Francja · Japonia

„Kurtyzana” Vincenta van Gogha

Vincent van Gogh, „Kurtyzana”, Paryż 1887 r.

Jednym z najbardziej frapujących obrazów Vincenta van Gogha jest namalowana w roku 1887 „Kurtyzana”. Prace holenderskiego malarza są fascynującym polem do badań, gdyż nie są wyłącznie wyrazem jego talentu, ale również odzwierciedleniem jego psychiki, emocji, filozofii życia i skomplikowanych relacji ze światem. Choć kilka jego płócien zawierało elementy japońskiej estetyki, „Kurtyzana” jest jego jedynym obrazem, na którym przedstawił postać inspirowaną japońską kulturą w tak bezpośredni sposób. W okresie Edo (1603-1868), z którego czerpał inspiracje, japońska sztuka obejmowała szeroki wachlarz postaci: oprócz pań lekkich obyczajów, także aktorów teatru kabuki, zapaśników sumo, portrety kobiet, zwykłych ludzi, a w późniejszym okresie także gejsze, Vincent zdecydował się jednak wybrać kurtyzanę.

Japońskie kurtyzany, koniec XIX wieku

Znane w Japonii jako oiran lub tayu, były one prominentne przede wszystkim w okresie Edo, zwłaszcza w tokijskiej (ówczesne Edo) dzielnicy czerwonych latarni Yoshiwara. Ze względu na ich status społeczny, prestiż, elegancję, wykształcenie w zakresie sztuk i związane z nimi liczne plotki, mity i wyobrażenia, pełniły skomplikowaną rolę w społeczeństwie jako artystki, ikony mody i stylu, a nie tylko prostytutki. Często pojawiały się więc na obrazach japońskich malarzy, jako symbole piękna ale także melancholii, któa odzwierciedlała ich nie zawsze lekkie i radosne życie, co mogło rezonować ze skomplikowanym emocjonalnym światem Vincenta.

Clasina „Sien” Hoornik przez blisko dwa lata mieszkała z Vincetem w Hadze

Malarz do roku 1883 był w związku z prostytutką, jego rodaczką o imieniu Sien, co mogło dodatkowo wpłynąć na jego zainteresowanie tematyką kurtyzan w sztuce. W latach 1886-1888 mieszkał wraz z bratem Theo w paryskiej dzielnicy Montmartre, która słynęła, zwłaszcza pod koniec XIX wieku, z nocnego życia. Dom przy Rue Lepic 54, w którym mieszkali bracia, wciąż istnieje. To tam Vincent stworzył wiele swoich prac inspirowanych paryską sceną artystyczną, być może także „Kurtyzanę”. Życie nocne Montmartre’u pod koniec XIX wieku mocno kojarzyło się z artystycznym światem i rozrywką, co przyciągało ludzi sztuki i pióra z całej stolicy Francji i nie tylko. Montmartre był również znany z licznych domów publicznych, które były częścią krajobrazu nocnego życia. Te miejsca były często odwiedzane przez artystów. „Kurtyzana” van Gogha jest w rzeczywistości kopią japońskiego drzeworytu autorstwa Kesai Eisen’a, zatytułowanego „Oiran” (czyli „Kurtyzana”).

Montmartre, koniec XIX wieku

Van Gogh zachował podstawową kompozycję oryginalnego drzeworytu, użył jednak bardziej intensywnych i kontrastujących barw niż w oryginale, dodając w tle subtelne elementy krajobrazu, co miało na celu stworzenie atmosfery odpowiadającej jego wyobrażeniom o Japonii. Najciekawsza jest jednak symbolika obrazu. Oprócz lilii wodnych i łodyg bambusa pojawiły się także zwierzęta. Jego wybór nie był przypadkowy, gdyż grue (żuraw) i grenouille (żaba) to francuskie slangowe słowa oznaczające „prostytutkę”. Miały swoje miejsce w kulturze i języku francuskim, zwłaszcza w XIX-wiecznym Paryżu, i były często używane w sposób humorystyczny lub ironiczny w kręgach artystycznych, co mogło stanowić dodatkowy komentarz w dziele van Gogha.

Kesai Eisen, „Oiran”
Japonia · Stany Zjednoczone

Bitwa o Los Angeles 1942 r.

