YouTube

Mimikra i synchronizacja zachowań społecznych Japończyków i nie tylko

Wiele zachowań społecznych Japończyków intryguje obcokrajowców. Próbują oni w jakiś sposób je opisać i wyjaśnić, zazwyczaj niepoprawnie. Niewiele lepiej radzą sobie z tym sami Japończycy, którzy nieskromnie i często bez umiaru oceniają siebie i swoje zachowania jako pozytywne i prospołeczne. Ale nie wszystko złoto, co się świeci i nie wszystkie ludzkie zachowania z pozoru wyglądające na pozytywne są altruistyczne i empatyczne. Dziś w moim nowym programie poruszam m.in.. temat społecznej mimikry oraz synchronizacji zachowań. Zapraszam.

Korea Południowa

Etykieta w Korei – czy faktycznie zawsze należy używać dwóch rąk przy podawaniu rzeczy

Mieszkająca w Seulu popularna polska youtuberka od dawna przekonuje swoich widzów, że robiąc zakupy w Korei pieniądze i karty kredytowe „zawsze należy podawać i przyjmować dwoma rękoma” (lub z drugą ręką uniesioną do łokcia). Identyczne zresztą informacje zawarte są w artykułach i książkach o Korei Południowej oraz w przewodnikach turystycznych. Przeszedłem się na bazar warzywno-owocowy, aby przyjrzeć się niewerbalnym interakcjom zachodzącym pomiędzy sprzedawcami i kupującymi i przy okazji rozprawić się i z tym popularnym mitem. Również sami Koreańczycy w dużej mierze nieświadomi swoich społecznych zachowań i na poziomie percepcyjnym nienadążający za zmianami zachodzącymi w etykiecie są często przekonani, że w sytuacjach społecznych zawsze używają dwóch rąk, a wraz z nimi podatni na wpływ i sugestie tubylców obcokrajowcy tu mieszkający.

W rzeczywistości obszar interakcji, w trakcie których należy przy przekazywaniu i odbieraniu różnych rzeczy używać tutaj obu rąk coraz bardziej się kurczy. W Japonii już niemalże zupełnie zanikł (wciąż obowiązuje m.in. przy nalewaniu alkoholu, wymianie wizytówek, przekazywaniu prezentów oraz w niektórych elementach ceremonii religijnych i parzenia herbaty). W Koreańskich dramach aktorzy dwoma rękoma przytrzymują kieliszek lub butelkę wina i znów przekonuje się nas, że zawsze wymaga tego alkoholowy savoir-vivre, co również nie jest zgodne z prawdą, gdyż podczas rodzinnych i innych nieformalnych spotkań używa się nierzadko jednej ręki. Pieniądze przekazujemy dwoma rękoma w bardziej formalnych sytuacjach, zwłaszcza, gdy umieszczone są w kopercie, ale nawet i w tym przypadku coraz częściej zdarzają się wyjątki od reguły.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Używanie dwóch rąk częściej zdarza się sprzedawcom, niż ich klientom
.
Japonia

Nieszczęsne życie Japońskich kurtyzan

Japońska kurtyzana

Japończycy często idealizują legalną prostytucję okresu Edo (1603-1868). Pozytywne opinie na temat oficjalnych dzielnic czerwonych latarni (yukaku), zwłaszcza słynnej Yoshiwary w Edo (dzisiejsze Tokio), można znaleźć również w zachodniej literaturze. Rozwój malarstwa, literatury, mody i muzyki w yukaku miał pozytywny wpływ na sztukę w Japonii, ale odbyło się to kosztem ludzkiej godności, zdrowia i życia.

Ze strony nowojorskiego Metropolitarnego Muzeum Sztuki (Metropolitan Museum of Art)

Życie kurtyzan (Oiran) nie było różami usłane. W tamtym okresie kobiety wszystkich klas były wykorzystywane i traktowane z niewielkim szacunkiem, ale pogodzone ze swoim losem nie często się skarżyły. Zachowały się jednak relacje niektórych kurtyzan, które pozwoliły sobie na chwilę szczerości.
„Ze wszystkich nieszczęść świata nie ma nic bardziej złego niż los kurtyzany. W oczach ludzi wydaje się beztroska, ale pod spodem czai się bolesna rzeczywistość. Przez lata, od ceremonii inicjacji po dzień dzisiejszy, moje wydatki tylko rosną i z trudem wiążę koniec z końcem. Hojni mężczyźni, którzy dają mi pieniądze, są rzadkością, a oszustów jest wielu. Muszę dawać prezenty i napiwki coraz większej liczbie pracowników dzielnicy, powiększając w ten sposób dług oraz pogłębiając cierpienie. (…) Mojej kamuro (młodziutkie pomocnice kurtyzan) udało się mnie przekonać do oddania jej nowego kimona, które dopiero co zaczęłam sama nosić. Rozstanie z nim było bardzo bolesne, ale nie mogę pozwolić na to, by nosiła zimową odzież latem. (…) Moje finansowe troski nie mają końca. (…) W obecności gości nie wolno nam jeść, wygodnie usiąść, śpiewać podczas grania na shamisenie (instrument muzyczny), nie możemy też zbyt często korzystać z toalety.”

