Korea Południowa · Polska

Dwa trony, jeden los: Co łączyło ostatnich królów Polski i Korei

Stanisław August Poniatowski

Historia rzadko splata losy monarchów z odległych części świata w tak podobny sposób. Mimo że dzieliły ich epoki i kontynenty, losy króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego (1732–1798) oraz króla Korei Gojonga (1852–1919) wykazują uderzające podobieństwa. Obaj byli ostatnimi suwerennymi władcami swoich państw, obaj próbowali reformować kraje w niesprzyjających warunkach, obaj musieli zmagać się z wewnętrzną opozycją i wpływami obcych mocarstw. W pewnym stopniu obaj byli również zależni od Rosji, obaj abdykowali w obliczu nieuchronnych zmian geopolitycznych, a ich kraje znalazły się pod kontrolą obcych sił. Po śmierci obaj byli krytykowani za nieudolność w obronie niepodległości.
Zarówno Stanisław August, jak i Gojong, próbowali modernizować swoje kraje. Polski monarcha zapisał się w historii przede wszystkim jako inicjator Konstytucji 3 Maja – pierwszej w Europie i drugiej na świecie. Choć przełomowa, nie wystarczyła, by ocalić państwo. Gojong z kolei próbował unowocześnić Koreę, otwierając ją na zachodnie technologie, administrację, kulturę i nowe idee. W obu przypadkach wewnętrzne podziały oraz wpływy zagranicznych mocarstw sabotowały te wysiłki.
Stanisław August był uzależniony od Rosji i Katarzyny II, podczas gdy Gojong musiał balansować między Chinami, Rosją i Japonią, próbując zachować niezależność Korei. W obu przypadkach ostatecznie to obce mocarstwa przejęły kontrolę nad ich państwami.
Stanisław August i Gojong zostali zmuszeni do ustąpienia z tronu. Polski król abdykował w 1795 roku po III rozbiorze i został wywieziony do Petersburga, gdzie do końca życia pozostawał pod nadzorem rosyjskiego dworu. Cesarz Gojong został zmuszony do abdykacji przez Japończyków w 1907 roku, co przyspieszyło aneksję Korei w 1910 roku. Do końca życia mieszkał w Seulu jako symbol utraconej niepodległości. Ciekawostką jest fakt, że kilka lat wcześniej Gojong ukrył się przed Japończykami w rosyjskim poselstwie w Seulu i przez rok rządził krajem z tego miejsca.
Obaj monarchowie zmarli jako poddani obcych mocarstw. Stanisław August odszedł w 1798 roku w Petersburgu, nie doczekawszy się odrodzenia Polski. Jego śmierć była symbolicznym końcem człowieka, który marzył o nowoczesnym państwie, lecz nie był w stanie go ocalić. Gojong, który pragnął silnej i niezależnej Korei, zmarł w 1919 roku w okupowanym przez Japończyków kraju, w dodatku w zdewastowanym pałacu, który Japończycy zdegradowali do rangi parku.
Dziś zarówno Stanisław August, jak i Gojong pozostają postaciami kontrowersyjnymi. Są krytykowani za zbytnią uległość wobec obcych sił, lecz jednocześnie docenia się ich reformy i próby unowocześnienia państw. Ich losy pokazują, że sama chęć modernizacji nie wystarczy, gdy państwo jest osłabione wewnętrznymi konfliktami i wpływami zewnętrznymi.

Król Gojong
Hongkong

Hongkońskie „Ding Ding”: od segregacji rasowej do kaskaderskich popisów Jackie Chana

Hongkońskie tramwaje (fot. Jacek Wachowiak)
Hongkońskie „piętrowce” (Fot. Jacek Wachowiak)
Holandia · Indonezja

Babu – indonezyjskie nianie holenderskich dzieci w okresie kolonialnym

Białe holenderskie dzieci i ich indonezyjskie „pierwsze matki”. Kontrast, zwłaszcza etniczny i rasowy, który rzuca się w oczy jest wielowymiarowy i odzwierciedla złożone relacje społeczne, kulturowe i kolonialnie. Obecność Holendrów w Indonezji w kontekście kolonialnym trwała ponad 300 lat, aż do 1949 roku, a babu, czyli opiekunki do dzieci były kluczowym elementem życia codziennego Holendrów w Holenderskich Indiach Wschodnich. Paradoksalnie, pomimo tego, że ich status społeczny był niski, system kolonialny promował hierarchiczne podziały społeczne, z holenderską elitą na szczycie i tubylcami na dole tej hierarchii, a interakcje pomiędzy obu grupami były ograniczone, dla wielu holenderskich dzieci babu były najważniejszymi postaciami w ich wczesnym życiu, zapewniały codzienną troskę, wsparcie i wychowanie, wpływając na ich rozwój emocjonalny i intelektualny, poczucie bezpieczeństwa i tożsamość.