Bitwa o Los Angeles

Bitwa o Los Angeles – jedna z najdziwniejszych, najbardziej tajemniczych i intrygujących bitew całego okresu Wojny na Pacyfiku. Japońskie samoloty, UFO czy zbiorowe złudzenie? W latach 1941-1942, po ataku na Pearl Harbor, Stany Zjednoczone doświadczyły fali antyjapońskiej histerii oraz obaw przed kolejnymi atakami armii japońskiej. Jednym z objawów tej histerii było internowanie około 120 tysięcy Amerykanów pochodzenia japońskiego i japońskich imigrantów pod pretekstem bezpieczeństwa narodowego i zagrożenia sabotażem z ich strony.

Internowani Amerykanie japońskiego pochodzenia

Amerykanie żyli w ciągłym strachu przed możliwością kolejnych ataków, zwłaszcza na miasta znajdujące się na Zachodnim Wybrzeżu. Pogłoski o japońskich okrętach podwodnych, balonach z ładunkami wybuchowymi i inwazjach Japończyków były powszechne, co jedynie zwiększało napięcie i strach w amerykańskim społeczeństwie. 24 lutego 1942 r., zaledwie dzień po ataku japońskiego okrętu podwodnego I-17 na pole naftowe w Ellwood w pobliżu Santa Barbara Marynarka Wojenna wydała ostrzeżenie, że przed świtem można spodziewać się kolejnego ataku na Kalifornię.

Internowani Amerykanie japońskiego pochodzenia

Chcąc zachować czujność, miasto Los Angeles ogłosiło wczesnym wieczorem alarm przeciwlotniczy, który odwołano o 22:23. Jednak potem czujność przerodziła się w obłęd. O godzinie 2:25 w nocy w całym hrabstwie LA zawyły syreny alarmowe, zarządzono przerwę w dostawie prądu do miasta, a wojska obrony przeciwlotniczej zostały postawione w stan gotowości. O 3:16 rano armia otworzyła ogień, celując do samolotów wroga, które rzekomo przelatywały nad ich głowami. Na niebie jednak nie było żadnych japońskich samolotów, z wyjątkiem jakiegoś niezidentyfikowanego obiektu lub obiektów, prawdopodobnie balonu meteorologicznego, który przemieszczał się nad miastem. Ostrzeliwanie nieba trwało blisko godzinę, w trakcie której wystrzelono ponad 1400 pocisków. Kilka z nich spadło na miasto, uszkadzając kilka budynków oraz pojazdów. Na skutek zawału serca zmarły trzy osoby, kilka innych zostało rannych.

Uszkodzony odłamkami samochód w LA

Nie odnaleziono żadnych szczątków samolotów czy innych dowodów wskazujących na obecność wroga. Władze uznały więc, że wydarzenie było wynikiem fałszywego alarmu wywołanego wojenną histerią, lękami i wojną nerwów, jednakże entuzjaści latających spodków do dziś utrzymują, że na niebie pojawili się goście z kosmosu. Dlaczego jednak tak wiele osób, zarówno wojskowych, jak i mieszkańców miasta, zgłaszało, że widzieli przelatujące samoloty? Aby wyjaśnić to zjawisko, możemy posłużyć się historią, która wydarzyła się w Rotterdamie 36 lat później. W grudniu 1978 r. z ogrodu zoologicznego Blijdorp w tym holenderskim mieście uciekła sympatyczna pandka ruda. Aby ją odnaleźć, media zaangażowały mieszkańców miasta, i wkrótce policja, zoo oraz media otrzymały wiele telefonów od sympatyków zwierzątka, którzy twierdzili, że widzieli ją w różnych miejscach całego miasta. Rzecz w tym, że jakiś czas później biedne zwierzątko zostało znalezione martwe na jednej z ulic w pobliżu Blijdorp. Straciła życie pod kołami samochodu wkrótce po ucieczce, więc nikt nie mógł widzieć jej żywej hasającej po trawnikach Rotterdamu. Wpływ sugestii, emocjonalne zaangażowanie, złudzenia optyczne oraz błędy poznawcze spowodowały, że rude koty, psy i inne zwierzęta, a także różne zjawiska przyrodnicze zaczęto mylić z pandką rudą. Podobnie stało się w LA w roku 1942, choć w tym przypadku dodatkowo nocne ciemności, taniec świateł reflektorów przeciwlotniczych oraz eksplozje pocisków na niebie przyczyniły się do „materializacji” maszyn latających.

