Japonia · Stany Zjednoczone

Bitwa o Los Angeles 1942 r.

Bitwa o Los Angeles

Bitwa o Los Angeles – jedna z najdziwniejszych, najbardziej tajemniczych i intrygujących bitew całego okresu Wojny na Pacyfiku. Japońskie samoloty, UFO czy zbiorowe złudzenie? W latach 1941-1942, po ataku na Pearl Harbor, Stany Zjednoczone doświadczyły fali antyjapońskiej histerii oraz obaw przed kolejnymi atakami armii japońskiej. Jednym z objawów tej histerii było internowanie około 120 tysięcy Amerykanów pochodzenia japońskiego i japońskich imigrantów pod pretekstem bezpieczeństwa narodowego i zagrożenia sabotażem z ich strony.

Internowani Amerykanie japońskiego pochodzenia

Amerykanie żyli w ciągłym strachu przed możliwością kolejnych ataków, zwłaszcza na miasta znajdujące się na Zachodnim Wybrzeżu. Pogłoski o japońskich okrętach podwodnych, balonach z ładunkami wybuchowymi i inwazjach Japończyków były powszechne, co jedynie zwiększało napięcie i strach w amerykańskim społeczeństwie. 24 lutego 1942 r., zaledwie dzień po ataku japońskiego okrętu podwodnego I-17 na pole naftowe w Ellwood w pobliżu Santa Barbara Marynarka Wojenna wydała ostrzeżenie, że przed świtem można spodziewać się kolejnego ataku na Kalifornię.

Internowani Amerykanie japońskiego pochodzenia

Chcąc zachować czujność, miasto Los Angeles ogłosiło wczesnym wieczorem alarm przeciwlotniczy, który odwołano o 22:23. Jednak potem czujność przerodziła się w obłęd. O godzinie 2:25 w nocy w całym hrabstwie LA zawyły syreny alarmowe, zarządzono przerwę w dostawie prądu do miasta, a wojska obrony przeciwlotniczej zostały postawione w stan gotowości. O 3:16 rano armia otworzyła ogień, celując do samolotów wroga, które rzekomo przelatywały nad ich głowami. Na niebie jednak nie było żadnych japońskich samolotów, z wyjątkiem jakiegoś niezidentyfikowanego obiektu lub obiektów, prawdopodobnie balonu meteorologicznego, który przemieszczał się nad miastem. Ostrzeliwanie nieba trwało blisko godzinę, w trakcie której wystrzelono ponad 1400 pocisków. Kilka z nich spadło na miasto, uszkadzając kilka budynków oraz pojazdów. Na skutek zawału serca zmarły trzy osoby, kilka innych zostało rannych.

Uszkodzony odłamkami samochód w LA

Nie odnaleziono żadnych szczątków samolotów czy innych dowodów wskazujących na obecność wroga. Władze uznały więc, że wydarzenie było wynikiem fałszywego alarmu wywołanego wojenną histerią, lękami i wojną nerwów, jednakże entuzjaści latających spodków do dziś utrzymują, że na niebie pojawili się goście z kosmosu. Dlaczego jednak tak wiele osób, zarówno wojskowych, jak i mieszkańców miasta, zgłaszało, że widzieli przelatujące samoloty? Aby wyjaśnić to zjawisko, możemy posłużyć się historią, która wydarzyła się w Rotterdamie 36 lat później. W grudniu 1978 r. z ogrodu zoologicznego Blijdorp w tym holenderskim mieście uciekła sympatyczna pandka ruda. Aby ją odnaleźć, media zaangażowały mieszkańców miasta, i wkrótce policja, zoo oraz media otrzymały wiele telefonów od sympatyków zwierzątka, którzy twierdzili, że widzieli ją w różnych miejscach całego miasta. Rzecz w tym, że jakiś czas później biedne zwierzątko zostało znalezione martwe na jednej z ulic w pobliżu Blijdorp. Straciła życie pod kołami samochodu wkrótce po ucieczce, więc nikt nie mógł widzieć jej żywej hasającej po trawnikach Rotterdamu. Wpływ sugestii, emocjonalne zaangażowanie, złudzenia optyczne oraz błędy poznawcze spowodowały, że rude koty, psy i inne zwierzęta, a także różne zjawiska przyrodnicze zaczęto mylić z pandką rudą. Podobnie stało się w LA w roku 1942, choć w tym przypadku dodatkowo nocne ciemności, taniec świateł reflektorów przeciwlotniczych oraz eksplozje pocisków na niebie przyczyniły się do „materializacji” maszyn latających.

