Japonia · Korea Południowa

Problem z niską asertywnością Japończyków i Koreańczyków

Człowiek zaczyna dopiero wtedy zauważać u siebie i doceniać umiejętności asertywne, kiedy spędzi trochę czasu w Azji Wschodniej. Niska asertywność jest w Japonii i Korei często przyczyną psychicznego dyskomfortu, stresu i złości, a nawet zachowań agresywnych i aspołecznych Azjatów.

Młoda Japonka nie potrafi poprosić pasażera (📷👆) zajmującego jedno z miejsc przeznaczonych dla osób uprzywilejowanych o usunięcie siatki z wolnego miejsca i zamiast tego, licząc na to, że zauważy, wymachuje znaczkiem, który ma go poinformować, że jest w ciąży (📷👇).

Co ciekawe, takie odznaki ostatnio również mocno promuje seulskie metro, choć ich skuteczność jest nikła, zwłaszcza w porównaniu z prośbą wyrażaną werbalnie.
Nierzadko napotykam takie sytuacje w koreańskim metrze i wtedy proszę właściciela pakunku o usunięcie go z siedzenia, zarazem motywując swoją prośbę chęcią skorzystania z miejsca. Niby nic szczególnego, nic skomplikowanego, ale Koreańczycy i Japończycy mają bardzo często kłopot z wyrażaniem próśb.

Mediatorami w sytuacjach konfliktowych są często ludzie starsi

Tego typu sytuacje wskazują także jak bardzo Japończycy i Koreańczycy mylą się w kwestii swoich kompetencji komunikacyjnych. Otóż obie te nacje przekonane są o swojej komunikacyjnej wyższości nad resztą świata w kwestii umiejętności i ważności przekazywania informacji w sposób pozawerbalny. Jak bardzo komunikacja pozawerbalna potrafi być niepotrzebnie skomplikowana, nieskuteczna i frustrująca, jak trudno często dostrzec sygnały niewerbalne i właściwie je zinterpretować w powodzi bodźców, które docierają w każdej chwili do naszych zmysłów (dźwięki, zapachy, smak, bodźce wzrokowe i informacje odbierane przez naszą skórę), a z drugiej strony często celowo je zignorować (np.. udawanie w komunikacji miejskiej, że nie dostrzegamy osoby starszej szukającej miejsca siedzącego) niech świadczy sytuacja, która przydarzyła mi się jakiś czas temu w seulskim metrze. Starszy mężczyzna usiadł na wprost mnie na jednym z wielu wolnych miejsc, a na sąsiednim siedzeniu położył niewielki pakunek. Kilka stacji dalej w wagonie zrobiło się tłoczniej i wszystkie miejsca były już zajęte, ale nikt z wchodzących do metra nie odważył się poprosić mężczyznę o zdjęcie tobołka. Pierwszy odważny stanął na wprost siedzenia z pakunkiem i poprawnie domyślając się, kto był jego właścicielem przekręcał głowę to w jego kierunku, to siedzenia na którym spoczywał bagaż. Trwało to co najmniej pół minuty i w końcu usiadł przyciskając tobołek plecami do oparcia siedzenia. Starszy człowiek zajęty swoim telefonem nie usunął tobołka. Młodszy mężczyzna zauważył w tym momencie, że uważnie przyglądałem się jego poczynaniom, wykorzystałem więc ten moment, by dowiedzieć się więcej i spytałem uprzejmie, czy nie łatwiej byłoby po prostu poprosić o zabranie tobołka. Być może zawstydzony moim pytaniem mężczyzna wstał i przeszedł do innego wagonu metra. Takie zdarzenia nie są czymś wyjątkowym w codziennych interakcjach Koreańczyków i Japończyków, ale ich nieodłącznym elementem.

Dyskomfort nie tylko związany ze ściskiem, ale także nadepnięciem na stopę lub czyimś łokciem wbijającym się komuś w bok jest najczęściej wyrażany mimiką twarzy.
Filipiny · Japonia · Korea Południowa · Stany Zjednoczone

Alicja w krainie grabieży

Alice Roosevelt

Jak ukształtować zbuntowaną, dumną i upartą dziewczynę na dobrze wychowaną damę? Najlepiej wysyłając ją z oficjalną rządową misją do Japonii, Chin i Korei. Tak przynajmniej uważał amerykański prezydent Theodore Roosevelt. Wychowywana bez mamy, ale pod czujnym okiem oziębłej macochy Alice Roosevelt stałą się niezależna i niesforna i szybko zaczęła sprawiać ojcu kłopoty. Kiedy Roosevelt i jego druga żona Edith zaproponowali Alice wysłanie jej do konserwatywnej szkoły z internatem, sugestia ta nie spotkała się z jej uznaniem. Zagroziła ojcu, że jeśli zdecyduje się na tak nikczemny krok ona znajdzie sposób, żeby głęboko go upokorzyć.