Powrót do Europy i rozstanie z ich indonezyjskimi „mamami” było często głęboko traumatycznym doświadczeniem. Jak pisze antropolożka Pat Shipman wiele holenderskich dzieci urodzonych we Wschodnich Indiach i wychowanych przez babu było tak głęboko przesiąkniętych zwyczajami, dźwiękami, wierzeniami, smakami i zapachami Indonezji, że Holandia na zawsze pozostała dla nich obca. Często nie czuły się ani Holendrami, ani Euroazjatami, ani rdzennymi mieszkańcami Indonezji, ale kimś zupełnie innym, kimś, kto narodził się w rzeczywistości kolonialnej. Rob Nieuwenhuys, holenderski pisarz urodzony i wychowany w Indiach Wschodnich, wiele lat po powrocie do Holandii wciąż pisał o swojej babu z miłością i czułością. Wspominał, że zapach tytoniu, gambiru i pinangu używanych przez jego ukochaną babu pozostał z nim do końca życia.

Hongkong

„Pachnący Port” – aromaty Hongkongu

Hongkong

Etymologia nazwy „Hongkong” wywodzi się z kantońskiego wyrażenia „Heung Gong”, co można przetłumaczyć jako „Pachnący Port”. Nawiązuje ona do aromatu handlowanych tu towarów, takich jak przyprawy, zioła, czy popularnych zwłaszcza w przeszłości mirra, kamfora i kadzidło. Nazwa ta nie odnosi się jednak wyłącznie do odległej historii miasta, gdyż w dalszym ciągu niezwykła jest niezliczona ilość aromatów i ich kombinacji unoszących się w powietrzu.
Zmysł węchu jest przez nas zazwyczaj traktowany jako ten mniej istotny, drugorzędny w porównaniu ze wzrokiem, słuchem, smakiem czy nawet dotykiem, jednakże niesłusznie, gdyż pełni nie mniej ważną od nich rolę, a jedynie funkcjonuje zazwyczaj poza naszą świadomością, nie narzuca się, a w dodatku szybko adaptuje do nowych zapachów. Dopiero zmagania z COVID-19, kiedy zachorowania często prowadziły do utraty lub osłabienia węchu i związanego z tym komfortu życia, uświadomiły nam, jak ważną rolę odgrywa ten zmysł w naszym życiu.

Hongkong, świątynia Man Mo

Hongkong znany jest ze swojej bogatej sceny kulinarnej, łączącej tradycje kantońskie i chińskie z wpływami z innych części Azji i świata. Aromaty unoszące się z restauracji i straganów są lekkie, kuszące, ziołowe, słodko-kwaśne, szczególnie atrakcyjne dzięki stosowaniu w tutejszej kuchni wielu przypraw i ziół, takich jak bazylia i kolendra oraz technik gotowania – na woku i parze. Najbardziej intensywne zapachy wydają się jednak unosić w okolicach bocznych uliczek, takich jak ta. To właśnie przy nich często znajdują się restauracyjne kuchnie, a zapachy przenikają przez tylne wejścia bezpośrednio do otoczenia. Adaptacja do zapachów sprawia, że w restauracjach szybko przestajemy zwracać na nie uwagę, mózg zaczyna je ignorować, ale w Hongkongu, gdzie zapachy zmieniają się z każdym krokiem, cały czas jesteśmy ich świadomi, co pozytywnie wpływa na nastrój i samopoczucie. Ich złożoność, choć niezwykle przyjemna, była dla mnie jednak zbyt skomplikowana, przez co nie byłem w stanie wyodrębnić żadnego konkretnego zapachu i przypisać do jakiejkolwiek potrawy.