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Kurtyzana z dwójką kamuro
Japonia

Aresztowanie Paula McCartneya w Japonii

16 stycznia 1980 roku na tokijskim lotnisku Narita aresztowany został Paul McCartney. Celnicy w jego bagażu znaleźli 219 gramów marihuany. Tego dnia były Beatles przybył do Japonii celem odbycia trasy koncertowej z założonym przez niego i jego żonę Lindę 9 lat wcześniej pop-rockowym zespołem Wings. Odkrycie w jego walizce torebki z narkotykami pokrzyżowało te plany. „Kiedy facet wyciągnął to z walizki, wyglądał na bardziej zawstydzonego niż ja. Myślę, że chciał po prostu odłożyć to z powrotem i zapomnieć o całej sprawie.” – wspominał później McCartney.

Muzyk za swój czyn został potraktowany jak pospolity przemytnik i groziło mu 7 lat więzienia w zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze. „Nie próbowałem tego ukrywać. Właśnie wróciłem z Ameryki i nadal miałem takie amerykańskie podejście, że marihuana nie jest taka zła. Nie zdawałem sobie sprawy, jak rygorystyczne jest japońskie prawo.” Urzędnik celny nakazał zatrzymanie McCartneya i skontaktował się przez radio z Biurem Kontroli Narkotyków. „To wszystko pomyłka” – zaprotestował McCartney, gdy agenci Biura zakuwali go w kajdanki. Został zabrany na przesłuchanie. W ciągu kilkunastu godzin trasa koncertowa Wings została odwołana (do tego czasu sprzedano łącznie 100 tys. wejściówek), McCartney został zamknięty w celi o wymiarach 4 na 8 w tokijskim więzieniu Kosuge (F), a piosenki Wings zostały zakazane w japońskich stacjach radiowych i telewizyjnych. Po tym, jak brytyjski konsul poinformował go, że może spędzić kilka następnych lat życia w japońskim więzieniu były Beatles nie na żarty się przeraził. „Moja pierwsza noc była najgorsza. Nie mogłem spać. Bałem się, że nie zobaczę rodziny przez lata”. Wynajęci przez muzyka prawnicy nie mieli dla niego lepszych wiadomości.


To nie był jego pierwszy konflikt z prawem. W 1972 roku zapłacił grzywnę w wysokości $2000 za przemyt marihuany do Szwecji. W tym samym roku został ukarany grzywną za posiadanie tego narkotyku w Szkocji, a rok później ponownie został ukarany grzywną za uprawę konopi indyjskich na swojej farmie w szkockich górach. Plotka głosi, że przed trasą po Japonii McCartney miał podpisać oświadczenie stwierdzające, że nie używa już narkotyków, co było warunkiem otrzymania wizy, kiedy więc w jego bagażu znaleziono trawkę, władze japońskie uznały, że należy muzyka ukarać. Za kratkami, więzień nr 22, jak nazywano McCartneya, z życzliwością traktował strażników i współwięźniów. Odmówiono jednak jego prośbie o dostarczenie mu gitary i przyborów do pisania, czas więc spędzał na ćwiczeniach i rozmowach z innymi więźniami. Pobyt w więzieniu, z wyjątkiem przesłuchań, wspomina pozytywnie. Japońscy śledczy wypytywali o najdrobniejsze szczegóły z jego życia, nawet te z okresu dzieciństwa.