Dwudziesty szósty prezydent Stanów Zjednoczonych Theodore Roosevelt z drugą żoną Edith Kermit Carow.

Dziewczyna miała siedemnaście lat, gdy jej ojciec w roku 1901 wprowadził się do Białego Domu po zabójstwie przez Amerykanina polskiego pochodzenia Leona Czołgosza prezydenta Williama McKinleya. Niewzruszona ogólnonarodowym szokiem i panującą w kraju żałobą rzekomo głośno wyraziła swoją z tego powodu radość. W następnym, 1902 roku, Alice oficjalnie została zaprezentowana Amerykanom i stała się sensacją niemalże z dnia na dzień. Opinia publiczna tak bardzo była zauroczona atrakcyjną, prostolinijną i prowokatorską nastolatką, że nadano jej przydomek „Księżniczka Alice”, który został później utrwalony przez królewskie traktowanie, jakiego doświadczyła podczas swojej podróży po Azji, gdzie spotykała się z władcami Japonii, Filipin, Chin i Korei.

Zabójca prezydenta McKinleya, Leon Czołgosz

W nosie miała surowe zasady, które urzędnicy w Białym Domu próbowali jej narzucić. Jej liczne wybryki opisywała prasa całego świata, również japońska. Publicznie odrzuciła chrześcijaństwo, a swoje wierzenia określiła jako pogańskie. Paliła papierosy w miejscach publicznych, co w owym czasie nie wypadało czynić kobiecie, imprezowała do wczesnych godzin porannych, obstawiała wyścigi konne i brawurowo prowadziła samochody w towarzystwie młodych mężczyzn.
Na pytanie, dlaczego nie poskromi wybryków swojej beztroskiej córki, prezydent Roosevelt odpowiedział: „Mogę albo rządzić krajem, albo opiekować się Alice, ale nie mogę robić obu tych rzeczy naraz”.

Japończycy witają amerykańską delegację.

Postanowił jednak, że wyśle niesforną 21-latkę w towarzystwie sekretarza wojny i przyszłego 27. prezydenta Stanów Zjednoczonych Williama Tafta do Azji Wschodniej jako ambasadorkę dobrej woli. Liczył na to, że w towarzystwie amerykańskich kongresmanów i ich żon oraz azjatyckich władców córka wydorośleje i dojrzeje. Japończycy byli zachwyceni jej przybyciem i traktowali ją niczym królową pojawiając się tłumnie wszędzie tam, gdzie ona zawitała.

Japończycy zapragnęli zobaczyć „księżniczkę Alice”

Została obdarowana tak wieloma prezentami, że od jednego z kongresmanów otrzymała przydomek „Alicja w krainie grabieży” (Alice in Plunderland). Oprócz tańca i śpiewu gejsz, tradycyjnego łucznictwa Kyudo oraz przedstawienia kabuki miała także możliwość zobaczyć walki zapaśników sumo, ale te nieszczególnie jej się spodobały, być może dlatego, jak sugerują niektórzy, że musiała spędzić tak dużo czasu w podróży z nie mniej od sumitów otyłym Williamem Taftem.

Japonia. William Taft i Alice Roosevelt

Podczas gdy sekretarz wojny prowadził rozmowy z Japończykami, Alice udała się na zakupy i imprezowała z japońskimi księżniczkami. Na przyjęciach pojawiała się w tradycyjnym kimonie. 26 lipca 1905 roku Taft i Alice Roosevelt zostali przyjęci przez cesarza Mutsuhito (Meiji), który zaprowadził ich, ponoć pierwszych obcokrajowców, do prywatnego cesarskiego ogrodu.

Prasa koreańska rozpisywała się o wizycie amerykańskiej delegacji w Cesarstwie Korei.