Japonia · Stany Zjednoczone

Tajemnica pięciu wiecznych piór generała MacArthura

Gen. Douglas MacArthur położył na stole pięć przyniesionych chwilę wcześniej piór.

Z pozoru błahy, ale w rzeczywistości głęboko symboliczny moment w trakcie uroczystości podpisywania aktu kapitulacji Cesarstwa Japonii na pokładzie pancernika USS Missouri w Zatoce Tokijskiej, 2 września 1945 roku. Amerykański generał Douglas MacArthur wyciąga z prawej kieszeni spodni pięć eleganckich i cenionych wówczas wiecznych piór Duofold marki Parker z roku 1928 z zamiarem użycia każdego z nich podczas składania podpisu na dokumencie. Pióra wieczne, szczególnie te z wyższej półki, były wówczas symbolem prestiżu, statusu i trwałości (często przechodziły z rąk ojca na syna).

Gen. Douglas MacArthur (siedzi), gen. Arthur Percival i gen. Jonathan M. Wainwright (stoją za nim).

Chwilę wcześniej, w innym symbolicznym akcie, MacArthur przywołał do siebie byłych i wciąż bardzo wychudzonych jeńców z japońskich obozów dla oficerów alianckich na Dalekim Wschodzie – generałów Arthura Percivala i Jonathana M. Wainwrighta, którzy jako pierwsi otrzymali na pamiątkę po jednym piórze. Obaj też elegancko, w spontanicznym geście wdzięczności, kłaniają się dowódcy sił zbrojnych na Pacyfiku. Być może na obu mimowolnie wpłynęły emocje i atmosfera tej wyjątkowej chwili. Wręczając im pióra, MacArthur podkreślił ich rolę w wojnie, dając w ten sposób do zrozumienia, że ich wcześniejsze porażki zostały zamienione w triumf.

Gen. Wainwright otrzymuje pierwsze pióro użyte przez gen. MacArthura.

Trzy kolejne pióra trafiły później do generała Courtneya Whitneya, Akademii Wojskowej w West Point oraz jego żony i syna (choć tu relacje się nieco różnią). Pióra użyte przez MacArthura stały się częścią historii, symbolizując triumf aliantów, formalne zakończenie wojny, koniec imperialnej Japonii i przejęcie władzy w tym kraju przez Aliantów, ale w całym tym akcie było też trochę przedstawienia, teatralności.

Nad dokumentem pochyla się japoński minister spraw zagranicznych Mamoru Shigemitsu

Amerykański generał był mistrzem w budowaniu symboliki wokół swojej osoby, co miało zarówno wymiar praktyczny (wygrana w wojnie), jak i propagandowy (utrwalenie swojej postaci jako bohatera), a uroczystość ta była tego pełna. W pewnym sensie pióro, przez sam akt jego użycia i wynikającą z tego zdolność zmiany rzeczywistości, może być uznane za potężny symbol władzy. Generał Eisenhower (📷👇), który 7 maja 1945 roku podpisał w Reims we Francji akt kapitulacji Trzeciej Rzeszy piórem Parker 51, nowym modelem z roku 1941 (trafiło do prezydenta Trumana), także rozumiał, jak potężnym symbolem jest takie pióro.