Po sześciu dniach starań Linda w końcu uzyskała zgodę na widzenie z mężem. Przyniosła mu kanapki z serem, ubranie na zmianę oraz kilka książek. Trzy dni później japońskie władze uznały, że słynny muzyk wystarczająco już wycierpiał, wycofano zarzuty, ale postanowiono deportować go z Japonii. Przewieziony na lotnisko Narita w ramach przeprosin dla japońskich fanów zaśpiewał krótką piosenkę. „To było bardzo, bardzo przerażające przez pierwsze trzy dni. Chyba w ogóle mało spałem. A kiedy spałem, miałem bardzo złe sny.” wspominał po latach. W tamtym okresie McCatney był już zmęczony projektem pod nazwą Wings i dziś sugeruje, że być może podświadomie chciał wejść w konflikt z japońskim prawem, aby znaleźć pretekst żeby się z niego wycofać. Zespół faktycznie wkrótce przestał istnieć. Do Japonii muzyk powrócił dopiero 10 lat później.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Paul McCartney w Tokio, rok 1990.
Wietnam

Lo Manh Hung, najmłodszy fotograf wojny wietnamskiej

Lo Manh Hung

Sajgon, Południowy Wietnam, 18 lutego 1968 r. Zaledwie 12-letni Lo Manh Hung w hełmie z napisem „press”, torbą fotograficzną na ramieniu i dwoma aparatami zawieszonymi na szyi przechadza się po mieście w poszukiwaniu ciekawych ujęć. Był prawdopodobnie najmłodszym fotoreporterem w czasie wojny wietnamskiej. Rok wcześniej zaczął pomagać swojemu ojcu, Lo Vinh (58), niezależnemu fotografowi z ponad 40-letnim doświadczeniem pracy na terenie całych Indochin. Lo Manh Hung, najstarszy z ośmiorga rodzeństwa, jest autorem wielu zdjęć, na których uwiecznił sceny z żołnierzami piechoty morskiej Wietnamu Południowego oraz Stanów Zjednoczonych. Rodzice nauczyli chłopca jak obsługiwać aparat, co przy ówczesnej technice fotograficznej, musiało być sporym wyzwaniem dla dziecka, ale także, jak wywoływać filmy, a uzyskane odbitki sprzedawać agencjom prasowym. Lo Vinh nie planował zabierać syna ze sobą na niebezpieczne wyprawy.

Li Manh Hung przegląda wraz z mamą klisze fotograficzne.

Chłopiec zaczął towarzyszyć ojcu dopiero wtedy, gdy ten został ranny w trakcie dokumentowania ulicznych zamieszek w roku 1967. Niezbędna okazała się pomoc asystenta. Wstawali codziennie o 5 rano i przemierzali miasto na motocyklu. Wspólnie zajmowali się fotografią weselną i reportażową, a od roku 1968 także wojenną. Przez cały luty i pierwszy tydzień marca 1968 roku w Sajgonie toczyły się ciężkie walki pomiędzy wojskami Wietnamu Północnego i Wietkongu a Wietnamem Południowym i Stanami Zjednoczonymi, ojcu i synowi nie zabrakło więc okazji do fotografowania. W roku 1975, krótko przed upadkiem Sajgonu cała rodzina Lo Manh Hunga wyemigrowała do USA i osiedliła się w Portland. Ok. 130 tysięcy Wietnamczyków w obawie przed represjami komunistów zostało drogą morską i powietrzną ewakuowanych na wyspę Guam, a następnie większość z nich trafiła do Stanów Zjednoczonych.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Mama z siódemką swoich dzieci. Lo Manh Hung pierwszy od lewej z aparatem przyłożonym do oka
Lo Manh Hung
Lo Manh Hung
Chyba najsłynniejsza fotografia chłopca. Ciało żołnierza Wietkongu wywożone jest przez południowowietnamskich marines w wózku na śmieci
Lo Manh Hung z młodszym bratem. Sajgon, 1968 r.
Lo Manh Hung
Japonia · Korea Południowa

Historia kwitnących wiśni w Japonii i Korei

Kwitnące wiśnie w Seulu zwiastują nadejście wiosny. Kojarzą się głównie z Japonią, ale praktyka oglądania kwiatów wiśni dotarła również do Korei. Zyskała na popularności dopiero ostatnimi laty wraz z sadzeniem w Seulu japońskiej odmiany wiśni Somei-Yoshino o charakterystycznych, niemalże białych płatkach, w języku koreańskim zwanej wiśnią królewską (wangbeoj namu, 왕벚나무), oraz powszechnym dostępem do aparatów fotograficznych. Japończycy i Koreańczycy zdają się nieco odmiennie odbierać doświadczenie oglądania kwiatów wiśni (🇯🇵 hanami).