W Korei została przyjęta na audiencji u cesarza Gojonga w jego tymczasowej rezydencji (ogień strawił rok wcześniej Pałac Deoksugung), ale Koreańczycy jej nie zachwycili. W porównaniu z pełnymi entuzjazmu Japończykami, a wkrótce później żywiołowymi Filipińczykami i przyjaznymi Hongkończykami Koreańczycy wydali jej się apatyczni: „Ludzie wyglądają na smutnych i przygnębionych, tak jakby ktoś wyssał z nich całą energię. Wszędzie było widać japońskich oficerów i żołnierzy, którzy w przeciwieństwie do nędznych Koreańczyków byli bojowi i pracowici”, napisała w autobiografii.

Zawody sumo zorganizowane dla gości z Ameryki.

Po powrocie do Japonii delegacja amerykańska mogła się przekonać, jak gwałtownie potrafią zmieniać się nastroje społeczne w tym kraju. Ponieważ w międzyczasie Japończycy obwinili prezydenta Roosevelta o niewystarczająco sprzyjający im traktat pokojowy pomiędzy Japonią a Rosją, na ulicach Tokio co rusz wybuchały antyamerykańskie zamieszki, podkładano ogień pod chrześcijańskie kościoły. „Nigdy nie widziałam większej zmiany” – wspominała Alice. „Sugerowano nam, że jeśli ktoś zapyta, wskazane jest, abyśmy powiedzieli, że jesteśmy Anglikami”. Tym razem nie było wiwatów, a Alice i amerykańską ekspedycję ochraniali policjanci w cywilu.

Japonia. Alice Roosevelt w towarzystwie kilku żon amerykańskich kongresmanów.

Czy podróż do Azji złagodziła obyczaje Księżniczki Alice? Gdy cztery lata później rodzina Rooseveltów przygotowywała się do wyprowadzki z Białego Domu, Alice dokonała jednego z najbardziej zuchwałych ze swoich wygłupów. W ogródku przed rezydencją prezydencką zakopała lalkę voodoo nowej Pierwszej Damy Nellie Taft. Za ten wybryk została pozbawiona prawa wchodzenia na teren Białego Domu.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Alice Roosevelt przemierza Pacyfik
Alice Roosevelt i William Taft na Filipinach
Japonia · Korea Południowa

Król Korei

Yi Won, pretendent do koreańskiego tronu w Deoksugung

„To król!” krzyknął do mnie mężczyzna w garniturze, kiedy wczoraj, chwilkę po godzinie 9 rano w pustym jeszcze Pałacu Deoksugung w centrum Seulu fotografowałem przechodzącą procesję z tragarzami dźwigającymi w lektyce jakąś dumną postać przypominającą Dalajlamę. „Kto?” – spytałem zaskoczony? „Król Korei” – odpowiedział. „Jaki znów król Korei?” Poważnie zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno na jego poddaszu wszystko jest w należytym porządku. W końcu takich kolorowych przebierańców, zwłaszcza w sobotę i niedzielę, wokół seulskich pałaców jest wielu.

Strażnicy w Pałacu Deoksugung

„Yi Won!” – wykrzyknął i pobiegł za oddalającą się grupą. Yi Won! Prawnuk Gojonga, ostatniego króla Korei Joseon i pierwszego cesarza Cesarstwa Korei! Gojong zmarł nagle w wieku 66 lat w roku 1919 i choć brak na to dowodów, do dziś uważa się, że swoje paluchy prawdopodobnie maczali w jego śmierci Japończycy. Od lat czyhali na jego życie, a w roku 1895 jeden z pięćdziesięciu wynajętych przez japońskiego dyplomatę w Korei Miurę Goro roninów-zabójców (samurajów bez pana) mieczem odciął jego małżonce, królowej Min głowę, zmuszając monarchę do opuszczenia Pałacu Gyeongbokgung i ukrycia się przed Japończykami na terenie poselstwa Imperium Rosyjskiego (F).

Zamach na królową Min

Kilka lat przed tajemniczą, w roku 1907, Gojong został zmuszony przez pro-japoński rząd do abdykacji na rzecz swojego syna, drugiego, ostatniego i dziś już zapomnianego cesarza Sunjonga. Ten ostatni, marionetka w rękach Japończyków, zasiadał na tronie zaledwie przez trzy lata, do roku 1910, kiedy to panoszący się od końca XIX wieku w Korei Japończycy przestali grać komedię i ostatecznie zagarnęli cały Półwysep Koreański dla siebie. Zmarł bezpotomnie 16 lat później na atak serca.