Materiał filmowy można zobaczyć na moim profilu na X.

https://x.com/dal_ref/status/1869330305791992009?t=jJ9wFT1U_s-Co1can0vg2w&s=19

Gen. Eisenhower trzyma pióra użyte przez delegację niemiecką w Reims
Gen. Eisenhower podarował swoje pióra prezydentowi Trumanowi.
Japonia · Stany Zjednoczone

Kłopoty z noblistą w Japonii i stosunek Japończyków do uzależnienia od alkoholu

William Faulkner

Japończycy potrafią być bardzo wyrozumiali wobec osób zmagających się z chorobą alkoholową. Pewne aspekty kulturowe, zwłaszcza nacisk na zachowanie twarzy, unikanie konfrontacji, publicznego zawstydzania i upokorzenia, sprawiają, że takie osoby są traktowane z większą wyrozumiałością. Kiedy w 1955 r. do Japonii przybył jeden z najsłynniejszych amerykańskich pisarzy, laureat literackiej Nagrody Nobla William Faulkner, jego kłopotliwy nałóg stał się przyczyną zażenowania i złości amerykańskiego personelu dyplomatycznego. Jednak Japończycy, pomimo że na spotkania z nimi przychodził często pod muchą, generalnie nie przejęli się tym zbytnio.

Faulkner w Japonii

Faulkner, człowiek pełen sprzeczności, znany był z tego, że podczas publicznych wystąpień, jak na przykład przy okazji przyjęcia Nagrody Nobla w 1950 r., bywał pod wpływem alkoholu. Jego zachowanie w takich momentach często było nieprzewidywalne. W Japonii, gdzie jego wizyta wywołała ogromne zainteresowanie, z samolotu wyszedł w stanie wskazującym, co wzbudziło niepokój amerykańskiego komitetu powitalnego. W drodze do hotelu pisarz niemal się załamał i ze łzami w oczach przyznał asystentowi attaché kulturalnego Leonowi Piconowi, który miał się nim opiekować w Japonii, że ma problem z alkoholem. W hotelu okazało się, że przed wylotem do Tokio Faulkner do bagażu zapakował cały arsenał butelek swojego ulubionego trunku. Picon ułożył Falknera do snu, po czym wyszedł, zabierając ze sobą cały jego zapas ginu. Rano powrócił do hotelu, ale pisarz już zdążył opróżnić część ukrytej dzień wcześniej butelki alkoholu. W ambasadzie, gdzie miał udzielić wywiadu, na pytanie sekretarki ambasadora, czego by się napił, odpowiedział, że ginu. Kobieta przyniosła szklankę wody.

Faulkner w Japonii

Wywiad okazał się totalną klapą, gdyż nietrzeźwy noblista nie był w stanie odpowiadać na pytania. Nie zdołał również wytrzeźwieć na spotkanie z dziennikarzami o 12:30 w Klubie Prasowym. Przygotowano dla niego materac, żeby się przespał, ale zdołał go tylko zabrudzić zawartością swojego żołądka. Wpływ na to miał wypity alkohol, ale najprawdopodobniej także silny lęk przed wystąpieniami publicznymi, z którym pisarz zawsze się zmagał. Odwieziono go do hotelu, gdzie przespał się do godziny 16:00. Pijany ciągle sprawiał problemy, ale trzeźwy był niezrównanie życzliwy, czarujący i uprzejmy – prawdziwy południowy dżentelmen. O godzinie 18:30 w rezydencji amerykańskiego ambasadora w Tokio organizowano specjalne przyjęcie powitalne. Pomimo tego, że kelnerom zabroniono podawania mu alkoholu, zdołał ich przekonać, że szklaneczka ginu mu nie zaszkodzi. Wkrótce jednak zaczął poruszać się na chwiejnych nogach i znów zaczął sprawiać problemy. Przybywających do ambasadora gości witał głębokim i wyszukanym ukłonem, a chwilę później zniszczył nową suknię żony ambasadora, przypadkowo rozlewając szklankę z ginem. Amerykański ambasador miał już po dziurki w nosie wybryków noblisty i zamierzał wysłać go najbliższym samolotem z powrotem do USA. Japończycy jednak czekali na spotkanie z uwielbianym przez nich pisarzem, więc Leon Picon zignorował rozkaz swojego szefa, a Faulkner pozostał w Japonii przez niemalże cały miesiąc. Tourne pisarza okazało się sukcesem, również dlatego, że Japończycy z większą wyrozumiałością podeszli do jego kłopotów z alkoholem. Picon zadbał też, aby słynny pisarz nie pozostawał na moment sam, a żeby pomóc mu w koncentracji, podczas każdego wystąpienia publicznego sadzano obok niego atrakcyjne Japonki.