Japonia · Stany Zjednoczone

Tajemnica pięciu wiecznych piór generała MacArthura

Gen. Douglas MacArthur położył na stole pięć przyniesionych chwilę wcześniej piór.

Z pozoru błahy, ale w rzeczywistości głęboko symboliczny moment w trakcie uroczystości podpisywania aktu kapitulacji Cesarstwa Japonii na pokładzie pancernika USS Missouri w Zatoce Tokijskiej, 2 września 1945 roku. Amerykański generał Douglas MacArthur wyciąga z prawej kieszeni spodni pięć eleganckich i cenionych wówczas wiecznych piór Duofold marki Parker z roku 1928 z zamiarem użycia każdego z nich podczas składania podpisu na dokumencie. Pióra wieczne, szczególnie te z wyższej półki, były wówczas symbolem prestiżu, statusu i trwałości (często przechodziły z rąk ojca na syna).

Gen. Douglas MacArthur (siedzi), gen. Arthur Percival i gen. Jonathan M. Wainwright (stoją za nim).

Chwilę wcześniej, w innym symbolicznym akcie, MacArthur przywołał do siebie byłych i wciąż bardzo wychudzonych jeńców z japońskich obozów dla oficerów alianckich na Dalekim Wschodzie – generałów Arthura Percivala i Jonathana M. Wainwrighta, którzy jako pierwsi otrzymali na pamiątkę po jednym piórze. Obaj też elegancko, w spontanicznym geście wdzięczności, kłaniają się dowódcy sił zbrojnych na Pacyfiku. Być może na obu mimowolnie wpłynęły emocje i atmosfera tej wyjątkowej chwili. Wręczając im pióra, MacArthur podkreślił ich rolę w wojnie, dając w ten sposób do zrozumienia, że ich wcześniejsze porażki zostały zamienione w triumf.

Gen. Wainwright otrzymuje pierwsze pióro użyte przez gen. MacArthura.

Trzy kolejne pióra trafiły później do generała Courtneya Whitneya, Akademii Wojskowej w West Point oraz jego żony i syna (choć tu relacje się nieco różnią). Pióra użyte przez MacArthura stały się częścią historii, symbolizując triumf aliantów, formalne zakończenie wojny, koniec imperialnej Japonii i przejęcie władzy w tym kraju przez Aliantów, ale w całym tym akcie było też trochę przedstawienia, teatralności.

Nad dokumentem pochyla się japoński minister spraw zagranicznych Mamoru Shigemitsu

Amerykański generał był mistrzem w budowaniu symboliki wokół swojej osoby, co miało zarówno wymiar praktyczny (wygrana w wojnie), jak i propagandowy (utrwalenie swojej postaci jako bohatera), a uroczystość ta była tego pełna. W pewnym sensie pióro, przez sam akt jego użycia i wynikającą z tego zdolność zmiany rzeczywistości, może być uznane za potężny symbol władzy. Generał Eisenhower (📷👇), który 7 maja 1945 roku podpisał w Reims we Francji akt kapitulacji Trzeciej Rzeszy piórem Parker 51, nowym modelem z roku 1941 (trafiło do prezydenta Trumana), także rozumiał, jak potężnym symbolem jest takie pióro.

Materiał filmowy można zobaczyć na moim profilu na X.

https://x.com/dal_ref/status/1869330305791992009?t=jJ9wFT1U_s-Co1can0vg2w&s=19

Gen. Eisenhower trzyma pióra użyte przez delegację niemiecką w Reims
Gen. Eisenhower podarował swoje pióra prezydentowi Trumanowi.
Japonia · Stany Zjednoczone

Kłopoty z noblistą w Japonii i stosunek Japończyków do uzależnienia od alkoholu

William Faulkner

Japończycy potrafią być bardzo wyrozumiali wobec osób zmagających się z chorobą alkoholową. Pewne aspekty kulturowe, zwłaszcza nacisk na zachowanie twarzy, unikanie konfrontacji, publicznego zawstydzania i upokorzenia, sprawiają, że takie osoby są traktowane z większą wyrozumiałością. Kiedy w 1955 r. do Japonii przybył jeden z najsłynniejszych amerykańskich pisarzy, laureat literackiej Nagrody Nobla William Faulkner, jego kłopotliwy nałóg stał się przyczyną zażenowania i złości amerykańskiego personelu dyplomatycznego. Jednak Japończycy, pomimo że na spotkania z nimi przychodził często pod muchą, generalnie nie przejęli się tym zbytnio.

