy sakura namu (🇰🇷 namu, drzewo) to jeden i ten sam gatunek, nadali im jedną nazwę – wangbeoj namu (wiśnia królewska). Dziś oba więc gatunki mają w Korei tę samą nazwę, z tym że Somei-Yoshimo występuje powszechnie, podczas gdy wangbeoj namu z wyspy Czedżu, dawne sakura namu jest gatunkiem zagrożonym. Na Czedżu pozostało mniej niż 200 drzew.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Wyspa Czedżu (Jeju)
Azja · Korea Południowa

Dlaczego Koreanki zdominowały żeński golf

Pak Seri

Czy sesje treningowe na cmentarzu i inne kontrowersyjne metody treningowe mogą być jedną z tajemnic sukcesu koreańskich sportowców? Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku niewielu Koreańczyków praktykowało golf, ale nagły i niespodziewany sukces szerzej nieznanej Pak Sori przyczynił się do ogromnej popularności tej dyscypliny sportu w Korei. Azjatki, a zwłaszcza Koreanki i Japonki zdominowały dziś żeński golf. W pierwszej setce światowego rankingu aż 25% zawodniczek pochodzi z Korei, spora część reszty z Japonii, Tajlandii i Chin.

Danielle Kang, Amerykanka koreańskiego pochodzenia

Nawet zawodniczki reprezentujące Stany Zjednoczone, Australię i Nową Zelandię mają azjatyckie korzenie i nazwiska – Alison Lee (USA.), Minjee Lee (Aus), Lydia Ko (NZ), Angel Yin (USA), Rose Zhang (USA), Danielle Kang (USA), czy Grace Kim (Aus). Pierwszą koreańską zawodniczką golfa, która wspięła się na szczyt sławy i rankingów była Pak Seri. W wieku zaledwie 20 lat została najmłodszą w historii zwyciężczynią US Women’s Open.

Pak Seri z ojcem

Jej ojciec, trener i mentor (ale też były gangster w mieście Daejeon, który uciekł wraz z rodziną przed policją na Hawaje, gdzie jego nastoletnia córka zaczęła stawiać pierwsze kroki w golfie) wprowadził do reżimu treningowego kontrowersyjne i etycznie wątpliwe praktyki, które jednak okazały się na tyle skuteczne, że zaledwie po roku treningów dziewczyna zaczęła zwyciężać w turniejach dla młodzieży. Pobudka przed 5.30 rano, a chwilę później już wspinała się po schodach – przodem na 15 piętro, tyłem z powrotem na parter. Następnie 1-2 godziny w siłowni. Po szkole 7 godzin treningu na strzelnicy golfowej. Do domu często wracała po północy.

Minjee Lee, Australijka koreańskiego pochodzenia

Ojciec postanowił przygotować ją wszechstronnie – do zawodów, rywalizacji sportowej oraz presji wewnętrznej i zewnętrznej. W tym celu przeprowadzał również sesje treningowe na cmentarzu, a od czasu do czasu nawet nakazywał córce spać w nocy pomiędzy grobowcami. Wierzył, że w ten sposób oswoi ją z lękiem. Te anegdoty z życia Pak Seri i innych Koreanek przyczyniły się później do tworzenia stereotypów na temat azjatyckich zawodniczek. Koreanki słynęły z niekończących się sesji ćwiczeń na strzelnicy i w każdych warunkach pogodowych. Nie były w stanie powstrzymać je wyczerpanie fizyczne i psychiczne oraz rany na dłoniach. Najważniejsze było dążenie do doskonałości i sukcesu oraz prestiż z tym związany, a tak bardzo pożądany przez Koreańczyków. Z czasem inne zawodniczki zaczęły postrzegać je jako zdystansowane i pozbawione ludzkich cech i emocji roboty. Sukces często rodzi się w trudzie i znoju.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Koreańska golfistka Yewon Lee
Lydia Ko, nowozelandzka golfistka koreańskiego pochodzenia
Urodzona w San Francisco Yelimi Noh. Jej rodzice pochodzą z Korei Południowej.

Korea Południowa

Tragiczne losy koreańskich dzieci lidera apokaliptycznej sekty Świątynia Ludu Jima Jonesa.

Jim Jones

18 listopada 1978 roku na polecenie paranoicznego lidera sekty Świątynia Ludu Jima Jonesa ponad 900 dorosłych i dzieci popełniło w Jonestown w Gujanie wymuszone samobójstwo lub zostało wbrew ich woli otrutych. Pośród nich znalazło się jedno z trójki adoptowanych koreańskich dzieci Jonesa i jego żony Marceline Mae. 18-letni Lew Eric Jones urodził się w Korei Południowej jako Pac Chi Oak, a do Gujany ze Stanów Zjednoczonych przyjechał półtora roku wcześniej wraz ze swoja żoną Terry. W Jonestown przyszedł na świat ich syn Chaeoke, który zginął tego samego dnia z rodzicami.

Lew Eric Jones stoi za ojcem
Lew Eric i Terry wraz z synem Chaeoke

Pierwsza z koreańskich córek Jonesa, Stephanie, lat 5 (🇰🇷 Yun Sun Soon), zginęła w tajemniczym wypadku samochodowym w maju roku 1959. Została przez Jonesów zaadoptowana zaledwie pół roku wcześniej. Wraz z nią w samochodzie było 5 innych członków sekty, Czołowe zderzenie przeżył jedynie 10-letni Mark, syn jednej z ofiar. Szóstą ofiarą był pasażer drugiego samochodu. Do dziś nie wiadomo, dlaczego Jones zdecydował się wysłać w powrotną drogę do domu zaledwie 5-letnią Stephanie bez jej rodziców.