(L) Król Gojong / cesarz Gwangmu, (P) cesarz Sunjong

Miał jednak dwóch młodszych braci, z których każdy doczekał się syna. Pierwszy Yi Gona, drugi Yi Ku, a ci również postarali się o potomków płci męskiej. Adoptowanym synem Yi Ku jest właśnie urodzony w roku 1961 Yi Won. Jest on zaledwie jednym z kilku pretendentów do tronu Korei, którzy pragnà restauracji monarchii i Dynastii Yi, ale tym najbardziej znanym i rozpoznawalnym. Co robił na terenie Pałacu Deoksugung tak wcześnie w sobotni poranek i dlaczego kazał się nosić w lektyce tragarzom, z których ten ostatni w lewym rzędzie poruszał się już na zgiętych w kolanach nogach i wyraźnie tracił siły nie udało mi się dowiedzieć.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Yi Ku z pochodzącą ze Stanów Zjednoczonych żoną Julią
Yi Won, pretendent do koreańskiego tronu w Deoksugung
Japonia · Korea Południowa

Koreańskie slumsy w Seulu i Japonii

🇰🇷 Cheonggyecheon, 📷 Shisei Kuwabara

Dziś trudno wyobrazić sobie slumsy i getta w nowoczesnych miastach Korei i Japonii, ale jeszcze 50 lat temu część Koreańczyków zamieszkująca oba kraje żyła w skrajnej nędzy. W latach 1965-1968 japoński korespondent magazynu Taiyo Shisei Kuwabara sfotografował jedną z seulskich dzielnic biedoty. Mieszkańcy Cheonggyecheon wciąż nie mogli korzystać z nowoczesnych udogodnień w postaci kanalizacji, bieżącej wody, elektryczności, ani systemu oczyszczania, przez co dzielnica cierpiała z powodu dużego zanieczyszczenia.

🇰🇷 Cheonggyecheon, 📷 Shisei Kuwabara

W całej swojej historii powodzie stanowiły dla jej mieszkańców największe wyzwanie. Ponieważ w górzystym Seulu Cheonggyecheon zajmował najniższy punkt w centrum miasta, w trakcie sezonowych opadów deszczu woda pokrywała znaczne połacie terenu. Pod koniec lat 70. dyktator Korei Południowej gen. Park zaczął burzyć slumsy, aby zrobić miejsce dla dróg i dzielnic handlowych.

🇰🇷 Cheonggyecheon

Seul nie był jedynym miastem z koreańskimi dzielnicami biedoty. Koreańskie slumsy aż do późnych lat 60. istniały także w każdym większym japońskim mieście. Zwane przez Koreańczyków Zainichi (Koreańczycy w Japonii) tongne (kor. wioska) były obrazem nędzy i rozpaczy – wszędzie brud, liche, prowizoryczne rudery, odór grillowanych organów zwierzęcych, przemoc, w tym przemoc domowa typowa dla ówczesnej patriarchalnej, konfucjańskiej rodziny, spora liczba dzieci i zbieraczy złomu.

🇯🇵 Koreańska tongne w Japonii

Powszechny, zwłaszcza w koreańskiej dzielnicy w Osace był dialekt z Czedżu (W 1948 roku na wyspie Czedżu wybuchło powstanie, a w bratobójczych walkach zginęło od 15 tys. do 30 tys. wyspiarzy, 40 tys. uciekło do Japonii). Powszechnym zajęciem Koreańczyków Zainichi w okresie kolonialnym i powojennym było zbieranie odpadów. Robotnicy nosili kosze na plecach lub ciągnęli wózki, wołając „Kuzui, oharai” (Jakieś ścinki na sprzedaż?).

🇯🇵 Ikuna. Koreańska dzielnica w Osace.

Zbierali szmaty, zużyty papier, gazety i złom. Taksówkarze odmawiali wjazdu do tongne, a policjanci interwencji. Japońskim dzieciom rodzice kazali trzymać się od nich na bezpieczną odległość. Powojenne ożywienie gospodarcze Japonii aż do końca lat 60. nie miało większego wpływu na poprawę jakości życia mniejszości koreańskiej. W tongne praktykowano wielożeństwo, rodziny były niestałe, a dzieci często nie były przypisane żadnemu konkretnemu domostwu. To były niemalże autonomiczne terytoria, nad którymi kontrolę sprawowali Koreańczycy.

