Filipiny · Japonia · Korea Południowa · Stany Zjednoczone

Alicja w krainie grabieży

Alice Roosevelt

Jak ukształtować zbuntowaną, dumną i upartą dziewczynę na dobrze wychowaną damę? Najlepiej wysyłając ją z oficjalną rządową misją do Japonii, Chin i Korei. Tak przynajmniej uważał amerykański prezydent Theodore Roosevelt. Wychowywana bez mamy, ale pod czujnym okiem oziębłej macochy Alice Roosevelt stałą się niezależna i niesforna i szybko zaczęła sprawiać ojcu kłopoty. Kiedy Roosevelt i jego druga żona Edith zaproponowali Alice wysłanie jej do konserwatywnej szkoły z internatem, sugestia ta nie spotkała się z jej uznaniem. Zagroziła ojcu, że jeśli zdecyduje się na tak nikczemny krok ona znajdzie sposób, żeby głęboko go upokorzyć.

Dwudziesty szósty prezydent Stanów Zjednoczonych Theodore Roosevelt z drugą żoną Edith Kermit Carow.

Dziewczyna miała siedemnaście lat, gdy jej ojciec w roku 1901 wprowadził się do Białego Domu po zabójstwie przez Amerykanina polskiego pochodzenia Leona Czołgosza prezydenta Williama McKinleya. Niewzruszona ogólnonarodowym szokiem i panującą w kraju żałobą rzekomo głośno wyraziła swoją z tego powodu radość. W następnym, 1902 roku, Alice oficjalnie została zaprezentowana Amerykanom i stała się sensacją niemalże z dnia na dzień. Opinia publiczna tak bardzo była zauroczona atrakcyjną, prostolinijną i prowokatorską nastolatką, że nadano jej przydomek „Księżniczka Alice”, który został później utrwalony przez królewskie traktowanie, jakiego doświadczyła podczas swojej podróży po Azji, gdzie spotykała się z władcami Japonii, Filipin, Chin i Korei.

Zabójca prezydenta McKinleya, Leon Czołgosz

W nosie miała surowe zasady, które urzędnicy w Białym Domu próbowali jej narzucić. Jej liczne wybryki opisywała prasa całego świata, również japońska. Publicznie odrzuciła chrześcijaństwo, a swoje wierzenia określiła jako pogańskie. Paliła papierosy w miejscach publicznych, co w owym czasie nie wypadało czynić kobiecie, imprezowała do wczesnych godzin porannych, obstawiała wyścigi konne i brawurowo prowadziła samochody w towarzystwie młodych mężczyzn.
Na pytanie, dlaczego nie poskromi wybryków swojej beztroskiej córki, prezydent Roosevelt odpowiedział: „Mogę albo rządzić krajem, albo opiekować się Alice, ale nie mogę robić obu tych rzeczy naraz”.

Japończycy witają amerykańską delegację.

Postanowił jednak, że wyśle niesforną 21-latkę w towarzystwie sekretarza wojny i przyszłego 27. prezydenta Stanów Zjednoczonych Williama Tafta do Azji Wschodniej jako ambasadorkę dobrej woli. Liczył na to, że w towarzystwie amerykańskich kongresmanów i ich żon oraz azjatyckich władców córka wydorośleje i dojrzeje. Japończycy byli zachwyceni jej przybyciem i traktowali ją niczym królową pojawiając się tłumnie wszędzie tam, gdzie ona zawitała.

Japończycy zapragnęli zobaczyć „księżniczkę Alice”

Została obdarowana tak wieloma prezentami, że od jednego z kongresmanów otrzymała przydomek „Alicja w krainie grabieży” (Alice in Plunderland). Oprócz tańca i śpiewu gejsz, tradycyjnego łucznictwa Kyudo oraz przedstawienia kabuki miała także możliwość zobaczyć walki zapaśników sumo, ale te nieszczególnie jej się spodobały, być może dlatego, jak sugerują niektórzy, że musiała spędzić tak dużo czasu w podróży z nie mniej od sumitów otyłym Williamem Taftem.

Japonia. William Taft i Alice Roosevelt

Podczas gdy sekretarz wojny prowadził rozmowy z Japończykami, Alice udała się na zakupy i imprezowała z japońskimi księżniczkami. Na przyjęciach pojawiała się w tradycyjnym kimonie. 26 lipca 1905 roku Taft i Alice Roosevelt zostali przyjęci przez cesarza Mutsuhito (Meiji), który zaprowadził ich, ponoć pierwszych obcokrajowców, do prywatnego cesarskiego ogrodu.

Prasa koreańska rozpisywała się o wizycie amerykańskiej delegacji w Cesarstwie Korei.

