„Jego czoło szerokie i gładkie przyjmuje niebiańską energię, ale skroń jest pusta jak kałuża, przybrała kształt bagna. Otrzymał doskonałą energię nieba i doskonałe błogosławieństwa swoich rodziców i przodków. Przestrzeń pomiędzy brwiami jest gładka i czysta, co należy uznać za oznakę szczęścia.” To jedynie część analizy twarzy prezydenta Moon Jae-ina dokonanej przez zawodowego fizjonomika. Czytanie twarzy (fizjonomika) jest jedną z najbardziej rozpowszechnionych w Korei technik wróżbiarskich. I można by machnąć ręką na to zjawisko, gdyż wróżbiarstwo ze względu na swój charakter tajemniczości i niedostępności jest w szczególności otwarte na wszelkie pseudonaukowe teorie i praktyki, rzecz jednak w tym, ze w Korei (a w pewnym stopniu również w Japonii) fizjonomicy zatrudniani są również przez firmy i wiodące korporacje pod kątem sprawdzania przydatności kandydatów do pracy. Może wydawać się zastanawiające, że w kraju ogarniętym szałem edukacji pseudonaukowe teorie wciąż znajdują posłuch wśród wykształconej elity kraju, wynika to jednakże z roli twarzy w kulturach konfucjańskich. Termin „twarz” i sama twarz odgrywają istotną rolę w Azji Wschodniej, zwłaszcza w Korei. Jak pisze koreańska psycholożka kulturowa K.O.Kim Koreańczycy wierzą, że wszystko, co dotyczy urodzenia, wykształcenia i losu, ma związek z twarzą. Zmieniając twarz można więc poprawić swój los, a to już pozwala nam zrozumieć fenomen operacji plastycznych w Korei.
Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)
Kwiaty wiśni kwitną bardzo krótko i zaledwie po kilku dniach ich płatki zaczynają opadać. Ich kruchość kojarzona jest nie tylko ze śmiercią, ale także z ulotnością miłości, choć nie jawi się jako obraz jej końca. Być może dlatego aż do początku XX wieku ślub w okresie kwitnienia wiśni miał przynosić pecha i był przez Japończyków unikany. Japończycy byli i w dalszym ciągu pozostają w niemałym stopniu społeczeństwem przesądnym. Wierzono np., że tam gdzie rośnie wiśnia, tam pochowane były czyjeś zwłoki. Drzewa wiśni miały mieć właściwości wysysania z ziemi ludzkich kości, stąd wciąż często spotykane są na cmentarzach i polach bitewnych.
W tym przesądzie znajduje się jednak ziarenko prawdy. Wg japońskich ogrodników drzewa wiśni faktycznie wysysają dużo składników odżywczych z gleby i nie zalecają oni sadzenia ich w przydomowych ogródkach. Wśród japońskich ogrodników krąży pogląd, że wiśnia może kwitnąć pięknymi kwiatami tylko dlatego, że „podkrada” składniki odżywcze innym rosnącym w jej pobliżu roślinom. Przyciągają też ponoć wiele szkodników, a w dodatku część ich korzeni rośnie poziomo.
Kolejnym przesądem związanym z tym drzewem był rzekomy składnik halucynogenny zawarty w delikatnym aromacie wydzielanym przez kwiaty. Z kwiatami w ogóle związanych jest w Japonii wiele przesądów. Nie należy ich sadzić po obu stronach wejścia, a chryzantemy i glicynie przynosić mają pecha. Przesądy te są przekazywane jako część nauk wróżbiarskich i feng shui. Wg japońskich psychologów współcześni Japończycy mniej już zwracają uwagę na przesądy i znaki zapowiadające nieszczęście, a bardziej skupiają się na pozytywnych wróżbach, jak choćby tej, że pojawienie się sakura fubuki we śnie ma być zapowiedzią spełnienia miłości. Zwłaszcza, gdy „zamieci kwiatowej” przygląda się obiekt naszych zachwytów. Gorzej, gdy przyśnią im się ułamane gałęzie wiśni. Kłopoty murowane. Japońscy wróżbici w takich sytuacjach zalecają szczególną ostrożność w postępowaniu.