🇯🇵 Bazar Ameyoko przy tokijskiej stacji Ueno. Po wojnie miejsce handlu nielegalnym towarem. Czarny rynek kontrolowany był w części przez Koreańczyków.)
🇯🇵 Koreańczycy Zainichi w Japonii.

Ponad połowa z kilkuset tysięcy dorosłych Koreańczyków nie miała pracy, zajmowali się więc nielegalną produkcją alkoholu i narkotyków zwanych hiropon. Ponieważ sprzedawano je również Japończykom od czasu do czasu dochodziło do regularnych starć z japońską policją. W trakcie takich utarczek w stróżów prawa rzucano świńskimi odchodami i przebijano gwoździami koła radiowozów. Powojenna prasa japońska i rząd Japonii postrzegały Koreańczyków Zainichi jako poważne zagrożenie dla kraju, postanowiono więc wszystkie tongne zlikwidować. W wyniku planowania urbanistycznego władz japońskich koreańskie slumsy zniknęły pod koniec lat 60. ubiegłego wieku.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

🇯🇵 Rok 1949.
Japońska policja robi nalot na Kwaterę Główną Federacji Koreańczyków
🇯🇵 Koreańczycy Zainichi w Japonii
Korea Południowa

Uprzywilejowana pozycja mężczyzn i ucisk kobiet w konfucjańskiej Korei

Moja koreańska teściowa.

Moja szwagierka, siostra mojej żony, przegrała trzyletnią batalię z rakiem i w wieku 55 lat przedwcześnie zakończyła swoją ziemską przygodę. Na kilka tygodni przed śmiercią, już bardzo osłabiona i schorowana, zebrała się po raz pierwszy na odwagę i zadzwoniła do swojej mamy, mojej teściowej, z ogromnym żalem wspominając swoje trudne dzieciństwo, jak była przez nią wykorzystywana i karcona. W tym samym czasie jej starszy o 2 lata brat, zgodnie z konfucjańskimi normami i zasadami, był traktowany jak książę i nie miał w domu rodzinnym wielu, a być może żadnych z wyjątkiem nauki, obowiązków. Teściowa nie potrafiła zrozumieć jej pretensji, zadzwoniła do mojej żony z pytaniem o ten nagły wybuch żalu swojej starszej córki. Ten telefon mocno nadwyrężył ich relacje i już do końca pozostały chłodne. Chyba bardzo chłodne, gdyż teściowa nie pojawiła się na pogrzebie i tradycyjnie tutaj poprzedzającej pogrzeby stypie córki. Zarówno ona, jak i szwagier i szwagierka od początku byli wyjątkowo przyjaźnie i serdecznie ustosunkowani do mnie. Z mojej perspektywy nie mogę powiedzieć o nich złego słowa. To jednak nie znaczy, że powinienem pozostawać obojętny na rodzinną dynamikę Koreańczyków sięgającą swoimi korzeniami setki lat wstecz. Na fotografii poniżej znajduje się moja teściowa z portretem jej jedynego syna, mojego szwagra, zawieszonym na ścianie jednego z pokojów w jej domu w małym miasteczku 2 godziny drogi samochodem na południe od Seulu. Nie znalazło się na niej miejsce dla jej dwóch córek. Tak została wychowana, takie normy i zwyczaje przejęła od swoich rodziców, dziadków, krewnych i innych ludzi z jej najbliższego otoczenia. Innych nie zna. Nie mogę mieć do niej o to pretensji. Funkcją kobiet tutaj od zawsze było służyć mężczyznom – swoim ojcom, mężom i synom. Tak zostały ukształtowane. To, wg konfucjańskich uczonych, czyniło je dobrymi, cnotliwymi córkami, żonami i matkami. Konfucjanizm był zawsze bezwzględny dla kobiet. Mieszkam w Korei już ponad 2 dekady i do dziś nie spotkałem ani jednej kobiety, która wyrażałaby zachwyt nad tum systemem. One go bezrefleksyjnie powielają, przenoszą na kolejne pokolenia. Być może takie istnieją, zapewne tak, ale czy to w Azji Wschodniej, czy w Polsce, piewcami konfucjanizmu, również w mediach społecznościowych, są przede wszystkim mężczyźni, gdyż to ich ten system nagradza. Relacje mojej żony i jej siostry nigdy nie były szczególnie bliskie z ich mamą. Co innego szwagier. Jego z nią relacje zdają się być doskonałe. W Korei jeśli ktokolwiek wygłasza pochwalne peany na cześć matek, a zdarza się to tutaj wyjątkowo często, są to w większości mężczyźni, gdyż to oni od zawsze byli największymi, bardzo często jedynymi beneficjentami matczynej miłości. Ludzką naturą jest szukać przyjemności, uciekać od bólu, osiągać maksimum korzyści przy minimalnym wydatku energii własnej, a rolą kobiet w Korei od wieków było wspomagać w tym mężczyzn, samemu unikając przy tym przyjemności i szukając bólu. Cnotliwa kobieta powinna cierpieć. Trudno się więc dziwić, że młodsze pokolenie Koreanek unika związków, gdyż tak kulturowo zdefiniowana miłość wciąż tutaj dominuje.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Azja · Chiny · Japonia · Korea Południowa