W Korei została przyjęta na audiencji u cesarza Gojonga w jego tymczasowej rezydencji (ogień strawił rok wcześniej Pałac Deoksugung), ale Koreańczycy jej nie zachwycili. W porównaniu z pełnymi entuzjazmu Japończykami, a wkrótce później żywiołowymi Filipińczykami i przyjaznymi Hongkończykami Koreańczycy wydali jej się apatyczni: „Ludzie wyglądają na smutnych i przygnębionych, tak jakby ktoś wyssał z nich całą energię. Wszędzie było widać japońskich oficerów i żołnierzy, którzy w przeciwieństwie do nędznych Koreańczyków byli bojowi i pracowici”, napisała w autobiografii.

Zawody sumo zorganizowane dla gości z Ameryki.

Po powrocie do Japonii delegacja amerykańska mogła się przekonać, jak gwałtownie potrafią zmieniać się nastroje społeczne w tym kraju. Ponieważ w międzyczasie Japończycy obwinili prezydenta Roosevelta o niewystarczająco sprzyjający im traktat pokojowy pomiędzy Japonią a Rosją, na ulicach Tokio co rusz wybuchały antyamerykańskie zamieszki, podkładano ogień pod chrześcijańskie kościoły. „Nigdy nie widziałam większej zmiany” – wspominała Alice. „Sugerowano nam, że jeśli ktoś zapyta, wskazane jest, abyśmy powiedzieli, że jesteśmy Anglikami”. Tym razem nie było wiwatów, a Alice i amerykańską ekspedycję ochraniali policjanci w cywilu.

Japonia. Alice Roosevelt w towarzystwie kilku żon amerykańskich kongresmanów.

Czy podróż do Azji złagodziła obyczaje Księżniczki Alice? Gdy cztery lata później rodzina Rooseveltów przygotowywała się do wyprowadzki z Białego Domu, Alice dokonała jednego z najbardziej zuchwałych ze swoich wygłupów. W ogródku przed rezydencją prezydencką zakopała lalkę voodoo nowej Pierwszej Damy Nellie Taft. Za ten wybryk została pozbawiona prawa wchodzenia na teren Białego Domu.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Alice Roosevelt przemierza Pacyfik
Alice Roosevelt i William Taft na Filipinach
Japonia · Korea Południowa

Król Korei

Yi Won, pretendent do koreańskiego tronu w Deoksugung

„To król!” krzyknął do mnie mężczyzna w garniturze, kiedy wczoraj, chwilkę po godzinie 9 rano w pustym jeszcze Pałacu Deoksugung w centrum Seulu fotografowałem przechodzącą procesję z tragarzami dźwigającymi w lektyce jakąś dumną postać przypominającą Dalajlamę. „Kto?” – spytałem zaskoczony? „Król Korei” – odpowiedział. „Jaki znów król Korei?” Poważnie zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno na jego poddaszu wszystko jest w należytym porządku. W końcu takich kolorowych przebierańców, zwłaszcza w sobotę i niedzielę, wokół seulskich pałaców jest wielu.

Strażnicy w Pałacu Deoksugung

„Yi Won!” – wykrzyknął i pobiegł za oddalającą się grupą. Yi Won! Prawnuk Gojonga, ostatniego króla Korei Joseon i pierwszego cesarza Cesarstwa Korei! Gojong zmarł nagle w wieku 66 lat w roku 1919 i choć brak na to dowodów, do dziś uważa się, że swoje paluchy prawdopodobnie maczali w jego śmierci Japończycy. Od lat czyhali na jego życie, a w roku 1895 jeden z pięćdziesięciu wynajętych przez japońskiego dyplomatę w Korei Miurę Goro roninów-zabójców (samurajów bez pana) mieczem odciął jego małżonce, królowej Min głowę, zmuszając monarchę do opuszczenia Pałacu Gyeongbokgung i ukrycia się przed Japończykami na terenie poselstwa Imperium Rosyjskiego (F).

Zamach na królową Min

Kilka lat przed tajemniczą, w roku 1907, Gojong został zmuszony przez pro-japoński rząd do abdykacji na rzecz swojego syna, drugiego, ostatniego i dziś już zapomnianego cesarza Sunjonga. Ten ostatni, marionetka w rękach Japończyków, zasiadał na tronie zaledwie przez trzy lata, do roku 1910, kiedy to panoszący się od końca XIX wieku w Korei Japończycy przestali grać komedię i ostatecznie zagarnęli cały Półwysep Koreański dla siebie. Zmarł bezpotomnie 16 lat później na atak serca.