Stephanie (druga od lewej)

W aktach policyjnych znajdują się silne poszlaki, wskazujące na to, że wypadek samochodowy, w którym zginęła Stephanie, był zaledwie jednym z wielu tajemniczych incydentów, które od czasu do czasu, aż do tragedii w Jonestown, wstrząsały sektą. Ginęli w nich ludzie niewygodni dla Jonesa. Przypuszcza się, że obecność Stephanie w pojeździe miała służyć jako przykrywka odwracająca uwagę od lidera sekty jako sprawcy wypadku. Krótko przed tragedią Jones miał rzekomą wizję, w której widział śmierć kilku ludzi. Spełnienie się proroctwa ugruntowało jego pozycję opiekuna i jasnowidza w oczach członków swojego zboru.

Fotografia z wypadku, w którym źycie straciła Stephanie

Więcej szczęścia miała adoptowana w roku 1959 Suzanne (🇰🇷 Eun Ok Kyung), która po poślubieniu innego członka Świątyni Ludu opuściła sektę pięć lat przed tragedią w Jonestown i otwarcie krytykowała działania i poglądy swojego adoptowanego ojca. Po ich ucieczce Jones nazywał ją często „cholerną, do niczego córką” (My goddamned, no good for nothing daughter). Zmarła w roku 2006 na nowotwór jelita grubego.

Jonestown po tragedii. Amerykańscy żołnierze składają ciała zmarłych członków sekty do trumien.

W latach 50. i 60. Jones często namawiał członków swojej społeczności, żeby adoptowali niechciane w Korei sieroty, które po wojnie koreańskiej liczone były w dziesiątkach tysięcy. W tamtym momencie wydawało się, że Jonesa cechowała wyjątkowa troska, wrażliwość społeczna i szlachetność, jego chwalebną postawę opisywała lokalna prasa, ale nikt wtedy jeszcze nie domyślał się, że ten były sprzedawca małpek był niebezpiecznym manipulatorem i psychopatycznym mordercą.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Prasa początkowo sprzyjała działalności Jonesa
Suzanne Jones / Eun Ok Kyung
Jim Jones
Korea Południowa

Pierwszy samochód w Korei, geomancja i zamach na Królową Min

Ford Model A, 1903 r.

Pierwszym samochodem, który kiedykolwiek poruszał się po drogach Korei był prawdopodobnie Ford Model A króla Gojonga. Prawdopodobnie, gdyż do dziś wśród historyków toczy się na ten temat dyskusja. Sprowadzony został do Korei przez amerykańskiego Ministra Stanu Horacego Newtona Allena w roku 1903, ale zaledwie rok później zaginął w tajemniczych okolicznościach, co utrudnia udzielenie jednoznacznej odpowiedzi, jakiej faktycznie był marki. Ponieważ w owym czasie nikt w Korei nie potrafił prowadzić samochodów, zatrudniono japońskiego kierowcę.

Król Gojong, od roku 1897 cesarz Gwangmu

Nie miał on jednak zbyt wiele pracy, gdyż ostatni król Korei rzadko z pojazdu korzystał. Uważano, że hałaśliwy dźwięk silnika umniejsza godność monarchy oraz ma negatywny wpływ na jego feng shui. Z tego samego zresztą powodu zamknięto pierwszą, małą elektrownię na terenie Pałacu Deoksugung w Seulu. Król kazał ją zbudować z obawy o swoje życie. Kilka lat wcześniej grupa japońskich skrytobójców zamordowała w Pałacu Gyeongbokgung jego żonę, Królową Min, a jej ciało spalili. Ponieważ nie byli pewni, która ze znajdujących się w pomieszczeniu kobiet jest królową, zamordowali również kilka dam dworu.

Japońscy asasyni w pałacu Gyeongbokgung

Zrozpaczony Gojong przeniósł się do oddalonego o jakiś kilometr od swojej siedziby Pałacu Deoksugung. Była to najdłuższa podróż jego życia, gdyż pokonanie tego krótkiego odcinka drogi zajęło mu ponad rok czasu. Po opuszczeniu Gyeongbokgung król zmuszony był ukryć się przed Japończykami w rosyjskim poselstwie strzeżonym przez 100 żołnierzy i dopiero po roku dotarł do Deoksugung. Pałac wciąż był oświetlany pochodniami, a król w nocy ze strachu nie potrafił zmrużyć oka.

Pałac Deoksugung

Postanowił więc zelektryfikować swoją starą/nową siedzibę. Po uruchomieniu elektrowni okazało się jednak, że generuje ona sporo hałasu, który, jak obawiali się jego poddani, zakłóci harmonię miejsca i źle wpłynie na przyszłość państwa. Postanowiono więc powrócić do oświetlania pałacu światłem ognia. Tak czy owak, na kolejny królewski pojazd Korea musiała czekać aż 7 lat. W roku 1910 lub 1911 sprowadzono do Korei nową limuzynę, tym razem amerykańskiego Cadillaca, a 2 lata później dołączył do niego brytyjski Daimler. Król Gojong aka cesarz Gwangmu był już wtedy na przymusowej emeryturze, a z pojazdów, zapewne sporadycznie, korzystali osadzeni przez Japończyków w areszcie domowym na terenie kompleksu pałacowego Changdeokgung ostatni cesarz Korei Sunjong oraz jego małżonka cesarzowa Sunjeong-hyo.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Sunjong – nieco już dziś zapomniany drugi, ostatni cesarz Korei i zarazem ostatni monarcha kraju
Królowa Min / cesarzowa Myeongseong (tytuł nadany pośmiertnie) – ostatnia królowa Korei
Cesarskiego Daimlera można obejrzeć w National Palace Museum of Korea na terenie Pałacu Gyeongbokgung