Bardzo charakterystyczny dla japońskich miast sposób prowadzenia przewodów elektrycznych nad ziemią. Zwisające kable sprawiają wrażenie prowizorki, a za przyczynę tego najczęściej podaje się korzyści ekonomiczne – taniej je budować oraz odbudować po trzęsieniu ziemi, pomimo tego, że po wstrzasach, które nawiedziły Kobe w 1995 r. dzielnice z napowietrznymi liniami energetycznymi zostały bardziej zniszczone. Dodatkowo blokujące drogi przewrócone słupy utrudniały pojazdom ratowniczym szybkie dotarcie do ofiar. Najdziwniejszym jednak argumentem za utrzymaniem napowietrznych linii niskiego napięcia dla ich zwolenników jest możliwość umieszczania na słupach energetycznych map oraz tabliczek z adresami, co nie jest okazuje się bez znaczenia w japońskich miastach, gdzie tylko znikomej części ulic nadano nazwy.
Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube, X (Twitterze) i Facebooku
Przez niezwykle popularną, ale przereklamowaną tokijską świątynię Sensoji w dzielnicy Asakusa przewija się każdego dnia tysiące głodnych wrażeń obcokrajowców, podczas gdy zaledwie jakieś półtora kilometra na północ od niej, 30 minut spacerkiem, znajduje się niezwykłe, ale zupełnie nieznane turystom miejsce – świątynia Jokanji wraz z niewielkim cmentarzem, na którym, w większości w latach 1855-1930, w masowych mogiłach (z kilkoma wyjątkami) złożono prochy 25 tysięcy kurtyzan.
Sayo została oskarżona przez zazdrosną żonę sklepikarza, który podkochiwał się w kurtyzanie, o podpalenie ich mienia, a w okresie Edo za to przestępstwo kara mogła być tylko jedna – spalenie
Wiele z nich zmarło w młodym wieku i w tragicznych okolicznościach – w wyniku chorób wenerycznych lub tyfusu, wyroków śmierci i samobójstw, w pożarach, w nalotach amerykańskich bombowców, w trzęsieniach ziemi lub zamordowane. Jeden z najciekawszych, ale i najtragiczniejszych epizodów w historii Japonii. Będę o nim opowiadał za kilka dni na YT.
Niezwykłej ponoć urody 22-letnia Wakamurasaki została zasztyletowana w 1903 roku przez zazdrosnego klienta zaledwie 5 dni przed ukończeniem kontraktu.
Spędziłem pośród grobów przedwczorajsze popołudnie i przez ten czas nie zawitał tam ani jeden turysta. Pojawiły się za to dwie grupy Japończyków. Wpierw dyskretnie pomaszerowałem za małżeństwem w średnim wieku i kiedy z kwiatami, wiaderkiem z wodą i kadzidełkami w rękach zatrzymali się przy jednej z mogił, spytałem, czy mógłbym z pewnej odległości przyglądać się ich ohaka mairi (odwiedzanie grobów, rola ta przypada zazwyczaj najstarszemu synowi w rodzinie). Nie wyrazili sprzeciwu, nie dostrzegłem również na ich twarzach oznak niezadowolenia.
Jokanji
W pewnym momencie kobieta wyciągnęła z torby puszkę piwa, z uśmiechem na twarzy skierowała ją w moim kierunku, otworzyła i połowę jej zawartości wylała na pomnik, a puszkę z resztą trunku ustawiła przy kwiatach. Zapytałem jeszcze kim była osoba, której grób odwiedzili, po czym nisko się ukłoniłem i odszedłem. Na kilku innych grobach również można dostrzec złożone w ofierze duchom zmarłych otwarte puszki piwa, wszystkie były jednak pełne. Jakiś czas później pojawiła się rodzina składająca się z małżeństwa, babci i dwóch dziewczynek. Każda z osób, począwszy od dzieci, a kończąc na babci, dwukrotnie wylała pełną chochlę wody na nagrobek, a następnie wszyscy wspólnie odmówili modlitwę. Również i tę rodzinę spytałem o ich związek ze zmarłą osobą. W jednym i drugim przypadku w grobowcach znajdowały się szczątki ich krewnych.
Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube, X (Twitterze) i Facebooku
Kobieta wylała na kamień nagrobny część zawartości puszki z piwem, a następnie dwukrotnie to samo miejsce przemyła czystą wodą z wiaderka Rodzinne ohaka mairi