William Faulkner
Chiny · Japonia · Stany Zjednoczone

Zaskakujące role w klasykach: Azjaci grani przez białych aktorów

Marlon Brando w filmie Herbaciarnia „Pod Księżycem”
Marlon Brando (L) i Michiko Kyo
Katharine Hepburn w filmie „Dragon Seed”
David Carradine w „Kung Fu”
Mickey Ronney w filmie Śniadanie u Tiffany’ego”
Filipiny · Japonia · Korea Południowa · Stany Zjednoczone

Alicja w krainie grabieży

Alice Roosevelt

Jak ukształtować zbuntowaną, dumną i upartą dziewczynę na dobrze wychowaną damę? Najlepiej wysyłając ją z oficjalną rządową misją do Japonii, Chin i Korei. Tak przynajmniej uważał amerykański prezydent Theodore Roosevelt. Wychowywana bez mamy, ale pod czujnym okiem oziębłej macochy Alice Roosevelt stałą się niezależna i niesforna i szybko zaczęła sprawiać ojcu kłopoty. Kiedy Roosevelt i jego druga żona Edith zaproponowali Alice wysłanie jej do konserwatywnej szkoły z internatem, sugestia ta nie spotkała się z jej uznaniem. Zagroziła ojcu, że jeśli zdecyduje się na tak nikczemny krok ona znajdzie sposób, żeby głęboko go upokorzyć.

Dwudziesty szósty prezydent Stanów Zjednoczonych Theodore Roosevelt z drugą żoną Edith Kermit Carow.

Dziewczyna miała siedemnaście lat, gdy jej ojciec w roku 1901 wprowadził się do Białego Domu po zabójstwie przez Amerykanina polskiego pochodzenia Leona Czołgosza prezydenta Williama McKinleya. Niewzruszona ogólnonarodowym szokiem i panującą w kraju żałobą rzekomo głośno wyraziła swoją z tego powodu radość. W następnym, 1902 roku, Alice oficjalnie została zaprezentowana Amerykanom i stała się sensacją niemalże z dnia na dzień. Opinia publiczna tak bardzo była zauroczona atrakcyjną, prostolinijną i prowokatorską nastolatką, że nadano jej przydomek „Księżniczka Alice”, który został później utrwalony przez królewskie traktowanie, jakiego doświadczyła podczas swojej podróży po Azji, gdzie spotykała się z władcami Japonii, Filipin, Chin i Korei.

Zabójca prezydenta McKinleya, Leon Czołgosz

W nosie miała surowe zasady, które urzędnicy w Białym Domu próbowali jej narzucić. Jej liczne wybryki opisywała prasa całego świata, również japońska. Publicznie odrzuciła chrześcijaństwo, a swoje wierzenia określiła jako pogańskie. Paliła papierosy w miejscach publicznych, co w owym czasie nie wypadało czynić kobiecie, imprezowała do wczesnych godzin porannych, obstawiała wyścigi konne i brawurowo prowadziła samochody w towarzystwie młodych mężczyzn.
Na pytanie, dlaczego nie poskromi wybryków swojej beztroskiej córki, prezydent Roosevelt odpowiedział: „Mogę albo rządzić krajem, albo opiekować się Alice, ale nie mogę robić obu tych rzeczy naraz”.

Japończycy witają amerykańską delegację.

