Korea Południowa

Kapitan Edward Krzyzowski

Kapitan Edward Charles Krzyzowski

Któregoś dnia, przed wieloma laty przechodząc w pobliżu boiska do koszykówki na terenie amerykańskiej bazy wojskowej Yongsan w Seulu, zauważyłem, że jedna z ulic nosiła nazwę Krzyzowski Hills. Serce zabiło mi szybciej. Amerykański znajomy w towarzystwie którego miałem obowiązek poruszać się po bazie wyjaśnił mi, że kapitan Edward C. Krzyzowski to amerykański żołnierz polskiego pochodzenia, który zginął podczas wojny koreańskiej w r. 1951. Później już doczytałem, że życie stracił w Bitwie o Krwawą Grań (Battle of Bloody Ridge). 31 sierpnia 1951 r. poprowadził swoją kompanię przeciwko silnie ufortyfikowanemu wzgórzu w pobliżu Tondul w Korei Północnej. Po zdobyciu wzgórza jego oddział został zmuszony do wycofania się. Rozkazał swoim ludziom ewakuować rannych, podczas gdy on sam, pomimo odniesionych ran osłaniał ich odwrót. 3 września 1951 r. Krzyzowski ponowił atak, został jednakże trafiony kulą północnokoreańskiego snajpera.

Medal Honoru Kongresu

Urodzony, a jakże, w Chicago w r. 1914, kpt. Krzyzowski otrzymał pośmiertnie Medal Honoru, najwyższe amerykańskie odznaczenie wojskowe. Spoczął na cmentarzu katolickim w Justice w stanie Illinois.

Resurrection Catholic Cemetery and Mausoleums, Justice, Illinois, USA

Choć później jeszcze wielokrotnie przechodziłem w pobliżu słupka na której umieszczona była tabliczka z nazwą ulicy, być może jedynej tak swojsko brzmiącej w całej Korei Południowej, nigdy nie pomyślałem, by zabrać ze sobą aparat fotograficzny celem zrobienia zdjęcia. Od jakiegoś czasu przymierzałem się do napisania tego wątku, ale potrzebowałem jakiegoś dowodu na istnienie tej ulicy. Baza Yongsan przeniosła się już w inne miejsce, poza stolicę kraju, a na jej miejscu powstanie wkrótce park; ulica i nazwa być może znikną na zawsze. Dziś w końcu natrafiłem w Wikipedii (hasło: Yongsan Garrison) na plan dawnej bazy, na którym znalazłem poszukiwaną ulicę i wzgórze.

Krzyzowski Hills w Seulu
Korea Południowa

Jak jedzenie wpływa na samopoczucie Koreańczyków

Centrum handlowe „Hyundai” (fot. JW)

Zachodnie wypieki i potrawy (kor. yangsik) cieszą się dużą popularnością w seulskich centrach handlowych, a mimo to, choć z wiekiem pewien procent Koreańczyków przybiera troszkę na wadze, osób otyłych jest tutaj wciąż stosunkowo niewiele. Dla większości wciąż myślę Koreańczyków posiłek musi składać się z ryżu, zupy, owoców morza, warzyw, kimchi, grzybów, tofu i choć niekoniecznie podczas każdego posiłku, kawałka mięsa, yangsik wciąż jest więc raczej sporadycznym urozmaiceniem ich diety.
Podróżując za granicę, Koreańczycy szybko lokalizują koreańską restaurację, których wiele znajdziemy w każdym już chyba większym mieście świata. Spytani o przyczynę odpowiedzą, że kuchnia koreańska jest zdrowa (co tylko w pewnym stopniu mija się z prawdą), oraz najsmaczniejsza (kwestia gustu). Prawda jednak leży gdzie indziej, a mianowicie w umiarkowanym uzależnieniu od koreańskiej kuchni, którego nie są zazwyczaj świadomi. Nie jest to jednak złe uzależnienie, choć niektóre potrawy, chociażby kimchi i doenjjang zawierają nadmiar soli i należy spożywać je z umiarem.