Faulkner w Japonii

Faulkner, człowiek pełen sprzeczności, znany był z tego, że podczas publicznych wystąpień, jak na przykład przy okazji przyjęcia Nagrody Nobla w 1950 r., bywał pod wpływem alkoholu. Jego zachowanie w takich momentach często było nieprzewidywalne. W Japonii, gdzie jego wizyta wywołała ogromne zainteresowanie, z samolotu wyszedł w stanie wskazującym, co wzbudziło niepokój amerykańskiego komitetu powitalnego. W drodze do hotelu pisarz niemal się załamał i ze łzami w oczach przyznał asystentowi attaché kulturalnego Leonowi Piconowi, który miał się nim opiekować w Japonii, że ma problem z alkoholem. W hotelu okazało się, że przed wylotem do Tokio Faulkner do bagażu zapakował cały arsenał butelek swojego ulubionego trunku. Picon ułożył Falknera do snu, po czym wyszedł, zabierając ze sobą cały jego zapas ginu. Rano powrócił do hotelu, ale pisarz już zdążył opróżnić część ukrytej dzień wcześniej butelki alkoholu. W ambasadzie, gdzie miał udzielić wywiadu, na pytanie sekretarki ambasadora, czego by się napił, odpowiedział, że ginu. Kobieta przyniosła szklankę wody.

Faulkner w Japonii

Wywiad okazał się totalną klapą, gdyż nietrzeźwy noblista nie był w stanie odpowiadać na pytania. Nie zdołał również wytrzeźwieć na spotkanie z dziennikarzami o 12:30 w Klubie Prasowym. Przygotowano dla niego materac, żeby się przespał, ale zdołał go tylko zabrudzić zawartością swojego żołądka. Wpływ na to miał wypity alkohol, ale najprawdopodobniej także silny lęk przed wystąpieniami publicznymi, z którym pisarz zawsze się zmagał. Odwieziono go do hotelu, gdzie przespał się do godziny 16:00. Pijany ciągle sprawiał problemy, ale trzeźwy był niezrównanie życzliwy, czarujący i uprzejmy – prawdziwy południowy dżentelmen. O godzinie 18:30 w rezydencji amerykańskiego ambasadora w Tokio organizowano specjalne przyjęcie powitalne. Pomimo tego, że kelnerom zabroniono podawania mu alkoholu, zdołał ich przekonać, że szklaneczka ginu mu nie zaszkodzi. Wkrótce jednak zaczął poruszać się na chwiejnych nogach i znów zaczął sprawiać problemy. Przybywających do ambasadora gości witał głębokim i wyszukanym ukłonem, a chwilę później zniszczył nową suknię żony ambasadora, przypadkowo rozlewając szklankę z ginem. Amerykański ambasador miał już po dziurki w nosie wybryków noblisty i zamierzał wysłać go najbliższym samolotem z powrotem do USA. Japończycy jednak czekali na spotkanie z uwielbianym przez nich pisarzem, więc Leon Picon zignorował rozkaz swojego szefa, a Faulkner pozostał w Japonii przez niemalże cały miesiąc. Tourne pisarza okazało się sukcesem, również dlatego, że Japończycy z większą wyrozumiałością podeszli do jego kłopotów z alkoholem. Picon zadbał też, aby słynny pisarz nie pozostawał na moment sam, a żeby pomóc mu w koncentracji, podczas każdego wystąpienia publicznego sadzano obok niego atrakcyjne Japonki.

William Faulkner
Chiny · Japonia · Stany Zjednoczone

Zaskakujące role w klasykach: Azjaci grani przez białych aktorów

Marlon Brando w filmie Herbaciarnia „Pod Księżycem”
Marlon Brando (L) i Michiko Kyo
Katharine Hepburn w filmie „Dragon Seed”
David Carradine w „Kung Fu”
Mickey Ronney w filmie Śniadanie u Tiffany’ego”
Japonia

80 lat później: Japonia wciąż leczy rany po 1945 roku

Shohei Kuwabara z mamą
Michiyo Fujioka z fotografią ojca
Ojciec Akio Kuroi po wojnie stał się odludkiem
Japonia

