
Każdego roku 11 marca rodziny i znajomi blisko 19.000 Japończyków, którzy zginęli lub zostali uznani za zaginionych w wyniku fali potężnego tsunami, które nawiedziło Japonię w 2011 r. ponownie opłakują śmierć swoich bliskich. Niektórzy pogodzili się z ich utratą, odzyskali radość życia, inni już nigdy nie potrafili stanąć ponownie na nogi, ale każda z tych osób ma do opowiedzenia własną, nieznośnie bolesną, chwytającą za serce historię. Niektóre tak okrutnie bolesne, że nie sposób je tutaj przytoczyć.

Ponad sto wstrząsów i powstałe w ich wyniku tsunami trwały jeden dzień, ale dla wielu z tych, którzy ocaleli z tej katastrofy trwa ona po dziś dzień. Obwiniają się za śmierć bliskich, dzieci, rodziców, współmałżonków, przyjaciół lub sąsiadów. Inni, których ciał bliskich nigdy nie odnaleziono, wciąż trzymają się nadziei, że któregoś dnia powrócą – „przecież cuda się zdarzają.” Odmawiają przyjęcia aktu zgonu, piszą listy do dzieci, rodziców, żon i mężów.

Wielu z tych żyjących w pobliżu linii brzegowej nigdy już nie postawiło stopy na plaży, jakby wciąż żywili urazę do morza za wyrządzone im krzywdy. Powszechnie uważa się, że Japończycy są areligijni, czytając jednak relacje ocalałych z tsunami, tak często odnoszą się oni do wiary i nadziei spotkania utraconych bliskich w niebie. Dla wielu z nich jest to być może najlepszy sposób na poradzenie sobie z bolesną traumą przeszłości, dla innych jednak szczera nadzieja na ponowne złączenie się z rodziną.
