Korea Południowa

Sezon na żołędzie

W Polsce w okresie jesiennym nieustającą popularnością cieszy się zwyczaj zbierania grzybów, w Korei zaś jadalnych kasztanów i żołędzi. Choć już od stuleci z obu przyrządza się tutaj smaczne potrawy, popularność żołędzi gwałtownie wzrosła od czasu, gdy koreańscy naukowcy kilka lat temu ogłosili, że orzechy te zapobiegają otyłości i cukrzycy. Od tego czasu każdego roku od września do października lasy przeżywają istny najazd zbieraczy.

Zbieranie kasztanów na prowincji (fot. JW)

„Sam zbiór żołędzi nie niesie za sobą jakichkolwiek szkód dla naszej planety”, przeczytałem dziś na jednej z polskich stron internetowych, starając się dowiedzieć czegoś o tradycji ich przyrządzania i spożywania w Polsce. Być może, gdyby z tej naszej planety wykroić Półwysep Koreański, nie miałbym uwag, jednakże w Korei każda moda potrafi przerodzić się w obsesję.

Zbieranie żołędzi w parku (fot. JW)

Od czasu opublikowania badań naukowych na temat żołędzi, popularność potraw z nich przyrządzanych przyczyniła się do 30% spadku populacji wiewiórek, a eksperci z Narodowego Instytutu Gospodarki Leśnej twierdzą, że jeśli ludzie się nie opamiętają, podobny los spotka wkrótce dęby. W wielu miejscach na terenie kraju wprowadzono więc pod karą więzienia i grzywny bezwzględny zakaz ich zbierania, co jednak nie wydaje się odstraszać amatorów tych orzechów. W lesie niedaleko nas przyłapany na gorącym uczynku zbieracz będzie musiał zapłacić 50.000 won (165 zł) kary.

Zakaz zbierania żołędzi (fot. JW)

Od września do listopada w wielu lasach liściastych napotkać można patrole strzegące przyrodę przed zbieraczami.
Ale jeśli już uda się takiej pani zebrać torbę pełną żołędzi, co dalej? Ponieważ żołędzie zawierają duże ilości gorzkiej i w nadmiarze toksycznej taniny, muszą być one przez kilka dni moczone, zanim będą nadawały się do spożycia.

Przygotowanie dotori-muk (fot. Grafika Google)

Pozbawione łuski orzechy mielone są na pastę, która następnie mieszana jest z wodą celem oddzielenia skrobi od reszty składników. Wodę wymienia się do czasu, aż skrobia nie uzyska słodkiego smaku, z której następnie wyrabia się galaretkę dotori-muk.
Pod koniec II wojny światowej oraz zaraz po niej japońskie dzieci zebrały ponad milion ton żołędzi, ratując w ten sposób od śmierci głodowej tysiące Japończyków.

Dotori-muk (fot. Grafika Google)
Korea Południowa

Katedra Myeongdong

Ponad 19 lat w Korei, dziś (12 września) jednak dopiero po raz pierwszy wziąłem udział we mszy świętej celebrowanej w neogotyckiej katedrze Myeongdong, symbolu religii katolickiej w Korei.

Wnętrze katedry Myeongdong (fot. JW)

Sympatyczny włoski ksiądz, z którym rozmawiałem przed nabożeństwem udzielił mi zgody na wykonanie fotografii wnętrza świątyni – z telefonu, bez flesza i dźwięku, przed i po mszy. Innego zdania była jednak jedna z kilku pań odpowiedzialnych za zabezpieczenie porządku podczas mszy.

Kobiety z Kościelnej Służby Porządkowej (fot. JW)

Krzyżując palce wskazujące obu rąk na wysokości twarzy, dała mi do zrozumienia, 15 minut przed rozpoczęciem mszy, że obowiązuje zakaz fotografowania. Nie dyskutowałem. Wcześniej na szczęście udało mi się wykonać kilka zdjęć. Później jeszcze zwróciła mi uwagę na wciąż opadającą mi poniżej nosa maseczkę.
Znaczna część kobiet zakłada w świątyni koronkową mantylkę – tradycyjne nakrycie głowy.

Kobieta w mantylce (fot. JW)

Co może cieszyć Kościół w Korei, to masa młodych ludzi obecnych na mszy, co zaś zapewne niepokoi, to niewielka liczba mężczyzn. Znaczna część osób uczestniczących we mszach to kobiety.
Ławy kościelne pozbawione są klęczników, gdyż wierni zamiast zginania nóg w kolanach w trakcie mszy wykonują ukłony. W ten sam sposób wszyscy okazują szacunek świętym, witają się z duchownymi, lub też wzajemnie sobie dziękują za wspólne pozowanie do fotografii.

Ukłony w podziękowaniu za wspólne pozowanie do fotografii (fot. JW)

W kościele zamiast zbierania „na tacę”, wierni nawą główną w połowie mszy udają się w kierunku prezbiterium, by wrzucić pieniądze do wiklinowych koszy w kształcie dzbanów ustawionych wzdłóż balasków ołtarzowych.

Duchowny z koszami na datki (fot. JW)

Pierwsze zawsze wstają osoby znajdujące się najbliżej prezbiterium, dalej osoby siedzące za nimi i tak aż do ostatniej ławy w pobliżu przedsionka. Powrót na miejsce zawsze nawami bocznymi. Identyczne reguły obowiązują podczas przyjmowania komunii świętej (na rękę). Fotografię duchownego z koszami udało mi się wykonać zaraz po mszy, chwilę przed tym, zanim nakazano mi opuszczenie świątyni 🙂 Pół godziny przed mszą wpis na listę, bilet z imieniem i nazwiskiem, który należy pozostawić przy wejściu, i kolejka, w której należy się ustawić przed wejściem do budynku. Zaledwie minutę po mszy zostałem grzecznie poproszony o opuszczenie świątyni. Na zewnątrz czekała już kolejna grupa wiernych.