„Psom i Chińczykom wstęp wzbroniony”

Japoński właściciel włoskiej restauracji w Tokio (👆) zdecydował, że z powodu „częstych przypadków przemocy i nękania pracowników” nie będzie obsługiwał koreańskich i chińskich klientów. Koreańczycy poczuli się urażeni i media koreańskie piszą o gwałtownej reakcji mieszkańców kraju, jednakże dyskryminacja cudzoziemców ma długą tradycję w całej Azji Wschodniej, nie tylko w Japonii.

(👆) W roku 2013 w oknie restauracji w Pekinie pojawiła się wywieszka informująca turystów łamaną angielszczyzną, że „nie obsługuje się Japończyków, Filipińczyków, Wietnamczyków i psów”. W tym przypadku właściciel restauracji odmawiał serwowania posiłków klientom pochodzącym z trzech krajów zaangażowanych w spory terytorialne z Chinami.

(👆) Napis informujący o niesprzedawaniu artykułów tytoniowych i alkoholu obcokrajowcom pojawił się kilka lat temu w witrynie jednego z koreańskich sklepów spożywczych, a w 2016 roku bar w popularnej wśród młodzieży i studentów seulskiej dzielnicy Hongdae swoją decyzję o ograniczeniu obsługi wyłącznie do Koreańczyków tłumaczył barierą językową (👇).

(👇) Niektóre z wywieszek potrafią być nawet całkiem zabawne, jak choćby ta informująca, że z 47 przypadków złamania przez klientów japońskich mieczy, aż 42 dotyczyły zagranicznych turystów, którzy, w przeciwieństwie do winnych niezgulstwa Japończyków, nigdy za swój czyn nie przeprosili. „Nienawidzimy zagranicznych turystów. Wynocha.”


Pomimo tego, że we wszystkich trzech krajach regularnie dochodzi do skandali związanych z dyskryminacją cudzoziemców, wielu Azjatom najbardziej w pamięci utkwił incydent, który nigdy się nie wydarzył. Przynętę połknął nawet Bruce Lee, który w filmie „Wściekła pięść” z roku 1972 rozbija efektownym kopnięciem drewnianą tabliczkę informującą mieszkańców Szanghaju, że „Chińczykom i psom wstęp wzbroniony”.

Kadr z filmu „Wściekła pięść”
Bruce Lee jednym uderzeniem stopy rozprawia się z antychińskimi nastrojami w Szanghaju

Do dziś wielu Chińczyków sądzi, że takie tabliczki rzeczywiście umieszczano przy bramach prowadzących do parków. Jak piszą autorzy artykułu „Zakaz wstępu psom i Chińczykom w Szanghaju” przez kilkadziesiąt lat, aż do roku 1928 większość Chińczyków faktycznie miała zakaz wstępu do parków administrowanych przez Radę Miejską Szanghaju (założona w roku 1854 przez grupę w większości brytyjskich i amerykańskich przedsiębiorców, w celu zarządzania dzielnicą obcokrajowców Shanghai International Settlement). Zakaz dotyczył także wprowadzania psów, gry w piłkę, jazdy na rowerze i dewastowania zieleni i był rygorystycznie egzekwowany zwłaszcza w pierwszych trzech dekadach XX wieku, jednakże brak jest dowodów na to, że kiedykolwiek miało miejsce zestawienie w jednym zdaniu zakazu korzystania z parku przez Chińczyków i psy.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Tablica informacyjna z parku w Szanghaju, rok 1917
Szanghaj, koniec lat 20. XX wieku.
Azja · Korea Południowa

Czy podział na obcesowych mieszkańców Zachodu i uprzejmych Azjatów ma jakikolwiek sens?