Postanowił jednak, że wyśle niesforną 21-latkę w towarzystwie sekretarza wojny i przyszłego 27. prezydenta Stanów Zjednoczonych Williama Tafta do Azji Wschodniej jako ambasadorkę dobrej woli. Liczył na to, że w towarzystwie amerykańskich kongresmanów i ich żon oraz azjatyckich władców córka wydorośleje i dojrzeje. Japończycy byli zachwyceni jej przybyciem i traktowali ją niczym królową pojawiając się tłumnie wszędzie tam, gdzie ona zawitała.

Japończycy zapragnęli zobaczyć „księżniczkę Alice”

Została obdarowana tak wieloma prezentami, że od jednego z kongresmanów otrzymała przydomek „Alicja w krainie grabieży” (Alice in Plunderland). Oprócz tańca i śpiewu gejsz, tradycyjnego łucznictwa Kyudo oraz przedstawienia kabuki miała także możliwość zobaczyć walki zapaśników sumo, ale te nieszczególnie jej się spodobały, być może dlatego, jak sugerują niektórzy, że musiała spędzić tak dużo czasu w podróży z nie mniej od sumitów otyłym Williamem Taftem.

Japonia. William Taft i Alice Roosevelt

Podczas gdy sekretarz wojny prowadził rozmowy z Japończykami, Alice udała się na zakupy i imprezowała z japońskimi księżniczkami. Na przyjęciach pojawiała się w tradycyjnym kimonie. 26 lipca 1905 roku Taft i Alice Roosevelt zostali przyjęci przez cesarza Mutsuhito (Meiji), który zaprowadził ich, ponoć pierwszych obcokrajowców, do prywatnego cesarskiego ogrodu.

Prasa koreańska rozpisywała się o wizycie amerykańskiej delegacji w Cesarstwie Korei.

W Korei została przyjęta na audiencji u cesarza Gojonga w jego tymczasowej rezydencji (ogień strawił rok wcześniej Pałac Deoksugung), ale Koreańczycy jej nie zachwycili. W porównaniu z pełnymi entuzjazmu Japończykami, a wkrótce później żywiołowymi Filipińczykami i przyjaznymi Hongkończykami Koreańczycy wydali jej się apatyczni: „Ludzie wyglądają na smutnych i przygnębionych, tak jakby ktoś wyssał z nich całą energię. Wszędzie było widać japońskich oficerów i żołnierzy, którzy w przeciwieństwie do nędznych Koreańczyków byli bojowi i pracowici”, napisała w autobiografii.

Zawody sumo zorganizowane dla gości z Ameryki.

Po powrocie do Japonii delegacja amerykańska mogła się przekonać, jak gwałtownie potrafią zmieniać się nastroje społeczne w tym kraju. Ponieważ w międzyczasie Japończycy obwinili prezydenta Roosevelta o niewystarczająco sprzyjający im traktat pokojowy pomiędzy Japonią a Rosją, na ulicach Tokio co rusz wybuchały antyamerykańskie zamieszki, podkładano ogień pod chrześcijańskie kościoły. „Nigdy nie widziałam większej zmiany” – wspominała Alice. „Sugerowano nam, że jeśli ktoś zapyta, wskazane jest, abyśmy powiedzieli, że jesteśmy Anglikami”. Tym razem nie było wiwatów, a Alice i amerykańską ekspedycję ochraniali policjanci w cywilu.

Japonia. Alice Roosevelt w towarzystwie kilku żon amerykańskich kongresmanów.