Centrum handlowe „Hyundai” (fot. JW)

Oznacza to jednak, że bez co najmniej jednego lub dwóch koreańskich posiłków (kor. hansik) ich nastrój zaczyna pikować. To bardzo ważna wskazówka dla każdego, kto gości u siebie Koreańczyków. Jeśli chcemy wprawić delegację lub znajomych z Korei w dobry, pozytywny nastrój, nie należy ich karmić zbyt obficie polską kuchnią, która jest dla nich zbyt tłusta i czasami narzekają na jej smak, a koniecznie zabrać ich do najlepszej koreańskiej restauracji w mieście. Co się stanie, gdy Koreańczyków po sytym europejskim posiłku odwieziemy do hotelu? Przed snem wielu z nich skonsumuje w pokoju hotelowym koreańską zupkę błyskawiczną, które wielu z nich zabiera ze sobą w podróż lub zaopatrzy się przezornie w koreańskim sklepie spożywczym celem właśnie poprawy nastroju.
Moja żona nawet po obfitym obiedzie w restauracji serwującej zachodnie potrawy, po powrocie do domu musi spożyć na koniec dnia miseczkę, koniecznie krótkoziarnistego, koreańskiego ryżu oraz zupę doenjang jjigae lub kimchi jjigae, w przeciwnym razie będzie odczuwała niezadowolenie.

Centrum handlowe „Hyundai” (fot. JW)
Japonia · Korea Południowa

Ironia w komunikacji z Azjatami

Spotkałem na spacerze ojca wraz z ok. 7-letnim synem, który kazał nazywać się Jason, oraz ich psotliwym szczeniakiem rasy labrador. Jason doskonale posługiwał się j. angielskim i czuł się wyjątkowo swobodnie w moim towarzystwie. Spytałem go jak ma ich labrador na imię, a w odpowiedzi usłyszałem „secret”. „Och, doprawdy?” zapytałem z żartobliwą ironią w głosie. „To bardzo nietypowe imię dla psa” dodałem i zawołałem w kierunku labradora „Secret! Secret! Choć tutaj” W tym momencie do rozmowy włączył się jego ojciec, który z całą powagą odrzekł, że pies nie ma na imię „secret”, jego syn tylko się ze mną droczy, a imię psa brzmi „Coco”.
Ironia nie jest elementem komunikacji werbalnej używanym przez Koreańczyków i Japończyków. Interpretują taki komunikat w jego dosłownej formie i zazwyczaj nie potrafią wychwycić jego humorystycznych intencji.
Co pozwala nam zrozumieć ironię werbalną jest kontekst sytuacyjny, mimika twarzy oraz intonacja głosu nadawcy, tak często dodatkowo wzmacniana u dorosłych w trakcie przekomarzania się z dziećmi, które w ten sposób uczą się odróżniać ją od innych form wypowiedzi, z czym nie spotkałem się w Korei, gdzie podczas interakcji z dziećmi dorośli, zwłaszcza kobiety często mówią (czego w kulturze zachodniej nie pochwalają znów psycholodzy dziecięcy) dziecięcym głosem.
Z własnego doświadczenia wiem, że można pozytywnej ironii użyć czasami w swobodnych interakcjach z dziećmi i kobietami i w ten sposób budować lub wzmacniać z nimi relacje i więzi, pod warunkiem jednak, że wytłumaczymy, jakie były nasze intencje. Unikać natomiast jej należy w sytuacjach formalnych i w rozmowach z mężczyznami, którzy zazwyczaj nie są w stanie wychwycić subtelnych różnic w intonacji głosu i niekoniecznie wyrażą aprobatę dla tego typu żartów.
Dodam jeszcze, że sarkazm, złośliwy kuzyn ironii, może być przez Azjatów postrzegany bardzo negatywnie.