Tokio, dzielnica Sakuragoaka-cho

Kwiaty wiśni (🇯🇵 sakura) mają ścisły związek z historią, kulturą i tożsamością Japonii, symbolizują narodziny i śmierć, życie i przemijanie i są podstawowym motywem japońskiego kultu natury. Ich piękno, krótkie życie i gwałtowna śmierć symbolizowały również barwne, ale krótkie życie samurajów. Parafrazując słynne słowa prof. Barbary Engelking-Boni o odmiennym doświadczaniu zjawiska śmierci przez Polaków i Żydów, można rzec, że kwitnące drzewa wiśni dla Koreańczyków to kwestia naturalna, biologiczna, dla Japończyków zaś to metafizyka, ponadzmysłowe doświadczenie. 🙂 To tak pół-żartem, pół serio, gdyż wbrew powszechnym opiniom większość Japończyków zdaje się jednak przedkładać praktyczną część hanami nad estetykę.

Hanami w Japonii

Możliwość spędzenia czasu w wesołym towarzystwie przy smacznym posiłku (popularne są zwłaszcza kulki ryżowe dango) i alkoholu pod drzewem wiśni przyciągają tłumy do miejskich parków. Praktyka oglądania kwiatów wiśni w Japonii liczy sobie już przeszło tysiąc lat. Pierwotnie zwyczaj ten był ograniczony do dworu cesarskiego, później rozprzestrzenił się na kastę samurajów, a w okresie Edo (1603-1867) również na mieszczan i resztę społeczeństwa. W XVIII w. szogun Tokugawa Yoshimune, aby zachęcić ludzi do hanami, nakazał zasadzić drzewa wiśni w kilku miejscach w stolicy kraju. W ich cieniu mieszkańcy Edo (dzisiejsze Tokio) jedli lunch i pili sake.

Hanami w Seulu

Czy drzewo wiśni może również być przedmiotem sporu pomiędzy Japonią a Koreą? Dlaczego nie? Jeden więcej w całej gamie sporów pomiędzy tymi krajami niewiele zmieni. Odmiana wiśni Somei-Yoshimo powstała w XIX w. w Japonii w wyniku hybrydyzacji dwóch gatunków tych drzew – Oshima oraz Edo Higan. Koreańscy dendrolodzy utrzymują jednak, że odmiana Yoshino (jeju beoj namu) została w roku 1908 przywieziona do Japonii z wyspy Czedżu przez francuskiego księdza i botanika Emila Josepha Taqueta mieszkającego w Seogwipo, drugiej co do wielkości miejscowości na Czedżu.

Ksiądz botanik Émile Joseph Taquet

Najnowsze badania Japońskiego Instytutu Badań Leśnych z 2016 r. wskazują jednak, że Somei-Yoshimo jest krzyżówką Edo Higan i wiśni z wyspy Izu Oshima, która nie występuje na Czedżu. By sprawę skomplikować jeszcze bardziej, w roku 1963 Koreańczycy, którzy byli przekonani, że japońskie Somei-Yoshino i drzewo wiśni z wyspy Czedżu zwane wtedy sakura namu (🇰🇷 namu, drzewo) to jeden i ten sam gatunek, nadali im jedną nazwę – wangbeoj namu (wiśnia królewska). Dziś oba więc gatunki mają w Korei tę samą nazwę, z tym że Somei-Yoshimo występuje powszechnie, podczas gdy wangbeoj namu z wyspy Czedżu, dawne sakura namu jest gatunkiem zagrożonym. Na Czedżu pozostało mniej niż 200 drzew.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Wyspa Czedżu (Jeju)
Azja · Korea Południowa

Dlaczego Koreanki zdominowały żeński golf

Pak Seri

Czy sesje treningowe na cmentarzu i inne kontrowersyjne metody treningowe mogą być jedną z tajemnic sukcesu koreańskich sportowców? Pod koniec lat 90. ubiegłego wieku niewielu Koreańczyków praktykowało golf, ale nagły i niespodziewany sukces szerzej nieznanej Pak Sori przyczynił się do ogromnej popularności tej dyscypliny sportu w Korei. Azjatki, a zwłaszcza Koreanki i Japonki zdominowały dziś żeński golf. W pierwszej setce światowego rankingu aż 25% zawodniczek pochodzi z Korei, spora część reszty z Japonii, Tajlandii i Chin.