Czy podróż do Azji złagodziła obyczaje Księżniczki Alice? Gdy cztery lata później rodzina Rooseveltów przygotowywała się do wyprowadzki z Białego Domu, Alice dokonała jednego z najbardziej zuchwałych ze swoich wygłupów. W ogródku przed rezydencją prezydencką zakopała lalkę voodoo nowej Pierwszej Damy Nellie Taft. Za ten wybryk została pozbawiona prawa wchodzenia na teren Białego Domu.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Alice Roosevelt przemierza Pacyfik
Alice Roosevelt i William Taft na Filipinach
Japonia · Stany Zjednoczone

79 lat temu cesarz Hirohito pokłonił się „cesarzowi” MacArthurowi

Gen. Douglas MacArthur i cesarz Hirohito (📷 Gaetano Faillace)

Równe 79 lat temu, 29 września 1945 roku w japońskich gazetach ukazała się jedna z najsłynniejszych fotografii XX wieku. Dumny potomek bogini słońca Amaterasu, Syn Niebios, ustawił się, niekoniecznie z własnej woli, do fotografii ze swoim wrogiem, a zarazem głównodowodzącym sojuszniczymi wojskami okupacyjnymi w Japonii. W porównaniu z górującym nad nim i pewnym siebie gen. MacArthurem, wystrojony Hirohito wyglądał jak kelner serwujący posiłki w pięciogwiazdkowej restauracji. Do pierwszego spotkania pomiędzy nimi doszło dwa dni wcześniej, kilka tygodni po kapitulacji Japonii. Zarówno japoński rząd jak i dziennikarze byli oburzeni; fotografię uznano za obraźliwą dla cesarza. MacArthur nie bardzo przejął się ich uczuciami i nakazał opublikować zdjęcie we wszystkich dziennikach.

Mainichi Shimbun z 29 września 1945 r.
Asahi Shimbun z 29 września 1945 r.

Jednym z warunków kapitulacji było wyrzeczenie się przez Japończyków wiary w boskość cesarza. Fotografia ta była tylko jednym z wielu niewerbalnych sygnałów wysłanych na przestrzeni kilku dni przez MacArthura, które miały uświadomić Hirohito, że idea boskości japońskiego cesarza straciła już swój blask. 27 września w drodze na spotkanie z amerykańskim generałem kolumna trzech rządowych pojazdów, którymi poruszał się Hirohito i jego świta, została na krótką chwilę zatrzymana przez amerykańskiego żołnierza kierującego ruchem ulicznym na jednym z tokijskich skrzyżowań. Zostali potraktowani jak zwykli uczestnicy ruchu kołowego. Gdy cesarz w swojej limuzynie zajechał pod siedzibę MacArthura, ten nie pojawił się, żeby go powitać. W jego zastępstwie przywitał się z nim gen. Bonner Fellers, jeden z głównych doradców MacArthura.

Faubion Bowers, „człowiek, który uratował kabuki”

Nakrycie głowy cesarza odebrał mjr Faubion Bowers, wielki miłośnik teatru kabuki, który zauważył, że gość wyglądał na przerażonego i trzęsły się jego ręce. Odprowadził Hirohito na górę, wcześniej jednak płynną japońszczyzną nakazał zdumionej jego rozkazem dziewięcioosobowej świcie cesarza pozostać na parterze. „Tam, w progu salonu, stał MacArthur. Miał na sobie swoje zwykłe spodnie khaki, pięć gwiazdek na kołnierzyku i nie miał krawata. Ten swobodny, nieformalny wygląd był kolejnym naruszeniem protokołu cesarskiego, a nawet zniewagą, i MacArthur o tym wiedział”, napisał Arthur Herman w biografii generała pt.”Douglas MacArthur. American Warrior”.

Cesarz Hirohito w swojej limuzynie, r. 1946

Być może Hirohito faktycznie bał się o swoją przyszłość, gdyż „skłonił się nisko, bardzo nisko, skłonił się jak sługa,” pisał później Bowers. Skłonił się tak nisko, że jego dłoń ściskana w ręce MacArthura znalazła się ponad jego własną głową. Chwilę później odmówił uchwycenia filiżanki z herbatą. Być może obawiał się, że jego rozdygotana ręka jej nie utrzyma i wyleje jej zawartość. Nie odmówił za to, on, abstynent, papierosa, którego podał mu MacArthur. Chwilkę wcześniej Gaetano Faillace, osobisty fotograf MacArthura, zrobił trzy zdjęcia, w tym dwa nieudane. Na jednym MacArthur miał przymknięte oczy, na kolejnym usta cesarza były szeroko otwarte, na ostatnim, tym które przesłano prasie, obaj zaprezentowali się poprawnie.