Hongkong

Reakcje na zapachy mogą być oczywiście bardzo indywidualne, zależne od naszej genetyki, osobistych doświadczeń, preferencji, wrażliwości zapachowej, a nawet kultury, w której się wychowaliśmy. W kuchni japońskiej, która generalnie preferuje dania subtelnie przyprawione, symbolika zapachów jest często kojarzona z tradycją, przemijaniem, refleksją, praktykami medytacyjnymi i tradycyjnymi sztukami. Potrawy są bardziej minimalistyczne, zapachy bardziej subtelne, przez co osoby z nadwrażliwością węchową mogą preferować doświadczenia kulinarno-zapachowe z Japonii. W kuchni koreańskiej znów, której aromaty zdają się być bardziej intensywne, ciężkie, charakterystyczne dla surowszego klimatu tego miejsca, są często wynikiem użycia pikantnych, kwaśnych i fermentowanych składników oraz potraw z grilla, co ma odzwierciedlać dynamikę i bogactwo smaków. Co ciekawe, często rozdzielamy smak i zapach, jakby niewiele miały ze sobą wspólnego, choć w rzeczywistości oba są ściśle ze sobą powiązane. To, co nazywamy „smakiem”, jest tak naprawdę kombinacją pięciu podstawowych smaków i zapachów, a ponad 80% tego, co uważamy za smak, jest związane z naszym węchem. W przypadku utraty węchu (anosmia) tracimy także m.in. przyjemność, jaką daje nam spożywanie posiłków.

Hongkong
Hongkong

Hongkong – miasto kontrastów

Sprzedawca kurzego mięsa

Hongkong być może już za sobą ma swoje złote czasy, a chiński autorytaryzm przydusił ducha tego miejsca, ale pomimo politycznych i ekonomicznych zawirowań to wciąż jedno z najbardziej fascynujących miast świata, o niepowtarzalnym, kosmopolitycznym charakterze i wzajemnym przenikaniu się wschodnich i zachodnich wpływów. Spacerując jego ulicami, odkrywamy wiele uroków i niezwykłości, ale każdy z nas, przez swoje własne doświadczenia i potrzeby, odbiera to miejsce inaczej, stąd wiele różnych i często sprzecznych i ambiwalentnych opinii na temat Hongkongu i jego mieszkańców. Jak każde popularne wśród turystów miasto świata, również Hongkong ma więc zarówno swoich gorących wielbicieli, jak i tych, którzy jego dynamiki i mieszkańców nie lubią.

Hongkończycy zdają się być nie mniej uzależnieni od telefonów komórkowych od Koreańczyków.

Wśród tych drugich jest zaskakująco wielu Singapurczyków, którzy nierzadko zarzucają Hongkończykom szorstkość obyczajów, oraz Filipińczyków – żyje ich tutaj około 200 tysięcy – wskazujących na problem z ksenofobią. Jak wszyscy, mają mieszkańcy Hongkongu swój narodowy charakter, z jego pozytywnymi i negatywnymi stronami. Przykładowo, w kwestii higieny i BHP standardy są tutaj wciąż niższe niż na Zachodzie, co jednak nie przeszkadza mieszkańcom tej byłej brytyjskiej kolonii cieszyć się od kilku lat największą w świecie długowiecznością.

Koszykówka jest popularnym sportem w Hongkongu

Pewne aspekty życia w Hongkongu mogą być nieprzyjemne dla obcokrajowców tutaj przebywających, ale pewnie nie stanowią takiego problemu dla tubylców lub większości z nich, jak chociażby wspinanie się po stopniach tych słynnych wąskich i czasami obskurnych klatek schodowych w części starszej zabudowy miasta. U osób z klaustrofobią lub kobiet, które nie lubią przeciskać się obok nieznajomych mężczyzn, wywołują dyskomfort. Hongkong jest górzystym miastem, więc na całym jego terytorium często możemy natknąć się na schody.

Bezpieczeństwo pracy wciąż niekoniecznie jest priorytetem w Hongkongu.

W starszych dzielnicach pełnią one funkcję ciągów pieszych. Dla tych osób, które lubią spędzać czas na obserwowaniu ludzi, HK może doskonale służyć temu celowi, gdyż geografia, klimat i unikalne kulturowe prądy ukształtowały to miasto i jego mieszkańców w taki sposób, że część ich codziennych aktywności odbywa się na świeżym powietrzu. Oczywiście, trzeba być przygotowanym na różne, bardziej lub mniej przyjemne niespodzianki, ale tego chyba turyści często się spodziewają i tego oczekują. Hongkong jest miastem, które warto zobaczyć.