Bramy torii są zazwyczaj na tyle duże, że nie sposób je przeoczyć. Gorzej, gdy jakiś symboliczny element kultury japońskiej jest tak niewielki, że trudno go dostrzec. Zauważony zresztą zostanie zapewne zignorowany, a jednak stożek soli przy drzwiach niektórych placówek handlowych, rzadziej domów w Japonii spełnia dla wyznawców shinto ważną rolę. Raz, morishio, gdyż tak się nazywa, ma moc odpędzania zła i pomaga w uniknięciu nieszczęścia. Już starożytni dostrzegli, że sól ma właściwości oczyszczające i dezynfekujące, trudno się więc dziwić, że pojawiła się w Kojiki, pierwszym japońskim dziele historiograficznym z VIII wieku. Znajduje się w nim opis obmywania ciała wodą morską przez japońskiego demiurga Izanagi.
Sól to także talizman na szczęście. Usypana w pobliżu drzwi restauracji piramidka z soli ma za zadanie przyciągnąć klientów, zwłaszcza nowych. Zwyczaj ten istniał ponoć w Japonii już w okresie Nara (VIII wiek) i jest praktykowany do dziś przez niektórych właścicieli restauracji i barów. Wg chińskiej legendy, sól układano w pobliżu tych domów konkubin cesarza Qin, których jeszcze nie odwiedził. Poruszał się na wozie ciągniętym przez krowy, a te miały zatrzymywać się przy lubianej przez nie soli. Zazwyczaj stosuje się sól morską, gruboziarnistą i umieszcza ją w pobliżu drzwi wejściowych, ale także tych prowadzących do toalety, łazienki i kuchni. To w tych miejscach złe moce mają tendencję do gromadzenia się. Sól należy wymieniać co najmniej raz na 2 tygodnie, gdyż z czasem gromadzi się w nich zbyt wiele nieczystych mocy.
Kilka dni temu byłem świadkiem zderzenia dwóch kobiet w pobliżu mojego osiedla mieszkaniowego. W takich sytuacjach Koreańczycy najczęściej udają, że nic się nie stało i nie zatrzymując się idą dalej. Tym razem jednak starsza z kobiet odczuła ból i głośno zaprotestowała. Młodsza z nich i myślę, że winowajczyni, zatrzymała się i winę zrzuciła na wieczorną porę i ciemności. Starsza jednak nie odpuszczała. Domagała się przeprosin. W końcu je otrzymała i kobiety się rozeszły. Dlaczego Koreańczycy tak bardzo komplikują sobie życie i skąd biorą się ich opory przed powiedzeniem słowa „przepraszam”? Dlaczego młodsza z nich winę zrzuciła na warunki atmosferyczne, choć ulica była poprawnie oświetlona i widoczność doskonała, zamiast przyjąć za to zdarzenie odpowiedzialność? Dlaczego Koreańczycy i Japończycy wolą często skłamać, niż powiedzieć prawdę i dlaczego kłamstwo w obu tych kulturach niekoniecznie jest postrzegane negatywnie? No i co to wszystko ma wspólnego ze zdrowszą cerą i mniejszą liczbą zmarszczek na twarzach Koreańczyków i Japończyków? Na te pytania odpowiadam w moim najnowszym filmie na YouTube, na którym znów przyglądam się życiu psychicznemu i społecznemu Koreańczyków. Wszystkich Państwa zainteresowanych tematem zapraszam na YouTube.
Jedna z tysięcy karayuki san – japońskich prostytutek (jap. yujo) wysyłanych do pracy w domach publicznych Azji Południowo-Wschodniej na przełomie XIX i XX wieku. Ponieważ wiele z nich nie potrafiło pisać, wysyłały swoim rodzinom w Japonii pocztówki z własnym wizerunkiem. W najstarszym grobie na japońskim cmentarzu w Singapurze (Japanese Cemetery Park) spoczywa zmarła w 1889 r. Toma Sato. Została pochowana 2 lata przed założeniem cmentarza przed brytyjski rząd kolonialny w 1891 r.
Japanese Cemetery Park
Pośród 910 japońskich grobów na cmentarzu w singapurskiej dzielnicy Hougang, aż kilkaset, z których wiele jest bezimiennych, aby w ten sposób oszczędzić wstydu ich rodzinom, należy do yujo. Ponieważ wiele z nich zmarło bez grosza przy duszy, ich groby zostały oznaczone prostymi drewnianymi nagrobkami, które z czasem uległy zniszczeniu. Dziewczyny te odegrały istotną rolę we wczesnej historii Singapuru. Wraz z rosnącą liczbą imigrantów w Singapurze i stosunkiem płci jedna kobieta na czternastu mężczyzn, pod koniec XIX w. dynamicznie rozwijał się biznes oparty na prostytucji.