Gen. Douglas MacArthur ląduje w Tokio. 30 sierpnia 1945 roku
Gaetano Faillace jest również autorem innej słynnej fotografii MacArthura. 20 października 1944 roku MacArthur wylądował na filipińskiej wyspie Leyte i tym samym spełnił swoją obietnicę powrotu na Filipiny.
Stany Zjednoczone · Wietnam

Jadowite skolopendry w wojnie wietnamskiej

Wietnam. Żołnierze amerykańscy z upolowanym wężem.
Scolopendra subspinipes, azjatycka skolopendra
To słynne zdjęcie z Wietnamu jest w rzeczywistości fałszerstwem. Skolopendry rzadko przekraczają długość 30 cm. Na powyższej fotografii stawonóg zwisa z żyłki wędkarskiej zawieszonej blisko fotografa, podczas gdy znajdujący się dalej żołnierz trzyma uniesioną w górze pustą rekę.
Spięty Coyote Peterson ze skolopendrą na kilka chwil przed wprowadzeniem przez nią w jego przedramię jadu
Japonia · Stany Zjednoczone

Carl Mydans i fotografie Pearl Harbor w przededniu ataku Japończyków

📷 Carl Mydans, Pearl Harbor, Hawaje 1940 r.

Od ponad 80 lat Pearl Harbor kojarzy się z niespodziewanym nalotem Japończyków na amerykańskie bazy wojskowe i związanych z nim spustoszeniem, śmiercią ponad 2400 osób, szokiem opinii publicznej oraz niekończącymi się debatami na temat jego przyczyn. Do 7 grudnia 1941 r. port zwany przez rdzennych mieszkańców Hawajów Wai Momi kojarzył się z jednak najczęściej z obfitością pereł i rafą koralową (do XIX w.) oraz raczej beztroskim życiem amerykańskich żołnierzy i ich rodzin.

📷 Carl Mydans, Pearl Harbor, Hawaje 1940 r.

W roku 1940, Carl Mydans, fotoreporter pracujący dla tygodnika „Life” i jeden z najsłynniejszych fotografów wojennych XX wieku, który kilka lat później okrucieństwa japońskich żołnierzy doświadczył na własnej skórze, wybrał się na Hawaje, wtedy jeszcze terytorium zależne Stanów Zjednoczonych (1898-1959), celem sfotografowania amerykańskich marynarzy. Kilka miesięcy temu stacja telewizyjna „History” przeprowadziła wywiad z ostatnimi życzącymi marynarzami i pilotami, którzy pod koniec 1941 roku stacjonowali w porcie Wai Momi: „Leżenie na plaży i zażywanie kąpieli słonecznych.

📷 Carl Mydans, Pearl Harbor, Hawaje 1940 r.

Każdy musiał wylegiwać się na słońcu i uzyskać lekką opaleniznę.” – Jack Holder, mechanik lotniczy. „Chodziliśmy do kościoła, a po kościele wybieraliśmy się na piknik lub przejażdżkę samochodem po wyspie.” – Ray Chavez, marynarz. „Lubiłem iść potańczyć i wypić z chłopakami kilka piw.” – Bob Fernandez, marynarz. „Atak na Pearl Harbor był czymś, co nikomu nie przyszło nawet do głowy. Nikt o czymś takim nie myślał.” – Jim Garner, łącznościowiec. Japoński nalot zmienił wszystko. „Nawiązujesz całkiem niezłe przyjaźnie, a potem nagle z dnia na dzień żyjesz w innym świecie.” – Aaron Cook, mechanik lotniczy.

📷 Carl Mydans, Pearl Harbor, Hawaje 1940 r.