Bieda w Hongkongu sąsiaduje z bogactwem.
Hongkong oferuje wiele dla osób lubiących obserwować ludzi w ich codziennych interakcjach.
Kultowe hongkońskie taksówki
Francja · Japonia

„Kurtyzana” Vincenta van Gogha

Vincent van Gogh, „Kurtyzana”, Paryż 1887 r.

Jednym z najbardziej frapujących obrazów Vincenta van Gogha jest namalowana w roku 1887 „Kurtyzana”. Prace holenderskiego malarza są fascynującym polem do badań, gdyż nie są wyłącznie wyrazem jego talentu, ale również odzwierciedleniem jego psychiki, emocji, filozofii życia i skomplikowanych relacji ze światem. Choć kilka jego płócien zawierało elementy japońskiej estetyki, „Kurtyzana” jest jego jedynym obrazem, na którym przedstawił postać inspirowaną japońską kulturą w tak bezpośredni sposób. W okresie Edo (1603-1868), z którego czerpał inspiracje, japońska sztuka obejmowała szeroki wachlarz postaci: oprócz pań lekkich obyczajów, także aktorów teatru kabuki, zapaśników sumo, portrety kobiet, zwykłych ludzi, a w późniejszym okresie także gejsze, Vincent zdecydował się jednak wybrać kurtyzanę.

Japońskie kurtyzany, koniec XIX wieku

Znane w Japonii jako oiran lub tayu, były one prominentne przede wszystkim w okresie Edo, zwłaszcza w tokijskiej (ówczesne Edo) dzielnicy czerwonych latarni Yoshiwara. Ze względu na ich status społeczny, prestiż, elegancję, wykształcenie w zakresie sztuk i związane z nimi liczne plotki, mity i wyobrażenia, pełniły skomplikowaną rolę w społeczeństwie jako artystki, ikony mody i stylu, a nie tylko prostytutki. Często pojawiały się więc na obrazach japońskich malarzy, jako symbole piękna ale także melancholii, któa odzwierciedlała ich nie zawsze lekkie i radosne życie, co mogło rezonować ze skomplikowanym emocjonalnym światem Vincenta.

Clasina „Sien” Hoornik przez blisko dwa lata mieszkała z Vincetem w Hadze

Malarz do roku 1883 był w związku z prostytutką, jego rodaczką o imieniu Sien, co mogło dodatkowo wpłynąć na jego zainteresowanie tematyką kurtyzan w sztuce. W latach 1886-1888 mieszkał wraz z bratem Theo w paryskiej dzielnicy Montmartre, która słynęła, zwłaszcza pod koniec XIX wieku, z nocnego życia. Dom przy Rue Lepic 54, w którym mieszkali bracia, wciąż istnieje. To tam Vincent stworzył wiele swoich prac inspirowanych paryską sceną artystyczną, być może także „Kurtyzanę”. Życie nocne Montmartre’u pod koniec XIX wieku mocno kojarzyło się z artystycznym światem i rozrywką, co przyciągało ludzi sztuki i pióra z całej stolicy Francji i nie tylko. Montmartre był również znany z licznych domów publicznych, które były częścią krajobrazu nocnego życia. Te miejsca były często odwiedzane przez artystów. „Kurtyzana” van Gogha jest w rzeczywistości kopią japońskiego drzeworytu autorstwa Kesai Eisen’a, zatytułowanego „Oiran” (czyli „Kurtyzana”).

Montmartre, koniec XIX wieku

Van Gogh zachował podstawową kompozycję oryginalnego drzeworytu, użył jednak bardziej intensywnych i kontrastujących barw niż w oryginale, dodając w tle subtelne elementy krajobrazu, co miało na celu stworzenie atmosfery odpowiadającej jego wyobrażeniom o Japonii. Najciekawsza jest jednak symbolika obrazu. Oprócz lilii wodnych i łodyg bambusa pojawiły się także zwierzęta. Jego wybór nie był przypadkowy, gdyż grue (żuraw) i grenouille (żaba) to francuskie slangowe słowa oznaczające „prostytutkę”. Miały swoje miejsce w kulturze i języku francuskim, zwłaszcza w XIX-wiecznym Paryżu, i były często używane w sposób humorystyczny lub ironiczny w kręgach artystycznych, co mogło stanowić dodatkowy komentarz w dziele van Gogha.