Domy publiczne w Singapurze
Celem utrzymania ładu społecznego, Brytyjczycy przymykali oko na proceder sprowadzania młodych dziewczyn z Japonii i Chin. Prostytucja była postrzegana przez władze kolonialne jako zło konieczne. Cmentarz w Singapurze jest największym japońskim cmentarzem w Azji Południowo Wschodniej, ale nie jedynym. Można je znaleźć niemalże wszędzie tam, gdzie nierządem trudniły się młode Japonki. Najczęstszymi celami podróży karayuki-san były kwitnące azjatyckie miasta portowe, takie jak Hongkong, George Town, Rangun, Sajgon, Sandakan, George Town, Kuala Lumpur, Szanghaj i wspomniany wcześniej Singapur.
Karayuki-san w Saigonie
Niektóre z nich dotarły aż do Australii i Kalifornii. W samym Singapurze na początku XX wieku w ponad 100 domach publicznych pracowało ponad 1000 Japonek. Rywalizowały z nie mniejszą liczbą Chinek. Większość z tych dziewczyn i kobiet pochodziła z bardzo biednych środowisk na wyspie Kiusiu. Nastoletnie dziewczęta były sprzedawane przez rodziny lub też nieświadomie przekazywane pośrednikom pracy, którzy z kolei sprzedawali je zamorskim domom publicznym. Początkowo Japończycy byli dumni z karayuki-san. Przysyłanymi do kraju pieniędzmi pomagały budować nowoczesną gospodarkę dopiero co wybudzonej z ponad 200-letniego letargu Japonii.
Japoński cmentarz w Kuala Lumpur
Z czasem jednak z obawy o utratę prestiżu rosnącego w siłę na arenie międzynarodowej kraju, japońscy dyplomaci czynili co mogli, aby wyeliminować japońskie domy publiczne z krajobrazu miast Azji Płd.Wsch., a powracające do domu yujo spotkały się z otwartą niechęcią ich rodzin i Japończyków. Zanim proceder ten zupełnie nie wygasł w latach 40 ubiegłego wieku, tysiące dziewczyn zmarło, często wskutek chorób wenerycznych i zostało pochowanych na japońskich cmentarzach.
Wiklinowy kosz? Nie, damski kapelusz w przednowoczesnej Korei. Pierwszych przybyszy do Korei w XIX wieku zaskakiwało wiele rzeczy, wśród nich niektóre zwyczaje związane z ówczesną koreańską modą. Pisałem kiedyś, o noszonych przez kobiety niższych klas krótkich kurteczkach odsłaniających ich biust. Współcześni koreańscy komentatorzy piszą, że ułatwiały one karmienie niemowląt w miejscach publicznych, często jednak pomijają fakt, że nosiły je matki niemowląt płci męskiej.
📷 Kenneth H. Lehr, 1952
Konfucjańskie społeczeństwo skoncentrowane na mężczyznach znacznie wyżej ceniło chłopców, a karmienie ich piersią w miejscach publicznych było powodem do dumy. Zaskoczeniem dla obcokrajowców były też kobiece kapelusze oraz długie okrycia zakrywające również głowy. Podczas gdy kobiety, zwłaszcza te z wyższych klas, mieszkanki stolicy i innych miast południa zakrywały swoje twarze przed promieniami słońca oraz wzrokiem mężczyzn narzucając na siebie długie kurtki zwane jang-ot, kobiety w Pyongyang i innych ośrodkach miejskich północnych prowincji nosiły ogromny i raczej mało wygodny kapelusz zwany satkat.
Przechodząc w pobliżu mężczyzn osuwały go niżej na twarz. Kiedy pod koniec XIX wieku chrześcijańscy misjonarze postanowili zapoznać Koreańczyków z ideą równości płci, wprowadzili w swoich szkołach zakaz noszenia przez dziewczęta jang-ot oraz kapeluszy satkat. Początkowy efekt tej decyzji był odwrotny od zamierzonego.
Wiele dziewczyn nie było jeszcze gotowych do odsłonięcia przed obcymi swoich twarzy i przestały uczęszczać na zajęcia. Misjonarze szybko wprowadzili więc plan ratunkowy – czarne parasole. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. W znacznym stopniu uwalniał ręce kobiet i dziewczyn oraz dawał im większą możliwość decydowania o tym kiedy i w jakim stopniu odsłaniać swoje twarze. Przed kilkoma laty parasole były symbolem ruchu prodemokratycznego w Hongkongu, ale wcześniej, pod koniec XIX wieku stały się symbolem nowoczesnej koreańskiej kobiety.
Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)
Japończycy potrafią ciężko pracować i równie mocno wypić. Urodzony w Tokio fotograf Kenji Kawamoto przemierzył swoje rodzinne miasto fotografując pijanych salarymenów (pracowników korporacji) śpiących w najmniej do tego odpowiednich miejscach – na schodach, chodnikach, stacjach i peronach kolejowych. Już w 3 wieku naszej ery chińscy wysłannicy do kraju Wa (Japonia) pisali, że jego mieszkańcy gustowali w mocnych alkoholach. Przed wybuchem pandemii COVID-19 w samym tylko Tokio znajdowało się blisko 30 tysięcy barów i pubów. Alkohol można zakupić również z automatów vendingowych.
📷 Kenji Kawamoto
Pomimo tego, że Japończycy piją dziś mniej niż przed laty, w dalszym ciągu można natknąć się na mieście na „martwe” ciała salarymanów. Przyczyną tego jest kombinacja kilku czynników: upojenie alkoholem i wyjątkowo łatwy do niego dostęp, akceptacja społeczna dla pijaństwa, niefrasobliwość Japończyków, zmęczenie oraz brak snu. Na ludzi, którzy upili się do nieprzytomności wielu Japończyczyków spogląda ze współczuciem, a zjawisko to uważane jest za normalne w krajobrazie miejskim. Idea, że po ciężkim dniu czy tygodniu pracy mężczyzna ma prawo się upić głęboko zakorzeniła się w społeczeństwie japońskim. Wg wielu badaczy społecznych Japonia jest jednym z najbardziej przyjaznych piciu alkoholu krajów świata, japońska kultura picia jest wyjątkowo niechlujna, a wychodząc na drinka ważne jest aby się upić i budować i podtrzymywać w ten sposób relacje, zwłaszcza pomiędzy mężczyznami. (📷 Kenji Kawamoto)
Publiczne oddawanie moczu i śmieci wyrzucane wprost na ulice, powszechne spluwanie, psie odchody na chodnikach i w parkach, zaśmiecone pociągi, przechodnie zakrywający chusteczką nosy, aby w ten sposób chronić powonienie przed powszechnym zwłaszcza w pobliżu cieków smrodem. Brud przyciągał niepożądane gatunki owadów, takich jak muchy i karaluchy. Miasto? Tokio aż do początków lat 60. XX wieku.
Od lat 30. nadmierna koncentracja ludności i przemysłu w stolicy powodowała problem zalewania miasta śmieciami. Wg prof. Yoshio Nakano, który nadał ówczesnemu Tokio przezwisko „obornikowe piekło” (funnyo jigoku), stolica Kraju Kwitnącej Wiśni była jednym z najbardziej śmierdzących miast świata. Wywóz śmieci był nieregularny, rzeka Sumida była zaś płynącym ściekiem.
A jednak w 1964 roku w Tokio odbyły się udane dla Polski Igrzyska Olimpijskie, pierwsze w historii na kontynencie azjatyckim. To właśnie wtedy ujawnił się niezwykły talent Ireny Szewińskiej, jeszcze wtedy Ireny Kirszenstein. Nasza młodziutka lekkoatletka miała to szczęście przybyć do stolicy Japonii 2 lata po zapoczątkowanej przez ówczesnego gubernatora Tokio Ryotaro Azuma kampanii upiększenia miasta, do której pod hasłem „upiększanie stolicy to jedna z dyscyplin olimpijskich” zaangażowano wszystkich mieszkańców stolicy.
Wiele lat później napisał on: „Brudne i hałaśliwe miasto stałoby się hańbą dla całej Japonii”. Na ulicach pojawiły się banery z napisami „nie oddawaj moczu na ulicy”, „nie pluj na chodniku”, „przestań zaśmiecać miasto”, „sprzątaj kupy po swoim psie”, „nie niszcz drzew i znaków drogowych” itp. Hasła te powoli zaczęły przenikać do umysłów mieszkańców stolicy i zgodnie z zamiarem gubernatora Azuma jego kampania zmieniła już na stałe oblicze tego miasta. Tokio było przygotowane na przyjęcie gości z całego świata.
26 lipca 1944 roku. Podczas gdy w Azji Wschodniej i Południowo-Wschodniej alianci toczyli zaciekłe boje z Cesarską Armią Japonii, w Europie, 100 km na południe od Florencji urodzony w Kalifornii w rodzinie japońskich imigrantów 22-letni starszy szeregowy Kiyoshi K. Muranaga samotnie, ogniem z moździerza ostrzeliwał niemieckie pozycje umożliwiając ukrycie się jego towarzyszom broni. Trafiony przez Niemców zginął na miejscu. Był jednym z wielu Nisei – Amerykanów japońskiego pochodzenia poległych w Europie w 1944 i 1945 roku. Muranaga zgłosił się na ochotnika do 442 Pułku Piechoty złożonego niemalże wyłącznie z Nisei.