Gaudi de Mita

Gaudi de Mita

W ostatnich tygodniach w Polsce wiele mówi się o nowej siedzibie Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Prowokacyjny i kontrowersyjny „barak” budzi sprzeczne emocje. Tymczasem w Tokio, mieście znanym z wielu nowoczesnych i również budzących kontrowersje projektów architektonicznych, powoli dobiega końca
budowa jednego z najbardziej niezwykłych budynków. Arimaston Building, zaprojektowany i od kilkunastu lat budowany przez architekta Keisuke Okę wznosi się na małym skrawku ziemi niedaleko stacji Mita. Jest to unikalna konstrukcja, która rozwija się bez formalnych planów, co nadaje jej charakterystyczny, organiczny wygląd przypominający, wg Tokijczyków, dzieła Antonio Gaudiego, stąd też zwana jest również przez nich „Gaudi de Mita”. Budynek ten jest przykładem architektury, która, zgodnie z zamysłem autora, czerpie inspiracje z natury, podobnie jak dzieła Gaudiego.

Tokio, Sunny Hills w Minami Aoyama

Oka porównuje proces tworzenia swojej konstrukcji do przycinania drzewka bonsai lub do tańca, co wymaga improwizacji raczej niż planów. Budynek, podobnie jak warszawska siedziba MSN, ma zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników.
Zagraniczni turyści przyjeżdżający do Tokio albo tracą dla stolicy Japonii głowę, albo też żywią do niej niechęć, ale nikt chyba nie jest w stanie pozostać obojętny na jej wyjątkowy, pełen sprzeczności charakter. Jest na przykład, jak na 30-milionową aglomerację, nieskazitelnie czyste.

Tokio, prywatny dom autora mangi.

W całym mieście, podobnie zresztą jak w równie dziś czystym Seulu, każdego dnia można zobaczyć armię sprzątaczy usuwających zanieczyszczenia z ulic. Z drugiej strony, w wielu częściach miasta nie trudno zauważyć mało estetyczne i zupełnie niepasujące do charakteru okolicy budynki lub chaotyczną różnorodność stylów i kształtów budowli stojących przy jednej ulicy. Zasady regulujące planowanie przestrzenne w Tokio są elastyczne i często skupiają się na innych potrzebach niż te znane z Polski.

Tokio, Eliptyczny Dom

Japońskie przepisy budowlane kładące akcent na zapewnienie mieszkańcom dostępu do światła słonecznego i miejsc parkingowych oraz odpowiednią skalę budynków i wytrzymałość na aktywność sejsmiczną, mają niemały wpływ na wybory projektowe. Projektanci mają sporą swobodę eksperymentowania. Tokio, jak twierdzą architekci pracujący w Japonii, jest miastem żywym, przyjaznym pieszym i reagującym na zmieniające się potrzeby mieszkańców. Jest to miejsce eksperymentów i nieskończonej różnorodności form, dzięki czemu mieszkańcy mają łatwy dostęp do mieszkań, ale ceną, jaką za to płacą, jest wizualny chaos.”

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Tokio, The House of Eaves
Chiny · Japonia · Korea Południowa · Włochy

Rubens i Antonio Corea – pierwszy Koreańczyk w Europie

Peter Paul Rubens – „Mężczyzna w koreańskim kostiumie”

Peter Paul Rubens (1577-1640), flamandzki malarz i jeden z najbardziej wpływowych artystów epoki baroku, ok. roku 1617 naszkicował tajemniczą postać Azjaty. Ponad 300 lat później, w roku 1934 brytyjska historyk sztuki Claire Stuart Wortley wysunęła teorię, że tematem szkicu może być pierwszy Koreańczyk, który postawił nogę na kontynencie europejskim. Nazywał się Antonio Corea i był niewolnikiem zakupionym w Japonii przez florenckiego podróżnika i kupca Francesco Carlettiego. Corea został schwytany podczas japońskiej inwazji na Koreę w latach 1592-1598. W jej wyniku wielu Koreańczyków i Koreanek dostało się do japońskiej niewoli, a następnie uprowadzonych zostało do Japonii.

Peter Paul Rubens, autoportret z roku 1623

Antonio Corea był jednym z nich. Po pojmaniu, Corea trafił do Nagasaki, gdzie został sprzedany jako niewolnik. W 1597 roku, Corea wraz z kilkoma innymi Koreańczykami zostali zakupieni przez Carlettiego. Razem z Toskańczykiem Corea opuścił Japonię w marcu 1598 roku i w drodze do Europy odwiedził różne kraje, w tym Chiny, Malezję, Indie oraz wyspę Świętej Heleny, gdzie Koreańczyk omal nie stracił życia w wyniku ataku holenderskich okrętów na ich galeon. Uratował go ponoć krucyfiks, który zawiesił sobie na szyi. Holendrzy, którzy bezlitośnie wycinali marynarzy ze statku Florentczyka darowali mu życie. Wraz z nim do Holandii w roku 1602 dotarł również Carletti.