(L) Król Gojong / cesarz Gwangmu, (P) cesarz Sunjong

Miał jednak dwóch młodszych braci, z których każdy doczekał się syna. Pierwszy Yi Gona, drugi Yi Ku, a ci również postarali się o potomków płci męskiej. Adoptowanym synem Yi Ku jest właśnie urodzony w roku 1961 Yi Won. Jest on zaledwie jednym z kilku pretendentów do tronu Korei, którzy pragnà restauracji monarchii i Dynastii Yi, ale tym najbardziej znanym i rozpoznawalnym. Co robił na terenie Pałacu Deoksugung tak wcześnie w sobotni poranek i dlaczego kazał się nosić w lektyce tragarzom, z których ten ostatni w lewym rzędzie poruszał się już na zgiętych w kolanach nogach i wyraźnie tracił siły nie udało mi się dowiedzieć.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Yi Ku z pochodzącą ze Stanów Zjednoczonych żoną Julią
Yi Won, pretendent do koreańskiego tronu w Deoksugung
Japonia · Korea Południowa

Koreańskie slumsy w Seulu i Japonii

🇰🇷 Cheonggyecheon, 📷 Shisei Kuwabara

Dziś trudno wyobrazić sobie slumsy i getta w nowoczesnych miastach Korei i Japonii, ale jeszcze 50 lat temu część Koreańczyków zamieszkująca oba kraje żyła w skrajnej nędzy. W latach 1965-1968 japoński korespondent magazynu Taiyo Shisei Kuwabara sfotografował jedną z seulskich dzielnic biedoty. Mieszkańcy Cheonggyecheon wciąż nie mogli korzystać z nowoczesnych udogodnień w postaci kanalizacji, bieżącej wody, elektryczności, ani systemu oczyszczania, przez co dzielnica cierpiała z powodu dużego zanieczyszczenia.

🇰🇷 Cheonggyecheon, 📷 Shisei Kuwabara

W całej swojej historii powodzie stanowiły dla jej mieszkańców największe wyzwanie. Ponieważ w górzystym Seulu Cheonggyecheon zajmował najniższy punkt w centrum miasta, w trakcie sezonowych opadów deszczu woda pokrywała znaczne połacie terenu. Pod koniec lat 70. dyktator Korei Południowej gen. Park zaczął burzyć slumsy, aby zrobić miejsce dla dróg i dzielnic handlowych.

🇰🇷 Cheonggyecheon

Seul nie był jedynym miastem z koreańskimi dzielnicami biedoty. Koreańskie slumsy aż do późnych lat 60. istniały także w każdym większym japońskim mieście. Zwane przez Koreańczyków Zainichi (Koreańczycy w Japonii) tongne (kor. wioska) były obrazem nędzy i rozpaczy – wszędzie brud, liche, prowizoryczne rudery, odór grillowanych organów zwierzęcych, przemoc, w tym przemoc domowa typowa dla ówczesnej patriarchalnej, konfucjańskiej rodziny, spora liczba dzieci i zbieraczy złomu.

🇯🇵 Koreańska tongne w Japonii

Powszechny, zwłaszcza w koreańskiej dzielnicy w Osace był dialekt z Czedżu (W 1948 roku na wyspie Czedżu wybuchło powstanie, a w bratobójczych walkach zginęło od 15 tys. do 30 tys. wyspiarzy, 40 tys. uciekło do Japonii). Powszechnym zajęciem Koreańczyków Zainichi w okresie kolonialnym i powojennym było zbieranie odpadów. Robotnicy nosili kosze na plecach lub ciągnęli wózki, wołając „Kuzui, oharai” (Jakieś ścinki na sprzedaż?).

🇯🇵 Ikuna. Koreańska dzielnica w Osace.

Zbierali szmaty, zużyty papier, gazety i złom. Taksówkarze odmawiali wjazdu do tongne, a policjanci interwencji. Japońskim dzieciom rodzice kazali trzymać się od nich na bezpieczną odległość. Powojenne ożywienie gospodarcze Japonii aż do końca lat 60. nie miało większego wpływu na poprawę jakości życia mniejszości koreańskiej. W tongne praktykowano wielożeństwo, rodziny były niestałe, a dzieci często nie były przypisane żadnemu konkretnemu domostwu. To były niemalże autonomiczne terytoria, nad którymi kontrolę sprawowali Koreańczycy.

🇯🇵 Bazar Ameyoko przy tokijskiej stacji Ueno. Po wojnie miejsce handlu nielegalnym towarem. Czarny rynek kontrolowany był w części przez Koreańczyków.)
🇯🇵 Koreańczycy Zainichi w Japonii.

Ponad połowa z kilkuset tysięcy dorosłych Koreańczyków nie miała pracy, zajmowali się więc nielegalną produkcją alkoholu i narkotyków zwanych hiropon. Ponieważ sprzedawano je również Japończykom od czasu do czasu dochodziło do regularnych starć z japońską policją. W trakcie takich utarczek w stróżów prawa rzucano świńskimi odchodami i przebijano gwoździami koła radiowozów. Powojenna prasa japońska i rząd Japonii postrzegały Koreańczyków Zainichi jako poważne zagrożenie dla kraju, postanowiono więc wszystkie tongne zlikwidować. W wyniku planowania urbanistycznego władz japońskich koreańskie slumsy zniknęły pod koniec lat 60. ubiegłego wieku.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

🇯🇵 Rok 1949.
Japońska policja robi nalot na Kwaterę Główną Federacji Koreańczyków
🇯🇵 Koreańczycy Zainichi w Japonii
Japonia · Niemcy

Podróż odkrywcy starożytnej Troi do Japonii

Henrich Schliemann, ok. 1870 r.