Żołnierze 442 Pułku Piechoty w Bruyers
Żołnierze tego pułku walczyli od 1944 roku w Włoszech, Francji i Niemczech i zasłynęli walecznością, odwagą i męstwem, za co otrzymali najwięcej odznaczeń bojowych w historii wojskowości Stanów Zjednoczonych, w tym 21 Medali Honoru (najwyższe odznaczenie wojskowe USA), 52 Krzyży Wybitnej Służby (drugie w hierarchii odznaczenie), 588 Srebrnych Gwiazd oraz trzy i pół tysiąca medali Purpurowe Serce.
Kompania H, 442 Pułku Piechoty w wyzwolonym przez nich miasteczku we Włoszech
442 Pułk Piechoty zdobył i wyzwolił liczne miejscowości we Włoszech i Francji, w tym Bruyeres, Belmont i Biffontaine. Walczyli z najbardziej bitnymi oddziałami, jakie Niemcy byli w stanie rzucić do walk – zaprawionymi w bojach żołnierzami z Afrika Korps, oddziałami SS i żołnierzami dywizji Hermanna Goeringa.
Hiro Higuchi, kapelan 442 Pułk Piechoty
W ciągu zaledwie 19 miesięcy walk 442 Pułk poniósł ogromne straty, a jak na ironię znaczna część jego żołnierzy została zwerbowana na terenie amerykańskich obozów internowania, w których umieszczono Amerykanów japońskiego pochodzenia ze Wschodniego Wybrzeża.
Szeregowy Rudy Tokiwa prowadzi grupę pojmanych niemieckich żołnierzy we Włoszech
29 kwietnia 1945 r. wchodząca w skład 442 Pułku Piechoty 552 Batalion Artylerii brał udział w wyzwoleniu obozu w Dachau. Pośród 33 tysięcy więźniów znajdowało się 15 tysięcy Polaków. 29 kwietnia zwiadowcy 522 Batalionu, jedynego z 442 Pułku biorącej udział w walkach na terenie Niemiec, przemierzając bawarskie miasteczko Hurlach natknęli się na otoczone drutem kolczastym koszary. Japończycy wyważyli bramy i dostali się do środka doprowadzając do wyzwolenia 3000 więźniów z podobozu Dachau Kaufering IV.
Tahae Sugita z byłym już więźniem niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Dachau
Po wojnie armia amerykańska i rząd wyciszyły udział Japończyków w wyzwoleniu tego obozu koncentracyjnego. Dopiero wiele lat później historyk Eric Saul przygotowując wystawę dotyczącą 442 Pułku Piechoty dowiedział się o ich chwalebnym udziale w tym wydarzeniu. Z początku miał wątpliwości, ale przekonał się, gdy weterani pokazali mu zrobione przez siebie zdjęcia.
W tokijskim sklepie Papettohousu (Domek dla lalek) w dzielnicy Shinjuku zajmującym się sprzedażą marionetek pojawiła się postać niedźwiadka o bardzo swojsko brzmiącym imieniu Wojtek (ヴォイテク). Informacja na stronie internetowej sklepu wskazuje, że Wojtek, sympatyczna, 45-cm marionetka wykonana z drewna i gliny w cenie około 2500 złotych znalazł już nabywcę. Zanurzyłem się więc na chwilkę w otchłań japońskiego Internetu, by się przekonać, co Japończycy wiedzą na temat naszego kaprala w Armii Andersa i wygląda na to, że jest on najbardziej znanym w Japonii polskim (przyjmując, że zwierzętom z automatu przypisuje się narodowy rodowód swoich właścicieli) żołnierzem biorącym udział w drugiej wojnie światowej.
Przypomnę tylko, że w 1942 r. niedźwiadek brunatny został znaleziony w górach Iranu przez tubylców, a następnie wraz grupą polskich żołnierzy trafił do obozu dla uchodźców w pobliżu Teheranu. Wkrótce potem zaopiekowali się nim żołnierze 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii i na początku 1944 roku wraz z nimi wyruszył do Włoch, gdzie brał udział w bitwie o Monte Cassino. W artykułach opisujących losy kaprala Wojtka japońscy czytelnicy mogą również poznać losy polskich jeńców wojennych w niewoli radzieckiej od 1939 roku. Dla młodszych czytelników w japońskich księgarniach jest również książka o niedźwiadku Wojtku i dla większości z nich jest to zapewne pierwszy kontakt z polską historią.