Zaledwie kilkanaście godzin po ataku na Pearl Harbor Japonia przypuściła atak na Filipiny. Magazyn „Life” wysłał Mydana oraz jego żonę Shelley do Manili celem zrobienia reportażu na temat wojny w tym kraju. Już 2 stycznia 1942 Japończycy wkroczyli do stolicy Filipin i para fotografów dostała się do niewoli, w której spędzili prawie dwa lata. Zostali wypuszczeni w ramach wymiany więźniów pod koniec 1943 roku.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

📷 Carl Mydans, Pearl Harbor, Hawaje 1940 r.
📷 Carl Mydans, Pearl Harbor, Hawaje 1940 r.
W roku 1945 Mydans powrócił na Filipiny i pracował m.in. u boku gen. Douglasa MacArthura

Francja · Japonia · Stany Zjednoczone

Nie malarstwo, lecz włosy: japońska „inspiracja” Ernesta Hemingwaya

Ernest Hemingway, 1957 r.
Hemingway w Paryżu, rue Notre-Dame-des-Champs, r. 1924
Krakowska malarka Olga Boznańska przeprowadziła się do Paryża w r. 1898.
Leonard Tsuguharu Foujita, jeden z najważniejszych japońskich artystów XX wieku w swoim paryskim atelier
Japonia · Stany Zjednoczone

Tacki na pieniądze i inne analogie pomiędzy Japonią a amerykańskim Południem

Karyton (カルトン)

Robiąc zakupy w Japonii zazwyczaj nie podajemy pieniędzy bezpośrednio do ręki sprzedawcy, lecz kładziemy je na specjalnej tacce zwanej karyton – od francuskiego słowa „carton” oznaczającego pudełko tekturowe. W identyczny sposób zwróci nam resztę sprzedawca. Wg japońskich historyków bankowości karyton został po raz pierwszy użyty ponad 100 lat temu i wbrew temu co sądzi większość Japończyków (i w identyczny sposób tłumaczy większość społecznych zachowań Japończyków) nie był związany z okazywaniem szacunku klientom, lecz niechęcią wobec kontaktu fizycznego z obcymi ludźmi.
Niektórzy Japończycy utrzymują, że zwyczaj ten obowiązuje wyłącznie w Kraju Kwitnącej Wiśni, jednakże i w Polsce korzysta się często z podstawków do wydawania reszty, a jak pisze amerykański historyk William J. Cooper w książce „The American South” („Amerykańskie Południe”) zwyczaj kładzenia pieniędzy na ladzie obowiązywał przez wiele lat na Południu USA.

Nawet najdrobniejszy kontakt fizyczny pomiędzy białymi a czarnymi był tabu. Jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku kiedy czarny płacił za zakupiony towar miał obowiązek pieniądze kłaść na ladzie, a nie przekazywać je białemu sprzedawcy z ręki do ręki, jak czyni się dzisiaj, zwłaszcza, jeśli za ladą stała biała kobieta. W ten sam sposób sprzedawcy zwracali resztę czarnym.

Możemy dostrzec również inne analogie w zwyczajach i zachowaniach obowiązujących pomiędzy grupami uprzywilejowanymi, a uciskanymi w przednowoczesnej Japonii i na amerykańskim Południu. Podobnie jak Japończycy niżej urodzeni w kontaktach z przedstawicielami arystokracji, czyli samurajami, czarni na Południu mieli obowiązek zniżania wzroku podczas rozmowy z białymi, stosować zwroty grzecznościowe typu „Mister,” „Missus,” czy „Miss” czy okazywać specjalny szacunek przy przywitaniu. Japończycy odrzucili podział klasowy w roku 1871, choć jego pozostałości utrzymują się do dzisiaj, m.in. w dyskryminacji mniejszości społecznej Burakumin oraz niechęci do mieszkańców Okinawy. Prawa Jima Crowa ograniczające kontakty białych z czarnymi zostały zniesione w roku 1964.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Burakumin