Kesai Eisen, „Oiran”
Japonia · Stany Zjednoczone

Bitwa o Los Angeles 1942 r.

Bitwa o Los Angeles

Bitwa o Los Angeles – jedna z najdziwniejszych, najbardziej tajemniczych i intrygujących bitew całego okresu Wojny na Pacyfiku. Japońskie samoloty, UFO czy zbiorowe złudzenie? W latach 1941-1942, po ataku na Pearl Harbor, Stany Zjednoczone doświadczyły fali antyjapońskiej histerii oraz obaw przed kolejnymi atakami armii japońskiej. Jednym z objawów tej histerii było internowanie około 120 tysięcy Amerykanów pochodzenia japońskiego i japońskich imigrantów pod pretekstem bezpieczeństwa narodowego i zagrożenia sabotażem z ich strony.

Internowani Amerykanie japońskiego pochodzenia

Amerykanie żyli w ciągłym strachu przed możliwością kolejnych ataków, zwłaszcza na miasta znajdujące się na Zachodnim Wybrzeżu. Pogłoski o japońskich okrętach podwodnych, balonach z ładunkami wybuchowymi i inwazjach Japończyków były powszechne, co jedynie zwiększało napięcie i strach w amerykańskim społeczeństwie. 24 lutego 1942 r., zaledwie dzień po ataku japońskiego okrętu podwodnego I-17 na pole naftowe w Ellwood w pobliżu Santa Barbara Marynarka Wojenna wydała ostrzeżenie, że przed świtem można spodziewać się kolejnego ataku na Kalifornię.

Internowani Amerykanie japońskiego pochodzenia

Chcąc zachować czujność, miasto Los Angeles ogłosiło wczesnym wieczorem alarm przeciwlotniczy, który odwołano o 22:23. Jednak potem czujność przerodziła się w obłęd. O godzinie 2:25 w nocy w całym hrabstwie LA zawyły syreny alarmowe, zarządzono przerwę w dostawie prądu do miasta, a wojska obrony przeciwlotniczej zostały postawione w stan gotowości. O 3:16 rano armia otworzyła ogień, celując do samolotów wroga, które rzekomo przelatywały nad ich głowami. Na niebie jednak nie było żadnych japońskich samolotów, z wyjątkiem jakiegoś niezidentyfikowanego obiektu lub obiektów, prawdopodobnie balonu meteorologicznego, który przemieszczał się nad miastem. Ostrzeliwanie nieba trwało blisko godzinę, w trakcie której wystrzelono ponad 1400 pocisków. Kilka z nich spadło na miasto, uszkadzając kilka budynków oraz pojazdów. Na skutek zawału serca zmarły trzy osoby, kilka innych zostało rannych.

Uszkodzony odłamkami samochód w LA

Nie odnaleziono żadnych szczątków samolotów czy innych dowodów wskazujących na obecność wroga. Władze uznały więc, że wydarzenie było wynikiem fałszywego alarmu wywołanego wojenną histerią, lękami i wojną nerwów, jednakże entuzjaści latających spodków do dziś utrzymują, że na niebie pojawili się goście z kosmosu. Dlaczego jednak tak wiele osób, zarówno wojskowych, jak i mieszkańców miasta, zgłaszało, że widzieli przelatujące samoloty? Aby wyjaśnić to zjawisko, możemy posłużyć się historią, która wydarzyła się w Rotterdamie 36 lat później. W grudniu 1978 r. z ogrodu zoologicznego Blijdorp w tym holenderskim mieście uciekła sympatyczna pandka ruda. Aby ją odnaleźć, media zaangażowały mieszkańców miasta, i wkrótce policja, zoo oraz media otrzymały wiele telefonów od sympatyków zwierzątka, którzy twierdzili, że widzieli ją w różnych miejscach całego miasta. Rzecz w tym, że jakiś czas później biedne zwierzątko zostało znalezione martwe na jednej z ulic w pobliżu Blijdorp. Straciła życie pod kołami samochodu wkrótce po ucieczce, więc nikt nie mógł widzieć jej żywej hasającej po trawnikach Rotterdamu. Wpływ sugestii, emocjonalne zaangażowanie, złudzenia optyczne oraz błędy poznawcze spowodowały, że rude koty, psy i inne zwierzęta, a także różne zjawiska przyrodnicze zaczęto mylić z pandką rudą. Podobnie stało się w LA w roku 1942, choć w tym przypadku dodatkowo nocne ciemności, taniec świateł reflektorów przeciwlotniczych oraz eksplozje pocisków na niebie przyczyniły się do „materializacji” maszyn latających.