Korea Południowa

Prywatny cmentarz Yangsajeong w Gimpo

Na prywatny cmentarz Yangsajeong rodziny Yoon w Gimpo natknąłem się przypadkiem zeszłej jesieni podczas eksploracji rowerem obrzeży Seulu. Niepospolity urok krajobrazu zachwycił mnie już z daleka. Pierwszy pochówek na starannie wybranym przez koreańskiego mistrza feng shui (kor. pungsu) zboczu wzgórza odbył się w roku 1529 i od tego też czasu cmentarzem opiekują się członkowie rodu Yoon.

Cmentarz Yangsajeong

Napis na tablicy pamiątkowej głosi, że nazwa cmentarza, Yangsajeong („Niezapomniane Miejsce”) została nadana przez króla Jeongjo (1752-1800) z dynastii Joseon zachwyconego niezwykłością nekropolii.

Strażnik Muninseok

Liczne zdobienia miejsc pochowku pełniły w Korei wiele funkcji kulturowych. Muninseok, strażnik grobowców, na ogół przybierał postać urzędnika państwowego ubranego w oficjalny mundur z rękoma dzierżącymi berło trzymane na piersi. Jego funkcją była ochrona grobowców przed złymi duchami. Ta kamienna statua ustawiona przy grobowcu mówi nam, że zmarły za życia zajmował wysoką pozycję społeczną (yangban) lub posiadał szlachetną osobowość.

Posąg owcy Seokyang

Seokyang, to posąg owcy umieszczany przed grobowcami, kapliczkami lub budynkami, celem zapobieżenia wtargnięciu złych duchów lub katastrofom naturalnym. Wg. znajomej, z którą rozmawiałem kilka dni temu, wokół miasta Gimpo znajduje się wiele historycznych prywatnych cmentarzy. Tradycyjnie był to region zamieszkany przez bogatych właścicieli ziemskich.

Jeden z najstarszych nagrobków na cmentarzu
Korea Południowa

Mężczyźni trzymający się za ręce i moda w Korei

„Ajeossi” trzymający się za ręce (fot. JW)

Polowałem na to zdjęcie od kilku lat.
Zorientowałem się dopiero, jak obaj mężczyźni znaleźli się zbyt blisko, by wykonać fotografię. Szybko zawróciłem, przygotowałem ostrożnie telefon, tak, by nie zepsuć tej dwójce przyjaciół dobrego nastroju, drugą ręką nacisnąłem w rysiku spust migawki i zrobiłem zdjęcie. Nieco wstawieni, po pracy w sobotni wieczór poszli na kieliszek soju. Jeszcze przed kilkunastu laty mężczyźni trzymający się za ręce stanowili powszechny widok w Korei, zwłaszcza wieczorami, gdy po wyjściu z baru w głośnej atmosferze udawali się w kierunku przystanku autobusowego lub aby złapać taksówkę. Dziś, za sprawą rozpowszechnienia się ruchów LGBT heteroseksualni mężczyźni, zwłaszcza młodsi, unikają już wyrażania w ten sposób swojej przyjaźni.

Odzież sportowa jest na topie w Korei (fot. JW)

Co ciekawe, ich eleganckie, kolorowe marynarki są niepopularne wśród młodszego pokolenia Koreańczyków, które w ubiorze formalnym i nieformalnym preferuje kolory ciemne (czasami szare lub beżowe), jak w przypadku młodego mężczyzny w klapkach poruszającego się w przeciwnym kierunku. Kiedy pewnego razu zapytałem żonę na zakupach jak podoba jej się trzymana przeze mnie w ręku granatowa marynarka w kratkę odpowiedziała z niesmakiem na twarzy, „będziesz wyglądał jak ajossi” (starszy mężczyzna). Nie inaczej dzisiaj, gdy zachwalałem ich gustowny wygląd, żona rzuciła tylko „ajossi”. Na moją uwagę, że jest uprzedzona wobec koreańskich mężczyzn w średnim wieku niemalże się obraziła. Za to wszyscy zdają się w Korei akceptować tak tutaj modną na każdą okazję pospolitą odzież sportową (jakby ktoś się pytał, dlaczego w „Squid Game” obowiązuje właśnie ta forma odzieży…).