Słynny, ale też kontrowersyjny archeolog-amator Henrich Schliemann, (F ok. 1870 r.) któremu przypisuje się odkrycie w roku 1870 starożytnego miasta Troi, kilka lat wcześniej odbył podróż dookoła świata i zawitał do Japonii. Swoje wrażenia z podróży zapisywał w notatniku, dzięki czemu mamy dziś dostęp do części jego doświadczeń. XIX-wiecznym podróżnikom można szczerze pozazdrościć możliwości poznania niezwykłej jeszcze wtedy, ale już powoli dobiegającej końca różnorodności w globalizującym i uniformizującym się świecie. 3 czerwca 1865 r. statek, którym podróżował z Szanghaju rzucił kotwicę w Jokohamie, wówczas niewielkiej mieścinie liczącej zaledwie 15 tysięcy mieszkańców.

Jokohama, ok. 1900 r.

Schliemann zanotował w swoim notatniku, że w przeciwieństwie do Szanghaju, gdzie wokół statków pojawiały się liczne i brudne łodzie obsługiwane przez kobiety z niemowlakami uwiązanymi do pleców (można je było zobaczyć jeszcze w latach 70. XX wieku), w Jokohamie podpłynęła do nich tylko jedna niewielka jednostka oferująca przewiezienie na brzeg. Skóra prawie całego ciała obu znajdujących się w niej niemalże nagich mężczyzn była ozdobiona licznymi tatuażami smoków, lwów, tygrysów i lokalnych bóstw w kolorach czerwonym i niebieskim. Później, już w Edo, zauważył, że również Japończycy pracujący w innych zawodach, m.in.. stajenni, nosili wyłącznie przepaski biodrowe i pokryci byli tatuażami.

Po zejściu na ląd przy jego bagażu zaraz pojawili się tragarze, obaj z bakteryjnymi infekcjami skóry. Zrezygnował z ich usługi i zaczekał na kolejną, zdrową grupę mężczyzn. Po 30 minutach dotarł do urzędu celnego. Przywitali go uśmiechnięci urzędnicy celni, którzy „skłonili się niemal do podłogi i pozostali w tej pozycji przez pół minuty”. Następnie poprosili Schliemanna, żeby otworzył swoje walizki. Ten uznał procedurę za zbędną i zaoferował urzędnikom po ichibu (obowiązująca do roku 1871 srebrna lub złota moneta) dla każdego z nich za odstąpienie od niej. Mężczyźni nie przyjęli datku i zwrócili mu uwagę, że „Japończycy uważają, że zaniedbywanie obowiązków w imię gratyfikacji jest poniżej ich godności ludzkiej”. Inspekcja okazała się jednak pobieżna i Schliemann mógł w rikszy drogą pokrytą nawierzchnią z tłuczonego kamienia udać się do hotelu.

Srebrne ichibu-gin

Zauważył, że w całym miasteczku znajdują się liczne łaźnie z których Japończycy, „z pewnością najczystszy naród na świecie”, zarówno ci biedni jak i bogaci, korzystają każdego dnia. W Jokohamie i sąsiadującym z nią Edo (dziś Tokio, stolicą zostało trzy lata później) zdumiała go liczba prostytutek. W otoczonej murem i silnie strzeżonej 24h na dobę przez siły policyjne dzielnicy kurtyzan Yoshiwara pracowało wtedy ponad 100 tysięcy na wpół-zniewolonych kobiet. Wyjście poza mury bez przepustki i wysokiej opłaty nie było możliwe.

Yoshiwara, koniec XIX w.

Opisał również osobliwy incydent, który wydarzył się kilka dni później. Rząd Tokugawów ogłosił, że Siogun uda się 10 czerwca w podróż z Edo do Osaki i w tym czasie mieszkańcy i właściciele sklepów wzdłuż drogi Tokaido, którą będzie poruszał się naczelny wódz, mieli obowiązek pozostać zamknięci w swoich domach. Schliemann zapisał, że pewien nieostrożny rolnik, który został przyłapany na przekraczaniu drogi przed liczną świtą sioguna został niezwłocznie posiekany mieczem przez jednego ze strzegących dostojnika samurajów, a wraz z nim zginął żołnierz, który chwilkę wcześniej odmówił wykonania rozkazu ukarania rolnika. To zdarzenie znów rozwścieczyło oficera, który rozkazał zabić samuraja. Procesja udała się w dalszą drogę pozostawiając za sobą trzy trupy.