Francesco Carletti, „Moja podróż dookoła świata”

W swoim notatniku toskański podróżnik zapisał: „Z nadmorskich prowincji Korei przywieźli [Japończycy] nieskończoną liczbę mężczyzn i kobiet, chłopców i dziewcząt w każdym wieku, a wszyscy zostali sprzedani jako niewolnicy po najniższych cenach. Kupiłem pięciu z nich za niewiele ponad dwanaście skudów. Ochrzciwszy ich, zabrałem ich ze sobą do Goa w Indiach i tam ich uwolniłem. Jednego z nich przywiozłem ze sobą do Florencji i myślę, że dzisiaj można go znaleźć w Rzymie, gdzie jest znany jako António.”
Niewiele wiadomo na temat życia Antonio na Półwyspie Apenińskim, istnieją jednak teorie, że Corea może mieć potomków we Włoszech, szczególnie w regionie Albi w Kalabrii, choć te twierdzenia nie są poparte solidnymi dowodami.

Peter Paul Rubens, „Cuda św. Franciszka Ksawerego”, rok 1617 1618

Czy rysunek Rubensa faktycznie przedstawia Anionio Coreę? Tożsamość i pochodzenie osoby przedstawionej na szkicu holenderskiego malarza są od lat przedmiotem sporów historyków sztuki. Niektórzy sugerują, że Rubens mógł spotkać Antonio w Rzymie około roku 1607, gdzie malarz przebywał wraz ze swoim przyjacielem i pierwszym uczniem Deodatem del Monte. Inni skłaniają się ku teorii, że Rubens naszkicował postać chińskiego kupca Ypponga, jednego z pierwszych Chińczyków, którzy przybyli do Europy, tym bardziej, że to jego wizerunek prawdopodobnie widnieje na obrazie Rubensa „Cuda św. Franciszka Ksawerego” z roku 1617 lub 1618. Corea i Yppong nigdy się nie spotkali.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Wizerunek Azjaty na obrazie Rubensa „Cuda św. Franciszka Ksawerego”
Japonia

Nieprzeciętne życie słynnych mistrzów japońskiego malarstwa ukiyo-e

Katsushika Hokusai

O życiu słynnych japońskich artystów ukiyo-e często niewiele wiadomo, ale te skąpe informacje, które zachowały się do naszych czasów wskazują, że swoimi ekscentrycznymi zachowaniami niewiele różnili się od słynnych XIX i XX-wiecznych artystów europejskich. Hokusai, autor słynnej Wielkiej fali w Kanagawie w swoim długim życiu zmieniał imię co najmniej 30 razy, co miało za każdym razem odzwierciedlać nowy etap lub kierunek w jego karierze artystycznej. Poświęcał cały swój czas sztuce, w późniejszych latach podpisywał więc swoje obrazy „Stary Człowiek Zwariowany na Punkcie Rysowania.”

Katsushika Hokusai

Był tak pochłonięty swoją pracą, że nawet w podeszłym wieku, kiedy brakło mu już sił na utrzymanie pędzla, instruował swoje wnuki, aby przywiązywały mu pędzle do rąk. Pod koniec życia miał zwyczaj chodzenia po ulicach z pędzlem i tuszem, malując obrazy na ścianach domów. Wielu ich mieszkańców wyrażało ponoć z powodu tego niezwykłego wyróżnienia zadowolenie.
Dziś często reagujemy gniewem na widok zdjęć wykonanych z ukrycia w miejscach publicznych, ale już w przeszłości, przed wynalezieniem fotografii, zdarzało się, że artyści bez uzyskania zgody rysowali nieznajomych.

Kitagawa Utamaro

Utamaro, który specjalizował się w portretowaniu kobiet (jego prace często przedstawiały zbliżenia twarzy kobiet, skupiały się na wyrazach twarzy i ich detalach), znany był z tego, że nosił zawsze przy sobie mały szkicownik i przybory do rysowania. Kiedy tylko napotkał atrakcyjną kobietę chwytał za swoje malarskie przybory i rysował, przez co czasami musiał ratować się ucieczką przed oburzonymi modelkami. Był znany z tego, że spędzał sporo czasu w dzielnicy czerwonych latarni Yoshiwara w Edo (dzisiejsze Tokio) i domach gejsz, studiując oblicza i sylwetki kobiet. Jego prace często podkreślały ich urok i piękno.