Zielone dresy noszone przez uczestników „Squid Game” (fot. Grafika Google)

Zaledwie minutę temu, gdy przymierzałem się do wrzucenia dzisiejszego wątku na tt w oczy wpadła mi fotografia @SławomirMentzen. Pokazałem żonie gustowną marynarkę prezesa KPB, na co ona odpowiedziała zaskoczeniem na twarzy. Tak wiele rzeczy, w tym moda, zdaje się być na opak w Korei.

Sławomir Mentzen (fot. Sławomir Mentzen)
Korea Południowa

Walki byków w Korei

Spotkałem kiedyś kobietę z Jinju, miasta na południu Korei, która na pytanie z czego ono na Półwyspie słynie, po chwili namysłu odpowiedziała „z walki byków”. Do tego czasu nie słyszałem o tradycji walki byków w Korei, a sięga ona ponoć 1000 lat wstecz.

Koreańska „korrida” (fot. Grafika Google)

Koreańska korrida, zwana tutaj sossaum (so – krowa, ssaum – walczyć) była popularną formą rozrywki zwłaszcza pośród mieszkańców prowincji. O miano czempiona walczyły między sobą wsie całych regionów. Prestiżowe zawody rozgrywano raz do roku po żniwach jeszcze w latach 30. ubiegłego wieku. Stawką był nie tylko honor i prestiż właściciela bydła, ale całej lokalnej społeczności, do której należeli.

(Fot. Grafika Google)

Dziś sossaum organizuje się w kilkunastu miejscach na terenie kraju. Koreańskie walki byków są (prawie) bezkrwawe. Do walk wykorzystuje się byki koreańskiej rasy hanwoo. Zdarzają się czasami obrażenia, w końcu to „sport” kontaktowy, ale o przypadku zgonu zawodnika nikt tutaj nie słyszał. Potężne byki walczą między sobą do czasu, aż jeden z nich nie stwierdzi, że ma dosyć i daje drapaka.

Szkolenie byka na czempiona sossaum (fot. Grafika Google)

Część walk zresztą kończy się zanim jeszcze dojdzie do kontaktu fizycznego. „Spojrzenie spod byka” wystarczy często, by słabszy psychicznie zawodnik wziął nogi za pas.
Celem zwiększenia masy mięśniowej zwierząt, przymusza je się do reżimu treningowego, m.in. poprzez ciągnięcie opon samochodowych w górę zbocza. Technikę walki ćwiczą na masywnych konstrukcjach z opon samochodowych. A co zrobić z upartym zwierzęciem, które za Chiny nie chce poddać się szkoleniu? Można zachęcić je do współpracy pojąc soju, lokalnym winem.

(Fot. Grafika Google)