Droga Tokaido, r. 1865, 📷 Felice Beato

W Edo Schliemann nie potrafił znaleźć sklepów mięsnych i meblowych, za to spostrzegł bogactwo punktów sprzedaży oferujących dziwaczne nierzadko, drewniane zabawki dla dzieci i dorosłych, księgarń z tanią literaturą konfucjańską, strzelnic łuczniczych oraz niezwykle wystawnych butików z japońskim jedwabiem.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Drewniany kubek-zabawka do gry w kości z XIX wieku.
Strzelnica łucznicza
Japonia · Stany Zjednoczone

79 lat temu cesarz Hirohito pokłonił się „cesarzowi” MacArthurowi

Gen. Douglas MacArthur i cesarz Hirohito (📷 Gaetano Faillace)

Równe 79 lat temu, 29 września 1945 roku w japońskich gazetach ukazała się jedna z najsłynniejszych fotografii XX wieku. Dumny potomek bogini słońca Amaterasu, Syn Niebios, ustawił się, niekoniecznie z własnej woli, do fotografii ze swoim wrogiem, a zarazem głównodowodzącym sojuszniczymi wojskami okupacyjnymi w Japonii. W porównaniu z górującym nad nim i pewnym siebie gen. MacArthurem, wystrojony Hirohito wyglądał jak kelner serwujący posiłki w pięciogwiazdkowej restauracji. Do pierwszego spotkania pomiędzy nimi doszło dwa dni wcześniej, kilka tygodni po kapitulacji Japonii. Zarówno japoński rząd jak i dziennikarze byli oburzeni; fotografię uznano za obraźliwą dla cesarza. MacArthur nie bardzo przejął się ich uczuciami i nakazał opublikować zdjęcie we wszystkich dziennikach.

Mainichi Shimbun z 29 września 1945 r.
Asahi Shimbun z 29 września 1945 r.

Jednym z warunków kapitulacji było wyrzeczenie się przez Japończyków wiary w boskość cesarza. Fotografia ta była tylko jednym z wielu niewerbalnych sygnałów wysłanych na przestrzeni kilku dni przez MacArthura, które miały uświadomić Hirohito, że idea boskości japońskiego cesarza straciła już swój blask. 27 września w drodze na spotkanie z amerykańskim generałem kolumna trzech rządowych pojazdów, którymi poruszał się Hirohito i jego świta, została na krótką chwilę zatrzymana przez amerykańskiego żołnierza kierującego ruchem ulicznym na jednym z tokijskich skrzyżowań. Zostali potraktowani jak zwykli uczestnicy ruchu kołowego. Gdy cesarz w swojej limuzynie zajechał pod siedzibę MacArthura, ten nie pojawił się, żeby go powitać. W jego zastępstwie przywitał się z nim gen. Bonner Fellers, jeden z głównych doradców MacArthura.

Faubion Bowers, „człowiek, który uratował kabuki”

Nakrycie głowy cesarza odebrał mjr Faubion Bowers, wielki miłośnik teatru kabuki, który zauważył, że gość wyglądał na przerażonego i trzęsły się jego ręce. Odprowadził Hirohito na górę, wcześniej jednak płynną japońszczyzną nakazał zdumionej jego rozkazem dziewięcioosobowej świcie cesarza pozostać na parterze. „Tam, w progu salonu, stał MacArthur. Miał na sobie swoje zwykłe spodnie khaki, pięć gwiazdek na kołnierzyku i nie miał krawata. Ten swobodny, nieformalny wygląd był kolejnym naruszeniem protokołu cesarskiego, a nawet zniewagą, i MacArthur o tym wiedział”, napisał Arthur Herman w biografii generała pt.”Douglas MacArthur. American Warrior”.

Cesarz Hirohito w swojej limuzynie, r. 1946

Być może Hirohito faktycznie bał się o swoją przyszłość, gdyż „skłonił się nisko, bardzo nisko, skłonił się jak sługa,” pisał później Bowers. Skłonił się tak nisko, że jego dłoń ściskana w ręce MacArthura znalazła się ponad jego własną głową. Chwilę później odmówił uchwycenia filiżanki z herbatą. Być może obawiał się, że jego rozdygotana ręka jej nie utrzyma i wyleje jej zawartość. Nie odmówił za to, on, abstynent, papierosa, którego podał mu MacArthur. Chwilkę wcześniej Gaetano Faillace, osobisty fotograf MacArthura, zrobił trzy zdjęcia, w tym dwa nieudane. Na jednym MacArthur miał przymknięte oczy, na kolejnym usta cesarza były szeroko otwarte, na ostatnim, tym które przesłano prasie, obaj zaprezentowali się poprawnie.