Danielle Kang, Amerykanka koreańskiego pochodzenia

Nawet zawodniczki reprezentujące Stany Zjednoczone, Australię i Nową Zelandię mają azjatyckie korzenie i nazwiska – Alison Lee (USA.), Minjee Lee (Aus), Lydia Ko (NZ), Angel Yin (USA), Rose Zhang (USA), Danielle Kang (USA), czy Grace Kim (Aus). Pierwszą koreańską zawodniczką golfa, która wspięła się na szczyt sławy i rankingów była Pak Seri. W wieku zaledwie 20 lat została najmłodszą w historii zwyciężczynią US Women’s Open.

Pak Seri z ojcem

Jej ojciec, trener i mentor (ale też były gangster w mieście Daejeon, który uciekł wraz z rodziną przed policją na Hawaje, gdzie jego nastoletnia córka zaczęła stawiać pierwsze kroki w golfie) wprowadził do reżimu treningowego kontrowersyjne i etycznie wątpliwe praktyki, które jednak okazały się na tyle skuteczne, że zaledwie po roku treningów dziewczyna zaczęła zwyciężać w turniejach dla młodzieży. Pobudka przed 5.30 rano, a chwilę później już wspinała się po schodach – przodem na 15 piętro, tyłem z powrotem na parter. Następnie 1-2 godziny w siłowni. Po szkole 7 godzin treningu na strzelnicy golfowej. Do domu często wracała po północy.

Minjee Lee, Australijka koreańskiego pochodzenia

Ojciec postanowił przygotować ją wszechstronnie – do zawodów, rywalizacji sportowej oraz presji wewnętrznej i zewnętrznej. W tym celu przeprowadzał również sesje treningowe na cmentarzu, a od czasu do czasu nawet nakazywał córce spać w nocy pomiędzy grobowcami. Wierzył, że w ten sposób oswoi ją z lękiem. Te anegdoty z życia Pak Seri i innych Koreanek przyczyniły się później do tworzenia stereotypów na temat azjatyckich zawodniczek. Koreanki słynęły z niekończących się sesji ćwiczeń na strzelnicy i w każdych warunkach pogodowych. Nie były w stanie powstrzymać je wyczerpanie fizyczne i psychiczne oraz rany na dłoniach. Najważniejsze było dążenie do doskonałości i sukcesu oraz prestiż z tym związany, a tak bardzo pożądany przez Koreańczyków. Z czasem inne zawodniczki zaczęły postrzegać je jako zdystansowane i pozbawione ludzkich cech i emocji roboty. Sukces często rodzi się w trudzie i znoju.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Koreańska golfistka Yewon Lee
Lydia Ko, nowozelandzka golfistka koreańskiego pochodzenia
Urodzona w San Francisco Yelimi Noh. Jej rodzice pochodzą z Korei Południowej.

Korea Południowa

Tragiczne losy koreańskich dzieci lidera apokaliptycznej sekty Świątynia Ludu Jima Jonesa.

Jim Jones

18 listopada 1978 roku na polecenie paranoicznego lidera sekty Świątynia Ludu Jima Jonesa ponad 900 dorosłych i dzieci popełniło w Jonestown w Gujanie wymuszone samobójstwo lub zostało wbrew ich woli otrutych. Pośród nich znalazło się jedno z trójki adoptowanych koreańskich dzieci Jonesa i jego żony Marceline Mae. 18-letni Lew Eric Jones urodził się w Korei Południowej jako Pac Chi Oak, a do Gujany ze Stanów Zjednoczonych przyjechał półtora roku wcześniej wraz ze swoja żoną Terry. W Jonestown przyszedł na świat ich syn Chaeoke, który zginął tego samego dnia z rodzicami.

Lew Eric Jones stoi za ojcem
Lew Eric i Terry wraz z synem Chaeoke

Pierwsza z koreańskich córek Jonesa, Stephanie, lat 5 (🇰🇷 Yun Sun Soon), zginęła w tajemniczym wypadku samochodowym w maju roku 1959. Została przez Jonesów zaadoptowana zaledwie pół roku wcześniej. Wraz z nią w samochodzie było 5 innych członków sekty, Czołowe zderzenie przeżył jedynie 10-letni Mark, syn jednej z ofiar. Szóstą ofiarą był pasażer drugiego samochodu. Do dziś nie wiadomo, dlaczego Jones zdecydował się wysłać w powrotną drogę do domu zaledwie 5-letnią Stephanie bez jej rodziców.