Korea Południowa

Sąsiedzkie savoir-vivre

Dziś rano, gdy zjeżdżałem windą w dół, na siódmym piętrze wszedł młody mężczyzna, który ni stąd, ni zowąd odezwał się słowami, „Ostatnim razem przytrzymałeś mi drzwi jak szedłem z pakunkami, pamiętasz?” Przypomniałem sobie dopiero po chwili, jak już nasze drogi się rozeszły. Już z dwa tygodnie minęły od tego czasu. Drzwi wejściowe do budynku zamykają się automatycznie, a przed przytrzaśnięciem mieszkańców chroni umieszczona w futrynie na wysokości kolana fotokomórka. Wychodząc z budynku przystawiam do niej stopę za każdym razem, gdy ktoś do niego się zbliża. Fakt, Koreańczycy tak nie postępują, nawet drzwi przytrzymują niemalże wyłącznie osobom im towarzyszącym, ale nie obcym, choć w większości przypadków dziękują mi za ten niewielki w końcu gest uprzejmości. Okazuje się jednak, że tak mała rzecz może niektórym zapaść nawet na dłużej w pamięci. Czy inni Polacy za granicą postępują inaczej? Wątpię.
Czytając jednak niektórą polską prasę, można dojść do wniosku, że Polacy to wyłącznie nieokrzesane gbury i warcholstwo. Na ekrany kin wszedł właśnie kolejny film Wojciecha Smarzewskiego ukazujący Polaków w krzywym zwierciadle. „Jeżdżę za granicę i widzę to polskie chamstwo”, słyszę czasami od niektórych rodaków. Nigdy oczywiście nie mają na myśli siebie samych, ani swoich znajomych. Im częściej media przedstawiają Polaków w niekorzystnym świetle, tym częściej niektórzy dostrzegają ten margines rodaków zachowujących się niewłaściwie (zjawisko zwane iluzją częstotliwości / Baader-Meinhof), lub też interpretują neutralne lub przypadkowe zachowania krajanów w taki sposób by uzyskać odpowiedź twierdzącą na stawianą przez te media tezę (efekt potwierdzenia).
W zeszłym już chyba roku nasz osiedlowy dostawca przesyłek pocztowych, starszy jegomość, zjeżdżał windą ze swoim wózkiem załadowanym paczkami. Wcisnął przycisk 11 piętra, po czym wysiadł z przesyłką. Przytrzymałem drzwi w oczekiwaniu na jego powrót. Podziękował, ukłonił się i po chwili z kolejną przesyłką wysiadł piętro niżej. Wcześniej poprosił, bym nie czekał, ale zignorowałem jego prośbę. Powrócił, ponownie podziękował i jeszcze raz poprosił bym jechał dalej sam. Odrzekłem, że się nie śpieszę i z przyjemnością zaczekam. Zatrzymaliśmy się na dwóch kolejnych piętrach zanim dobiliśmy do parteru. „W mojej całej karierze nie spotkałem się z taką sytuacją” dodał. Od tego czasu za każdym razem jak mnie widzi na ulicy już z daleka kłania się lub radośnie macha do mnie ręką. Od dziecka w domu byłem uczony tego (jak i wielu innych) gestu, czynili tak również nasi sąsiedzi, mieszkańcy innych domów w naszym mieście i zapewne we wszystkich innych polskich miastach. „Jacek, pomóż pani”, zachęcała mnie zawsze w ten sposób mama do prospołecznych zachowań. Wielu innych rodziców w Polsce czyniło podobnie. Nic szczególnego wydawałoby się. W Korei jednak ten niewielki gest znaczy wiele.

Japonia · Korea Południowa

Tatuaże w Korei i Japonii

W Korei dynastii Joseon (1392-1897) oraz Japonii w okresie Edo (1603-1868) najczęstszą formą kary za drobne przestępstwa (np. kradzież) był tatuaż na środku czoła. (Za poważniejsze przestępstwa kary były znacznie surowsze). W Korei również zbiegli niewolnicy byli w ten sposób oznaczani, a i zakochani tatuowali czasami swoje ciała.

Tatuaowanie przestępców w Japonii (fot. Grafika Google)

Kiedy mój syn kilka lat temu poinformował swoją mamę o chęci wytatuowania przedramienia, moja żona wpadła w panikę. Niezależne Koreanki rzadko zwracają się do mężów o pomoc w sprawach wychowawczych, ale tym razem żona schowała ambicję do kieszeni i poprosiła bym z nim poważnie porozmawiał.

Tatuaż miłosny w Korei (fot. Grafika Google)

Dla mojej żony tatuaż kojarzy się z przestępczością. „Tylko gangsterzy i inni kryminaliści oszpecają w ten sposób swoje ciało” – pogląd podzielany wciąż przez większość Koreańczyków. „Oznaka braku szacunku dla rodziców, dziadków i przodków” dodają często starsi.
Młodsze pokolenie jest bardziej otwarte na tatuaże, ale lęk przed wykluczeniem, uprzedzeniami lub złością zniechęca wielu z nich do wykonania zabiegu. Większość z tych, którzy się zdecydowali, najczęściej ukrywa swoje malowidła. Tym bardziej zaskoczyła mnie dziewczyna z tatuażem, której fotografię wykonałem w metrze przed godziną, chwilę zaś później młodemu mężczyźnie .