Flagi stanu Teksas widoczne są wszędzie.

Na dłuższy, blisko półtoramiesięczny pobyt w Teksasie zabrałem ze sobą psa. Oczekiwałem sporych różnic w zachowaniach społecznych Teksańczyków i Koreańczyków i widoczne stały się one już na lotnisku. Łatwiej mi też było wjechać z psem do Stanów Zjednoczonych, niż bez psa i z kartą pobytu do Korei. W jednym z ostatnich filmów na YT zwróciłem uwagę na bzdury zawarte w polskich podręcznikach kulturoznawstwa. Tutaj kolejna: „Osoby pochodzące z kręgu kultury niskokontekstowej (USA) przedstawicielom kultury wysokokontekstowej (Korea) mogą wydawać się bezpośredni, a czasem nawet zbyt bezpośredni, bezceremonialni lub wręcz bezczelni.” (E-podręcznik komunikacji społecznej AGH).

Jeden z wielu bezsensownych, sztywnych i archaicznych podziałów. Jeśli zdarzy mi się niechcący wejść na teren z zakazem wprowadzania psów, w taki zazwyczaj sposób zwracają się do mnie Koreańczycy: „Ej! Ej! Żadnych psów! Żadnych psów!” W Grapevine, gdzie już kilka razy zdarzyło mi się przeoczyć znaki informujące pieszych o zakazie wchodzenia na teren skweru z psami i usłyszeć prośbę o opuszczenie terenu taka interakcja przebiega (przynajmniej dotychczas) zgoła inaczej. Dziś rano przykładowo młody czarnoskóry pracownik parku poruszający się elektrycznym pojazdem zatrzymał się 2 metry ode mnie, uprzejmie przywitał i zapytał o rasę psa. Po krótkiej, sympatycznej wymianie zdań na temat czworonoga powiedział, że on osobiście nie ma nic przeciwko psom w tym miejscu i jeśli spaceruję sam nie będzie problemu i jestem mile widziany, ale z psem raczej nie powinienem, gdyż właściciel tego terenu wprowadził zakaz. Podziękowałem za zwrócenie mi uwagi, pożegnaliśmy się i wycofałem na publiczny chodnik. Od ponad 20 lat Koreańczycy (wg kulturoznawców kultura wysokokontekstowa) wydają mi się często „bezpośredni, a czasem nawet zbyt bezpośredni, bezceremonialni lub wręcz bezczelni.”

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Teren prywatny. Zakaz wyprowadzania psów.
Korea Południowa

Krwawe walki na kamienie w Korei

Seokcheon – walki na kamienie

Aż do co najmniej połowy ubiegłego wieku Koreańczycy regularnie między sobą toczyli bitwy na kamienie. Seokcheon przez kilka wieków było popularną aktywnością społeczną, czasami prowadzoną w formie ekstremalnych zawodów sportowych, zwłaszcza w okresie niektórych świąt, czasami zaś w ten sposób rozładowywano napięcie i rozwiązywano konflikty klanowe w podzielonych na konkurujące obozy wioskach lub pomiędzy sąsiednimi wioskami, zwłaszcza gdy były zamieszkałe przez zwaśnione klany, np.. Kimów i Lee. W obu przypadkach walki nie były pozbawione elementu zabobonu, wierzono bowiem, że na członków zwycięskiej grupy czeka powodzenie i szczęście. Walki na kamienie toczono nawet w stolicy kraju. Ich uczestnicy często kończyli poranieni, z rozbitymi głowami, połamanymi kończynami, a nierzadko przenosili się na tamten świat.

Koreanki, fot. z ok. 1935 r.

Kobiety nie brały czynnego udziału w bójkach, jednakże zagrzewały swoich do walki, nosiły kamienie, a także głośno szydziły z tych uczestników walk, którzy postanowili zrejterować z pola bitwy przed ich zakończeniem. Gorącymi zwolennikami seokcheon było kilku koreańskich monarchów, dla których organizowano nawet specjalne zawody. W innych okresach podejmowano próby zakazania tego zwyczaju, zwłaszcza w stolicy kraju, jednakże, podobnie jak w przypadku dzisiejszych stadionowych chuliganów, młodzi mężczyźni obchodzili go organizując ustawki w wyznaczonych miejscach. Dopiero na początku XX w. udało się to japońskim okupantom Korei, którzy pragnęli złamać ducha walki w podbitym narodzie. W dalszym jednak ciągu bitwy na kamienie organizowały zwaśnione klany na prowincji. Wg koreańskich historyków w niektórych prowincjach Korei Południowej seokcheon zanikł dopiero w latach 70. ubiegłego wieku.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Wioska w pobliżu Seulu, r. 1904
Jedna z nielicznych fotografii seokcheon. Przełom XIX i XX wieku. Widać, że seokcheon cieszyło się sporą popularnością widzów.
Korea Południowa