Japonia · Stany Zjednoczone

Tajemnica pięciu wiecznych piór generała MacArthura

Gen. Douglas MacArthur położył na stole pięć przyniesionych chwilę wcześniej piór.

Z pozoru błahy, ale w rzeczywistości głęboko symboliczny moment w trakcie uroczystości podpisywania aktu kapitulacji Cesarstwa Japonii na pokładzie pancernika USS Missouri w Zatoce Tokijskiej, 2 września 1945 roku. Amerykański generał Douglas MacArthur wyciąga z prawej kieszeni spodni pięć eleganckich i cenionych wówczas wiecznych piór Duofold marki Parker z roku 1928 z zamiarem użycia każdego z nich podczas składania podpisu na dokumencie. Pióra wieczne, szczególnie te z wyższej półki, były wówczas symbolem prestiżu, statusu i trwałości (często przechodziły z rąk ojca na syna).

Gen. Douglas MacArthur (siedzi), gen. Arthur Percival i gen. Jonathan M. Wainwright (stoją za nim).

Chwilę wcześniej, w innym symbolicznym akcie, MacArthur przywołał do siebie byłych i wciąż bardzo wychudzonych jeńców z japońskich obozów dla oficerów alianckich na Dalekim Wschodzie – generałów Arthura Percivala i Jonathana M. Wainwrighta, którzy jako pierwsi otrzymali na pamiątkę po jednym piórze. Obaj też elegancko, w spontanicznym geście wdzięczności, kłaniają się dowódcy sił zbrojnych na Pacyfiku. Być może na obu mimowolnie wpłynęły emocje i atmosfera tej wyjątkowej chwili. Wręczając im pióra, MacArthur podkreślił ich rolę w wojnie, dając w ten sposób do zrozumienia, że ich wcześniejsze porażki zostały zamienione w triumf.

Gen. Wainwright otrzymuje pierwsze pióro użyte przez gen. MacArthura.

Trzy kolejne pióra trafiły później do generała Courtneya Whitneya, Akademii Wojskowej w West Point oraz jego żony i syna (choć tu relacje się nieco różnią). Pióra użyte przez MacArthura stały się częścią historii, symbolizując triumf aliantów, formalne zakończenie wojny, koniec imperialnej Japonii i przejęcie władzy w tym kraju przez Aliantów, ale w całym tym akcie było też trochę przedstawienia, teatralności.

Nad dokumentem pochyla się japoński minister spraw zagranicznych Mamoru Shigemitsu

Amerykański generał był mistrzem w budowaniu symboliki wokół swojej osoby, co miało zarówno wymiar praktyczny (wygrana w wojnie), jak i propagandowy (utrwalenie swojej postaci jako bohatera), a uroczystość ta była tego pełna. W pewnym sensie pióro, przez sam akt jego użycia i wynikającą z tego zdolność zmiany rzeczywistości, może być uznane za potężny symbol władzy. Generał Eisenhower (📷👇), który 7 maja 1945 roku podpisał w Reims we Francji akt kapitulacji Trzeciej Rzeszy piórem Parker 51, nowym modelem z roku 1941 (trafiło do prezydenta Trumana), także rozumiał, jak potężnym symbolem jest takie pióro.

Materiał filmowy można zobaczyć na moim profilu na X.

https://x.com/dal_ref/status/1869330305791992009?t=jJ9wFT1U_s-Co1can0vg2w&s=19

Gen. Eisenhower trzyma pióra użyte przez delegację niemiecką w Reims
Gen. Eisenhower podarował swoje pióra prezydentowi Trumanowi.
Japonia · Stany Zjednoczone

Kłopoty z noblistą w Japonii i stosunek Japończyków do uzależnienia od alkoholu

William Faulkner

Japończycy potrafią być bardzo wyrozumiali wobec osób zmagających się z chorobą alkoholową. Pewne aspekty kulturowe, zwłaszcza nacisk na zachowanie twarzy, unikanie konfrontacji, publicznego zawstydzania i upokorzenia, sprawiają, że takie osoby są traktowane z większą wyrozumiałością. Kiedy w 1955 r. do Japonii przybył jeden z najsłynniejszych amerykańskich pisarzy, laureat literackiej Nagrody Nobla William Faulkner, jego kłopotliwy nałóg stał się przyczyną zażenowania i złości amerykańskiego personelu dyplomatycznego. Jednak Japończycy, pomimo że na spotkania z nimi przychodził często pod muchą, generalnie nie przejęli się tym zbytnio.