Gen. Douglas MacArthur ląduje w Tokio. 30 sierpnia 1945 roku
Gaetano Faillace jest również autorem innej słynnej fotografii MacArthura. 20 października 1944 roku MacArthur wylądował na filipińskiej wyspie Leyte i tym samym spełnił swoją obietnicę powrotu na Filipiny.
Japonia · Wielka Brytania

Sesje fotograficzne japońskiej rodziny cesarskiej oraz księcia i księżnej Walii

Cesarz Naruhito, cesarzowa Masako i księżniczka Aiko

Japońska rodzina cesarska (cesarz Naruhito, cesarzowa Masako i księżniczka Aiko) oraz książę William, brytyjski następca tronu, wraz z księżną Walii i dziećmi mniej więcej w tym samym czasie kilka dni temu opublikowali nowe rodzinne fotografie i filmy video. Widoczne są na nich ogromne różnice kulturowe i w interakcjach pomiędzy małżonkami oraz to, jak pragną być postrzegani przez swoich poddanych.
Japońska rodzina cesarska prowadzi zamknięte życie, a ich relacje medialne oraz codzienny harmonogram są ściśle kontrolowane przez rządową Agencję Dworu Cesarskiego. Aż do klęski Japonii pod koniec II wojny światowej w 1945 r. cesarze byli postrzegani jako istoty boskie. Dziś już raczej nikt w Japonii nie podziela tego, w przeszłości nie podlegającego dyskusji, przekonania, jednakże wśród poddanych w dalszym ciągu dominuje głęboko zakorzeniony pogląd, że nie są to zwyczajni ludzie, co nie pomaga zmniejszyć wciąż utrzymującego się dystansu pomiędzy rodziną cesarską, a ogółem społeczeństwa.

Na fotografiach widzimy, że jakkolwiek wszyscy starają się, by rozmowa pomiędzy nimi przebiegała naturalnie, wyraźnie dostrzegalne są oznaki skrępowania, przez co ich interakcja wygląda niezręcznie, wręcz bezbarwnie, nie wywołuje pozytywnych emocji. Obecność fotografów i zapewne także osób towarzyszących, a być może również antycypacja oczekiwań i komentarzy poddanych nie pomagają im się zrelaksować. Pytanie, jak bardzo za ten dystans odpowiadają właśnie sami poddani, którzy od rodziny cesarskiej oczekują określonych zachowań zakorzenionych w tradycji i japońskim savoir vivre.

📷 2022 r.

Ręka w kieszeni bardzo lubianego przez Japończyków księcia Williama (👆) nie będzie przez nich postrzegana negatywnie, ale ten sam gest w wykonaniu Naruhito byłby już zapewne odebrany inaczej, choć przecież poruszanie się z rękoma złożonymi z przodu nie jest ani szczególnie wygodne ani, w przypadku potknięcia się, bezpieczne.

Krzyżowanie rąk w okolicach podbrzusza, tak charakterystyczne zwłaszcza dla Japonek, może wyrażać uczucie nerwowości i niepewności lub też wysyłać komunikat o nieśmiałości, uległości i niewinności i tego właśnie często oczekują poddani cesarza, gdyż w Japonii ma świadczyć o (tej ukształtowanej przez wartości konfucjańskie) pokorze, tak bardzo wciąż pozytywnie tam postrzeganej.

William i Kate starają się, z zachowaniem godności dla ich pozycji społecznej, zmniejszyć dystans pomiędzy nimi, a ich brytyjskimi poddanymi. Wychodzą do ludzi i zachowują się w stosunku do nich otwarcie i przyjaźnie, a na fotografiach i filmach nie boją się okazać sobie wzajemnie uczuć. Wyreżyserowany pokaz dla poddanych? Na wielu materiałach filmowych widać, że zarówno Kate, jak i William często, nawet w trakcie bankietów i oficjalnych spotkań, inicjują kontakt fizyczny i komfortowo się z dotykiem współmałżonka czują. Po 13 latach małżeństwa wiele par już niestety tę umiejętność zatraciło.

Innym elementem mowy ciała wskazującym na pozytywne emocje pomiędzy księciem i księżną Walii jest zarówno przechylanie jak i odwracanie ciała do środka, w stronę partnera (👆). Pary, u których wygasł już żar miłości podświadomie odchylają się od siebie lub przynajmniej nie inicjują bliższego kontaktu. Czy kiedykolwiek japońska rodzina cesarka będzie w stanie publicznie obsypywać się czułościami? Do tego potrzebny byłby kopernikański przewrót w obyczajowości Japończyków.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Spoczywająca na wewnętrznej stronie uda Williama dłoń księżnej Walii wskazuje, pomimo odchylania ciała w kierunku przeciwnym, na zażyłość pomiędzy małżonkami
Francja · Japonia

Japoński ogród Claude’a Moneta w Giverny i… Japonii

Staw Moneta w świątyni Nemichi

W świątyni Nemichi w japońskim mieście Seki znajduje się wyjątkowy staw wodny przypominający słynny staw Claude’a Moneta w normandzkim miasteczku Giverny, w którym przez niemalże pół wieku mieszkał i pracował słynny francuski impresjonista. Jego oficjalna nazwa brzmi
Namonaki-Ike, czyli Bezimienny staw, jednakże ze względu na swoje podobieństwo do ulubionego oczka wodnego Moneta został przez turystów nazwany Mone no ike – Stawem Moneta. Malarz upamiętnił Giverny na licznych obrazach, dzięki czemu rozsławił tę niewielką miejscowość na cały świat. Szczególnie jednak upodobał sobie swój staw z liliami wodnymi, wierzbami i japońskim mostkiem, które pojawiły się na wielu jego płótnach, zwłaszcza tych, które namalował pod koniec życia.