Młoda kobieta z niewielkim tatuażem na przedramieniu (Fot. JW)

W Korei legalnie tatuaże mogą być wykonywane jedynie przez osoby, które uzyskały prawo do wykonywania zawodu lekarza (również koreańskiej medycyny tradycyjnej). Pomimo przeszkód prawnych, w Seulu półlegalnie działają ponoć setki salonów tatuaży prowadzonych przez młodych ludzi bez wykształcenia medycznego. A syn? Do dziś tylko od czasu do czasu wspomni o tatuażu.

Mężczyzna z tatuażem na prawym przedramieniu (fot. JW)
Korea Południowa

Zachowania niewerbalne homoseksualistów

Popijając herbatę w popularnej seulskiej kawiarni „A Twosome Place” moją uwagę zwróciło niecodzienne zachowanie dwóch młodych mężczyzn – obaj rozmawiali szeptem, rzecz wyjątkowa w Korei, nawet wśród tutejszych kobiet. Koreańczycy to naród gorącokrwisty, skłonny do głośnych zachowań, a zachowanie tych młodych ludzi na tyle mnie zaintrygowało, że postanowiłem dyskretnie przyjrzeć się bliżej ich interakcji. Wystarczyło tylko kilka chwil, by dojść do wniosku, że stanowią oni parę. W czasie około półgodzinnej obserwacji dostrzegłem m.in.:

• Długie i intymne spojrzenia, mniej więcej tak jak robią to młodzi kochankowie płci odmiennej
• Ponadprzeciętną ilość dotyku dłoni partnera rozmowy
• Modne, ale gustowne fryzury obu mężczyzn, zupełnie odmienne od tak charakterystycznego, monotonnego i szablonowego grzybka noszonego przez zdecydowaną większość chłopców, nastolatków oraz młodych mężczyzn w Korei
• Rozmowy odbywające się naprzemiennie w dystansie intymnym (50cm) i indywidualnym (50-120cm)
• Wzajemny, intymny dotyk kolan, obecny czasami podczas bliskiej rozmowy ojca z synem, ale nie wśród heteroseksualnych przyjaciół
• Jeden z mężczyzn bez skrępowania zaczął badał zawartość plecaka drugiego z mężczyzn w poszukiwaniu jakiegoś artykułu
• Mężczyzna siedzący po lewej stronie był osobnikiem dominującym w związku, nieco agresywnym, co przejawiało się inną dynamiką zachowań niewerbalnych, inną mimiką twarzy, inną ekspresją gestów rąk, a także był tym który dał sygnał zarówno do wyjścia na papierosa, jak i opuszczenia lokalu. Był też tym, który dominował wzrostem i budową ciała nad swoim partnerem i za każdym razem prowadził ten dwuosobowy orszak ku wyjściu, a jego nieco zagubiony partner posłusznie za nim dreptał
• Poziom intymności, swobodne i komfortowe pozycje ich ciał, oraz brak sztuczności zachowań tak charakterystyczny dla zaczynających dopiero swoją romantyczną przygodę par wskazywał, że obaj mężczyźni pomimo młodego wieku, są już razem od dłuższego czasu, jednakże na tyle krótko, że nie znudzili się jeszcze sobą, zajęci byli więc swobodną rozmową, a nie treścią wyświetlaną na ekranach telefonów, cecha znów tak dziś niestety charakterystyczna dla wielu młodych par

Koreańczycy są umiarkowanie tolerancyjni w stosunku do homoseksualistów i obowiązuje tutaj niepisana zasada „nie mów, nie pytaj”. Ci młodzi mężczyźni próbowali ukryć przed światem swoją orientację, ale równie dobrze mogliby próbować ukryć swoje istnienie. Czy będą to pary hetero- czy homoseksualne, mowa ciała w każdym jej elemencie szybko zdradzi jak bliskie relacje łączą dane osoby (koleżeństwo, przyjaźń, narzeczeństwo, małżeństwo, kochankowie).