Faulkner w Japonii

Faulkner, człowiek pełen sprzeczności, znany był z tego, że podczas publicznych wystąpień, jak na przykład przy okazji przyjęcia Nagrody Nobla w 1950 r., bywał pod wpływem alkoholu. Jego zachowanie w takich momentach często było nieprzewidywalne. W Japonii, gdzie jego wizyta wywołała ogromne zainteresowanie, z samolotu wyszedł w stanie wskazującym, co wzbudziło niepokój amerykańskiego komitetu powitalnego. W drodze do hotelu pisarz niemal się załamał i ze łzami w oczach przyznał asystentowi attaché kulturalnego Leonowi Piconowi, który miał się nim opiekować w Japonii, że ma problem z alkoholem. W hotelu okazało się, że przed wylotem do Tokio Faulkner do bagażu zapakował cały arsenał butelek swojego ulubionego trunku. Picon ułożył Falknera do snu, po czym wyszedł, zabierając ze sobą cały jego zapas ginu. Rano powrócił do hotelu, ale pisarz już zdążył opróżnić część ukrytej dzień wcześniej butelki alkoholu. W ambasadzie, gdzie miał udzielić wywiadu, na pytanie sekretarki ambasadora, czego by się napił, odpowiedział, że ginu. Kobieta przyniosła szklankę wody.

Faulkner w Japonii

Wywiad okazał się totalną klapą, gdyż nietrzeźwy noblista nie był w stanie odpowiadać na pytania. Nie zdołał również wytrzeźwieć na spotkanie z dziennikarzami o 12:30 w Klubie Prasowym. Przygotowano dla niego materac, żeby się przespał, ale zdołał go tylko zabrudzić zawartością swojego żołądka. Wpływ na to miał wypity alkohol, ale najprawdopodobniej także silny lęk przed wystąpieniami publicznymi, z którym pisarz zawsze się zmagał. Odwieziono go do hotelu, gdzie przespał się do godziny 16:00. Pijany ciągle sprawiał problemy, ale trzeźwy był niezrównanie życzliwy, czarujący i uprzejmy – prawdziwy południowy dżentelmen. O godzinie 18:30 w rezydencji amerykańskiego ambasadora w Tokio organizowano specjalne przyjęcie powitalne. Pomimo tego, że kelnerom zabroniono podawania mu alkoholu, zdołał ich przekonać, że szklaneczka ginu mu nie zaszkodzi. Wkrótce jednak zaczął poruszać się na chwiejnych nogach i znów zaczął sprawiać problemy. Przybywających do ambasadora gości witał głębokim i wyszukanym ukłonem, a chwilę później zniszczył nową suknię żony ambasadora, przypadkowo rozlewając szklankę z ginem. Amerykański ambasador miał już po dziurki w nosie wybryków noblisty i zamierzał wysłać go najbliższym samolotem z powrotem do USA. Japończycy jednak czekali na spotkanie z uwielbianym przez nich pisarzem, więc Leon Picon zignorował rozkaz swojego szefa, a Faulkner pozostał w Japonii przez niemalże cały miesiąc. Tourne pisarza okazało się sukcesem, również dlatego, że Japończycy z większą wyrozumiałością podeszli do jego kłopotów z alkoholem. Picon zadbał też, aby słynny pisarz nie pozostawał na moment sam, a żeby pomóc mu w koncentracji, podczas każdego wystąpienia publicznego sadzano obok niego atrakcyjne Japonki.

William Faulkner
Chiny · Japonia · Stany Zjednoczone

Zaskakujące role w klasykach: Azjaci grani przez białych aktorów

Marlon Brando w filmie Herbaciarnia „Pod Księżycem”
Marlon Brando (L) i Michiko Kyo
Katharine Hepburn w filmie „Dragon Seed”
David Carradine w „Kung Fu”
Mickey Ronney w filmie Śniadanie u Tiffany’ego”