Staw i mostek japoński w ogrodzie Moneta w Giverny

Monet zakochał się w Giverny od pierwszego wejrzenia podczas podróży pociągiem. Dostrzegł wioskę przez okno i postanowił w niej zamieszkać. W roku 1883 wynajął dom i oprócz malarstwa i kolekcjonowania japońskich rycin ukiyoe połknął również bakcyla ogrodnictwa. Czytał periodyki ogrodnicze, odwiedzał ogrody botaniczne, zaglądał na wystawy roślin i z pomocą kilku doświadczonych hortologów stworzył swoją własną zieloną przestrzeń inspirowaną japońskimi ogrodami i estetyką, które znał z popularnych w tamtym okresie w Europie japońskich obrazów ukiyoe. Bardzo dumny ze swojego kwiatowego raju tradycyjnie po obiedzie Monet zabierał swoich gości na przechadzkę.

Claude Monet w swoim ogrodzie, r. 1905

Zwłaszcza od wiosny do jesieni mogli oni cieszyć się jego niestandardowym pięknem. Niespiesznie spacerowano centralną alejką, lawirując pomiędzy pełzającymi po ziemi nasturcjami. W ogrodzie tym powstał słynny cykl obrazów zatytułowany „Lilie wodne”. Monet zmarł w swoim domu w roku 1926 i został pochowany na cmentarzu parafialnym. Po jego śmierci ogród stopniowo podupadał i odszedł w zapomnienie. Odrestaurowano go w roku 1977, a dla publiczności otwarto 3 lata później.

Główna alejka z nasturcjami

W tym też czasie bogacący się szybko Japończycy zapragnęli poznać świat, zwłaszcza Europę Zachodnią i zaczęli coraz częściej zaglądać do Giverny. Sztuka ogrodnictwa krajobrazowego praktykowana jest w Kraju Kwitnącej Wiśni od stuleci, więc nie mogło ujść uwadze Japończyków to, że jeden z najsłynniejszych artystów w historii malarstwa pasjonował i inspirował się japońską sztuką i ogrodami. Japończycy tak bardzo pokochali Moneta i jego ogród, że nie tylko stanowią oni liczną grupę turystów każdego roku odwiedzających Giverny, ale także stworzyli u siebie w miejscowości Kitagawa replikę jego ogrodu, stawu i domu.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Ogród Moneta w Kitagawie
Dom Moneta w Giverny
Hongkong

70 lat uprzedzeń wobec Bruce’a Lee

Bruce Lee z synem Brandonem

Od śmierci aktora i mistrza tradycyjnych sztuk walki Bruce’a Lee minęło już 51 lat, a mimo tego do dziś pozostaje on chyba najbardziej w świecie rozpoznawalnym Chińczykiem z Hongkongu. Jak to więc możliwe, że poza ufundowanym przez jego fan club i popularnym wśród turystów posągiem w Tsim Sha Tsui i rodzącą się w bólach wystawą w HK Heritage Museum miasto w dalszym ciągu nie postarało się o choćby niewielkie muzeum upamiętniające aktora, tym bardziej, że od jego śmierci w roku 1973 domagają się go fani aktora, a wg dziennikarza Yonden Lhatoo z SCMP to właśnie Bruce w pojedynkę zmienił negatywne postrzeganie Azjatów na Zachodzie?

Posąg Bruce’a Lee w Tsim Sha Tsui

Wg wielu fanów aktora przyczyna leży w jego pochodzeniu. Jak pisze Matthew Polly w książce „Bruce Lee. Życie” aktor był w pięciu ósmych Chińczykiem Han oraz, po matce, w jednej czwartej Anglikiem i w jednej ósmej holenderskim Żydem. W zależności więc od tego, gdzie mieszkał, w Hongkongu czy Stanach Zjednoczonych, płynęło w jego żyłach albo za mało albo za dużo chińskiej krwi. Bruce doświadczył uprzedzeń rasowych już w dzieciństwie w Hongkongu, kiedy jego rówieśnicy poznali prawdę na temat jego matki. Pojawiły się naciski na jego pierwszego mistrza kung-fu Yip Mana, żeby usunął go ze szkoły. W Seattle, gdzie chodził do szkoły średniej i spotkał swoją przyszłą żonę również poznał czym jest wrogość i niechęć. Być może dlatego Bruce przez całe życie miał problemy z poczuciem własnej wartości, nie stronił od popisywania się swoimi umiejętnościami w walce wręcz i usilnie dążył do osiągnięcia sukcesu w życiu zawodowym.