Stephanie (druga od lewej)

W aktach policyjnych znajdują się silne poszlaki, wskazujące na to, że wypadek samochodowy, w którym zginęła Stephanie, był zaledwie jednym z wielu tajemniczych incydentów, które od czasu do czasu, aż do tragedii w Jonestown, wstrząsały sektą. Ginęli w nich ludzie niewygodni dla Jonesa. Przypuszcza się, że obecność Stephanie w pojeździe miała służyć jako przykrywka odwracająca uwagę od lidera sekty jako sprawcy wypadku. Krótko przed tragedią Jones miał rzekomą wizję, w której widział śmierć kilku ludzi. Spełnienie się proroctwa ugruntowało jego pozycję opiekuna i jasnowidza w oczach członków swojego zboru.

Fotografia z wypadku, w którym źycie straciła Stephanie

Więcej szczęścia miała adoptowana w roku 1959 Suzanne (🇰🇷 Eun Ok Kyung), która po poślubieniu innego członka Świątyni Ludu opuściła sektę pięć lat przed tragedią w Jonestown i otwarcie krytykowała działania i poglądy swojego adoptowanego ojca. Po ich ucieczce Jones nazywał ją często „cholerną, do niczego córką” (My goddamned, no good for nothing daughter). Zmarła w roku 2006 na nowotwór jelita grubego.

Jonestown po tragedii. Amerykańscy żołnierze składają ciała zmarłych członków sekty do trumien.

W latach 50. i 60. Jones często namawiał członków swojej społeczności, żeby adoptowali niechciane w Korei sieroty, które po wojnie koreańskiej liczone były w dziesiątkach tysięcy. W tamtym momencie wydawało się, że Jonesa cechowała wyjątkowa troska, wrażliwość społeczna i szlachetność, jego chwalebną postawę opisywała lokalna prasa, ale nikt wtedy jeszcze nie domyślał się, że ten były sprzedawca małpek był niebezpiecznym manipulatorem i psychopatycznym mordercą.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Prasa początkowo sprzyjała działalności Jonesa
Suzanne Jones / Eun Ok Kyung
Jim Jones
Japonia

Spotkanie prezydenta Obamy i premiera Abe w restauracji mistrza sushi Jiro Ono

Premier Abe i prezydent Obama

Japoński premier Shinzō Abe wraz z prezydentem Obamą opuszczają słynną, należącą do szefa kuchni Jiro Ono tokijską restaurację Sukiyabashi Jiro (2014 r.). Obaj pochylają głowy przechodząc pod zawieszoną w drzwiach tradycyjną japońską zasłoną noren. Długie noren pełniły w przeszłości w Japonii funkcję osłony domów przed kurzem, pyłem, słońcem, wiatrem i deszczem. Dziś najczęściej spotykane są w barach Izakaya, tradycyjnych restauracjach oraz niektórych sklepach, publicznych łaźniach (sento) i w gorących żródłach (onsen). Zawieszane są każdego ranka przed otwarciem placówki i zdejmowane na koniec dnia. Noren to także informacja o granicy przebiegającej pomiędzy sferą publiczną a prywatną i jeśli zasłona jest krótka wymusza na wchodzących do środka klientach ukłon. Delikatnej perswazji noren nie są w stanie oprzeć się nawet wpływowi prezydenci i premierzy.

A wracając do polityków. Zapięte marynarki obu panów oraz spojrzenie w kierunku reporterów z zaciśniętymi ustami premiera Abe („nie mam zamiaru podzielić się z wami żadnymi informacjami”) wskazują, że atmosfera podczas posiłku nie była zupełnie swobodna. I rzeczywiście, wg. świadków prezydent Obama szybko miał przejść do rozmów o interesach. O tym jednak, że nie było to spotkanie równorzędnych partnerów, świadczyć może kilka sygnałów, w tym krótki, wysoki i wyrażający uległość śmiech premiera Abe już na zewnątrz restauracji na uwagę prez. Obamy o wyjątkowej jakości serwowanych w Sukiyabashi Jiro potraw – ten rodzaj śmiechu, który w grupie salarymanów (japońskich i koreańskich białych kołnierzyków) wskaże nam, kto zajmuje niższą wśród nich pozycję społeczną.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

„Thank you, that’s a good sushi restaurant” pochwalił mistrza Jiro Ono prezydent Obama, pomimo tego, że sam zjadł niewiele. Jego kciuk prawej ręki skierowany jest w kierunku restauracji, podczas gdy premier Abe krótkim, głośnym śmiechem wyraża uległość wobec prezydenta światowego mocarstwa. Krótki materiał video z tego spotkania dostępny jest na YouTube.