Kolejka wiernych przed katedrą (fot. JW)
Japonia · Korea Południowa

Adaptacja kulturowa

Każdy imigrant świadomy jest trudności związanych z adaptacją do nowego środowiska społecznego i kulturowego. Przeszkody piętrzą się na każdym kroku, odmienności kulturowe zniechęcają raczej niż zachęcają do interakcji z tubylcami, tym bardziej im bardziej odmienna jest kultura naszej nowej ojczyzny. Samotność stała się poważnym problemem naszych czasów, a na emigracji łatwiej wpaść w jej zdradzieckie sidła. Emigrant, który wpadnie w marazm, z czasem będzie miał problemy by wyrwać się z tego stanu.
Osiągnięcie subiektywnego dobrostanu kulturowego (własne określenie, zadowolenie z aktualnego stanu swojego życia w nowej kulturze), wymaga więc aktywnego uczestnictwa w życiu społecznym, bez zrzucania odpowiedzialności za trudności w przystosowaniu się do świata wokół nas, który nigdy nie będzie wystarczająco przyjazny i gościnny. Po drodze będą zdarzały się liczne mniej przyjemne przygody, nieporozumienia, niepowodzenia i kłopoty, ale i one są niezbędną i integralną częścią naszego życia, bez których człowiek nie może rozwijać się, a tym bardziej naszych kompetencji kulturowych, unikanie ich jest więc błędem, zwłaszcza, gdy człowiek zaczyna się poruszać, zazwyczaj zupełnie nieświadomie po „bezpiecznych” szlakach.

Topofilia
Jednym ze sposobów na osiągnięcie dobrostanu psychicznego na emigracji jest topofilia, czyli wytworzenie w sobie „miłości do miejsca”.

Eksploracja terenów miejskich i pozamiejskich prowadzi również do bliższego poznania lokalnej fauny (fot. JW)

Słownik antropologii i socjologii kultury definiuje topofilię jako „Powiązanie, zależność i związek człowieka z miejscem – ukazujące subiektywną i aksjologiczną relację człowieka z jego otoczeniem. Topofilia wypełnia więc miejsce duchem, ukazując stosunek osoby do miejsca, które w ten sposób nabiera wartości emocjonalnej. Bez topofilii fragmenty przestrzeni ze śladami kultury materialnej stają się natomiast martwą naturą.” W Wikipedii można znów przeczytać, że topofilia to „silne poczucie miejsca, które często scala się z poczuciem tożsamości kulturowej pewnej grupy ludzi oraz z zamiłowaniem do pewnych aspektów takiego miejsca.”
W przeciwieństwie do biofilii, czyli miłości do natury, przyrody, która jest w nas zakodowana, topofilię należy w sobie rozwinąć aktywnie poznając środowisko nas otaczające, zarówno te naturalne jak i zurbanizowane.

Agnozja przestrzenna

Chyba jeszcze nigdy w historii człowiek nie był tak słabo obeznany z otaczającą go przestrzenią i jej aktorami, jak obecnie. Metro ułatwia nam poruszanie się po dużym mieście, zarazem jednak odłącza nas od niego, przyzwyczajenia powodują, że zasiadając za kierownicą samochodu poruszamy się znanymi nam drogami, uzależniamy się od samochodowej nawigacji, rozmawiamy zaś najchętniej ze znanymi nam osobami. Dziś doszły jeszcze telefony komórkowe. Znaczna część Koreańczyków porusza się z nosem w telefonie, zupełnie nieświadoma tego, co dzieje się wokół nich. Nawet nowa miejska infrastruktura ułatwia im przebywanie w takim półświadomym stanie. Trzymamy się naszej strefy komfortu, która z każdym rokiem zdaję się być coraz węższa.

Seul, sygnalizacja świetlna w chodniku (fot. JW)


Swoista topograficzna, przestrzenna agnozja i zaburzenia zdolności postrzegania, nieznajomość własnego miasta, okolicy i ludzi prowadzą do rozluźnienia, a często niemalże zupełnego zerwania więzi z ludźmi i środowiskiem, to zaś do słabej kondycji psychicznej współczesnych ludzi oraz braku troski i zainteresowania o dobro wspólne, dobrostan drugiego człowieka i środowiska naturalnego.

Dobrostan psychiczny i emocjonalny

Powrót do stanu równowagi jest niezwykle trudny i wymaga wiele czasu oraz wysiłku intelektualnego i emocjonalnego.

Rozmowa z seniorami dla wielu osób może stanowić bezpieczną formę interakcji społecznych (fot. JW)

Wystarczy jednak zacząć od spacerów lub jazdy rowerem kilka razy w tygodniu po najbliższej okolicy (z czasem poszerzając obszar eksploracji) przyglądając się dyskretnie życiu miasta, później zaś coraz bardziej aktywną interakcją z naturą, z czasem też z ludźmi (zaczynając np. od ludzi starszych, „bezpieczniejszych”) by stworzyć nowe, zdrowsze nawyki, zapanować nad otoczeniem, budować zdolności interpersonalne, zadbać o psychiczny dobrostan, wytworzyć pewien rodzaj więzi z nowym środowiskiem, poznać ludzi i pozwolić innym, by poznali nas.