Kitagawa Utamaro

Hiroshige miał kota, który był jego stałym towarzyszem w pracowni. Zwierzak ten miał zwyczaj siadania na jego obrazach, a Hiroshige, zamiast go przepędzać, często włączał te przypadkowe „kocie odciski” do swoich dzieł, co dodawało im unikalności. Hiroshige, mistrz japońskiego malarstwa pejzażowego, lubił oddawać się dwóm pasjom na raz – podróżom i malowaniu, przez co jego prace miały czasami zabawnie zniekształconą perspektywę.

Utagawa Hiroshige

Choć przez swoich współczesnych opisywany był jako cichy i skromny, też lubił spędzać czas z kurtyzanami i gejszami celem przedstawienia ich wizerunków na obrazach. Kuniyoshi znany był z tego, że pracował nocą, która wg niego sprzyjała kreatywności. Ciemność niewątpliwie miała wpływ na jego twórczość, gdyż jego prace często zawierały elementy grozy.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Utagawa Kuniyoshi
Japonia

Ukryte sygnały i niebezpieczne sceny w filmie „Tron we krwi” Akiry Kurosawy

Scena z filmu „Tron we krwi”

Być może jedna z najbardziej niebezpiecznych scen w historii kina. Toshiro Mifune w dramatycznej scenie finałowej filmu „Tron we krwi” z roku 1957 celem uniknięcia zranienia przez prawdziwe strzały w niej użyte, gestami ręki wskazuje łucznikom w którym kierunku będzie się przemieszczał. (👆)
Scena ta jest także jednym z najbardziej ikonicznych momentów w historii kinematografii. W kierunku granego przez Mifune Taketoki Washizu (Makbet) leci grad strzał, z których kilka wbija się w jego ciało. Wg Mifune użycie prawdziwych strzał miało ogromny wpływ na jego emocje i zachowanie przed kamerą, dodało scenie autentyczności i surowości emocjonalnej trudnej do odtworzenia jedynie poprzez aktorstwo.

Akira Kurosawa na planie filmu Tron we krwi.

Użycie tych strzał było częścią zaangażowania Kurosawy (📷👆) w osiągnięcie realizmu i intensywności w jego filmach. W tamtym czasie japońskie kino przesuwało granice, jeśli chodzi o sceny akcji, a scena ta wpisywała się w szerszy trend mający na celu zwiększenie realizmu filmu. Pomimo tego, że bezpieczeństwo na planie było priorytetem, a przed rozpoczęciem zdjęć przeprowadzono liczne próby, aby upewnić się, że wszyscy zaangażowani w kulminacyjną scenę doskonale znają swoje role, to takie techniki byłyby uważane za wysoce ryzykowne według dzisiejszych standardów bezpieczeństwa w produkcji filmowej. Aby uniknąć przypadkowego trafienia, Mifune musiał precyzyjnie synchronizować swoje ruchy z sygnałami, które wysyłał za pomocą rąk łucznikom (📷👇).

Choć aktor miał na sobie specjalny, wzmocniony kostium, który miał chronić go przed zranieniem, a te strzały, które celowo kierowane były bezpośrednio w niego były wykonane ze specjalnego tworzywa lub ich zasięg był ograniczony przymocowaną do nich linką, istniało ryzyko, że któraś z zakończonych ostrym grotem strzał skierowanych w ścianę budynku, a które miały omijać go zaledwie o centymetry, mogłaby dosięgnąć głowy lub szyi Mifune. Aktor opisywał swoje doświadczenia z kręcenia sceny finałowej „Tronu w krwi” jako wysoce intensywne i pełne napięcia. W jednym z wywiadów powiedział, że nie musiał grać strachu i udawać paniki, ponieważ naprawdę był przerażony, a jego reakcje w obliczu lecących w jego kierunku strzał były autentyczne. Po skończonych zdjęciach wypił sporo piwa, a po latach opowiadał, że scena ta pojawiała się wielokrotnie w jego snach.

Materiał filmowy można zobaczyć na moim profilu na X (👇)

https://x.com/dal_ref/status/1856982710247420385?t=LF8rfSbRK__OZ-Dqo25Nxw&s=19

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)