Czasami wystarczy jeden, zdawałoby się niewiele znaczący gest, jak choćby w przypadku pewnej mieszanej pary mężczyzn (Koreańczyk i biały) spotkanej przeze mnie nie tak dawno w seulskim muzeum, by poznać co łączy spędzające razem czas osoby. Jeden z nich przechodząc obok partnera delikatnie dotknął palcami jego plecy co najmniej 15 centymetrów niżej, niż uczyniłby to mężczyzna heteroseksualny. Chwilę wcześniej zwróciłem uwagę na ich powolny chód, ograniczoną gestykulację oraz brak pewności siebie (reakcja walki lub ucieczki) charakterystyczne dla osób starających nie rzucać w oczy innych uczestników życia społecznego. Te odbiegające od normy zachowanie przyciągnęło jednak moją uwagę. Delikatne, wręcz anemiczne sylwetki oraz spokojne rysy twarzy z góry pozwoliły mi odrzucić ewentualne złe intencje obu mężczyzn. Pozostała tylko jedna możliwość i szybko utwierdzili mnie w przekonaniu, że muzeum War Memorial of Korea wybrali na miejsce potajemnej schadzki. 

Korea Południowa

Wypalenie uczniowskie

Wczoraj późnym wieczorem, po godzinie 9 w parku obok mnie i polującego na świerszcze psa ociężale przeczłapał chłopak z płócienną torbą w ręce. Kanciaste kształty książek przebijały się przez materiał, a więc wracał do domu z popołudniowej szkoły (hagwon). Przygarbiona sylwetka, spuszczona głowa, torba spodem szurała po ścieżce. Daleki od stanu optymalnej formy psychicznej. Doszedł do podnóża wzgórza, zakręcił torbą jak Dawid celujący procą w Goliata i rzucił ją ze złością w kierunku drzew. Całkiem zręcznie, gdyż książki wyfrunęły w kilku kierunkach. Zrezygnowanym krokiem podszedł do torby i zaczął do niej wkładać książki. Krzyknąłem z daleka czy wszystko w porządku. Nie odpowiedział. Zbliżyłem się i ponowiłem pytanie. Znów nic. Klepnąłem go w plecy. Trochę się przestraszył, gdyż nie jest to gest stosowany w Korei, spojrzał na mnie i wyciągnął słuchawki z uszu. „Coś nie tak”? pytam. „Nienawidzę szkoły” odpowiedział po chwili wahania patrząc znów pod nogi. Wracał z zajęć matematyki i j. japońskiego. Uczeń trzeciej klasy gimnazjum. Przemęczony, wypalony. Przeszliśmy razem kawałek drogi rozmawiając. „Dziękuję, że ze mną porozmawiałeś” powiedział na koniec. Chyba nigdy wcześniej nie słyszałem z ust Koreańczyka takich słów.
Problem przepracowania i depresji wśród uczniów koreańskich szkół ponadpodstawowych staje się coraz bardziej powszechny. Nauka od rana do późnego wieczora, zajęcia pozaszkolne w weekendy, niedobór snu. Hobby, życie rodzinne, gry i zabawy z rówieśnikami są im często nieznane.
Po powrocie do domu postanowiłem bliżej przyjrzeć się danym w Internecie.
„W porównaniu z 6.6% dorosłych, co czwarty (25.9%) uczeń gimnazjum w Korei cierpi na depresję”
„Samobójstwo jest główną przyczyną śmierci nastolatków w Korei, a wskaźnik samobójstw wśród młodzieży w Korei jest najwyższy w OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju).”
Depresja u nastolatków często objawia się zmęczeniem, drażliwością, obniżeniem nastroju oraz wyzywającymi zachowaniami. I rzucaniem torbą z książkami w drzewa. W marcu (nowy rok szkolny w Korei) ten młody człowiek rozpocznie naukę w szkole średniej. Będzie jeszcze trudniej.

Źródła:

https://m.health.chosun.com/svc/news_view.html?contid=2017080803226&ref=no_ref