Mocno podupadłe „Gniazdo żurawia” należące do Bruce’a i Lindy Lee zburzono w roku 2019

Także później, jak pisze Kimberly Wing Wee Choi z Uniwersytetu Lingnan, kiedy stał już u progu sławy, w trakcie kręcenia „Wejścia Smoka” amerykańscy producenci oraz aktor odgrywający rolę O’Hary, karateka Bob Wall, mieli w sposób poniżający traktować lokalną obsadę i ekipę. Bruce domagał się też usunięcia amerykańskiego scenarzysty, który w scenariuszu utrwalał azjatyckie stereotypy. Po jego śmierci miasto Hongkong torpedowało próby stworzenia muzeum, również w byłym domu aktora przy ulicy Cumberland 41, który przekształcony został w hotel na godziny, choć winę za mnożenie trudności zrzucano na nowego właściciela posesji Yu Panglina. W roku 2019 ostatecznie zburzono „Gniazdo żurawia”, jak rodzina Bruce’a nazywała swój dom, a w nowym budynku znajduje się dziś prywatny klub.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Ip Man i Bruce Lee
Japonia

Japonia – „Kraina Uśmiechu” czy „Kraina Grymasu”?

Kaiko Kawano uczy Japończyków jak należy poprawnie się uśmiechać

Jedną z przyczyn popularności Japonii w świecie jest to, że w kraju tym funkcjonują niezwykłe placówki handlowe i instytucje, które trudno spotkać w innych częściach naszego globu. Do czego przykładowo mają służyć Japończykom szkoły uśmiechu? Ten przyjazny zazwyczaj wyraz twarzy, choć często w pewnym stopniu odmiennie używany w różnych kulturach, jest częścią naszej ludzkiej natury i raczej nie przyszłoby nam do głowy uczyć się wyrażania uśmiechu na specjalnie w tym celu organizowanych zajęciach. Ale nie w Japonii. Prof. Hiroshi Haroshima, który od wielu lat bada twarze Japończyków oraz ewolucję ekspresji emocji na przestrzeni dziejów uważa, że wielu z nich w dalszym ciągu nie potrafi w pełni wykorzystać możliwości, jakie mięśnie ludzkiej twarzy dają nam w komunikowaniu emocji. Przez stulecia w Japonii czymś bardzo niestosownym było okazywanie emocji, a ideałem była twarz przypominająca maskę aktora teatru Nō (V), którego przedstawienia są dla obcokrajowców, właśnie z powodu braku ekspresji emocji, trudne do zrozumienia. Japończycy, którzy nauczyli się wyrażać emocje bardziej subtelnymi ruchami ciała, potrafią się śmiać, ale uśmiech niezwiązany z rozbawieniem wielu z nich wciąż przychodzi z trudnością.

Nauka uśmiechu może być zabawna, ale niekoniecznie łatwa
Niektóre japońskie przedsiębiorstwa wysyłają swoich pracowników na zajęcia do szkoły uśmiechu

W japońskich szkołach uśmiechu uczy się nie tylko wyrażania pozytywnych emocji, ale także złości i smutku, np.. podczas uroczystości pogrzebowych. Wg japońskiej trenerki uśmiechu Keiko Kawano wielu Japończyków nie wie jakie wyrazy twarzy są odpowiednie na różne okazje, dlatego często uśmiechają się w niewłaściwych momentach, np. wtedy, kiedy są strofowani przez swoich szefów, co nie znaczy więc, jak głosi popularny zwłaszcza na Zachodzie pogląd, że w ten sposób zazwyczaj starają się oni ukryć inne, negatywne emocje. Japończycy na początku XX wieku dopiero zaczynali uczyć się w pierwszych kontaktach z Europejczykami i Amerykanami lepiej wyrażać swoje emocje i ten dziwny grymas pojawiający się często na ich twarzach zauważyli w roku 1928 nasi podróżnicy Tadeusz Perkitny i Leon Mroczkiewicz. W książce „Okrążmy świat raz jeszcze” Perkitny, który wraz z towarzyszem podróży spędził dzień w Kobe napisał: „Uśmiechamy się jak one (japońskie tłumy, DR), bo przecież tak wypada, lecz czujemy wyraźnie, że nasze uśmiechy są tak samo obłudne, jak ich ugrzecznione, do grymasu podobne uśmieszki. Ktoś nazwał kiedyś Japonię Krainą Uśmiechu. Ja jednak nazwałbym ją raczej Krainą Grymasu”!

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Teatr Nō