Etykieta w Korei – czy faktycznie zawsze należy używać dwóch rąk przy podawaniu rzeczy

Mieszkająca w Seulu popularna polska youtuberka od dawna przekonuje swoich widzów, że robiąc zakupy w Korei pieniądze i karty kredytowe „zawsze należy podawać i przyjmować dwoma rękoma” (lub z drugą ręką uniesioną do łokcia). Identyczne zresztą informacje zawarte są w artykułach i książkach o Korei Południowej oraz w przewodnikach turystycznych. Przeszedłem się na bazar warzywno-owocowy, aby przyjrzeć się niewerbalnym interakcjom zachodzącym pomiędzy sprzedawcami i kupującymi i przy okazji rozprawić się i z tym popularnym mitem. Również sami Koreańczycy w dużej mierze nieświadomi swoich społecznych zachowań i na poziomie percepcyjnym nienadążający za zmianami zachodzącymi w etykiecie są często przekonani, że w sytuacjach społecznych zawsze używają dwóch rąk, a wraz z nimi podatni na wpływ i sugestie tubylców obcokrajowcy tu mieszkający.

W rzeczywistości obszar interakcji, w trakcie których należy przy przekazywaniu i odbieraniu różnych rzeczy używać tutaj obu rąk coraz bardziej się kurczy. W Japonii już niemalże zupełnie zanikł (wciąż obowiązuje m.in. przy nalewaniu alkoholu, wymianie wizytówek, przekazywaniu prezentów oraz w niektórych elementach ceremonii religijnych i parzenia herbaty). W Koreańskich dramach aktorzy dwoma rękoma przytrzymują kieliszek lub butelkę wina i znów przekonuje się nas, że zawsze wymaga tego alkoholowy savoir-vivre, co również nie jest zgodne z prawdą, gdyż podczas rodzinnych i innych nieformalnych spotkań używa się nierzadko jednej ręki. Pieniądze przekazujemy dwoma rękoma w bardziej formalnych sytuacjach, zwłaszcza, gdy umieszczone są w kopercie, ale nawet i w tym przypadku coraz częściej zdarzają się wyjątki od reguły.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Używanie dwóch rąk częściej zdarza się sprzedawcom, niż ich klientom
.
Japonia · Korea Południowa

Historia kwitnących wiśni w Japonii i Korei

Kwitnące wiśnie w Seulu zwiastują nadejście wiosny. Kojarzą się głównie z Japonią, ale praktyka oglądania kwiatów wiśni dotarła również do Korei. Zyskała na popularności dopiero ostatnimi laty wraz z sadzeniem w Seulu japońskiej odmiany wiśni Somei-Yoshino o charakterystycznych, niemalże białych płatkach, w języku koreańskim zwanej wiśnią królewską (wangbeoj namu, 왕벚나무), oraz powszechnym dostępem do aparatów fotograficznych. Japończycy i Koreańczycy zdają się nieco odmiennie odbierać doświadczenie oglądania kwiatów wiśni (🇯🇵 hanami).

Tokio, dzielnica Sakuragoaka-cho

Kwiaty wiśni (🇯🇵 sakura) mają ścisły związek z historią, kulturą i tożsamością Japonii, symbolizują narodziny i śmierć, życie i przemijanie i są podstawowym motywem japońskiego kultu natury. Ich piękno, krótkie życie i gwałtowna śmierć symbolizowały również barwne, ale krótkie życie samurajów. Parafrazując słynne słowa prof. Barbary Engelking-Boni o odmiennym doświadczaniu zjawiska śmierci przez Polaków i Żydów, można rzec, że kwitnące drzewa wiśni dla Koreańczyków to kwestia naturalna, biologiczna, dla Japończyków zaś to metafizyka, ponadzmysłowe doświadczenie. 🙂 To tak pół-żartem, pół serio, gdyż wbrew powszechnym opiniom większość Japończyków zdaje się jednak przedkładać praktyczną część hanami nad estetykę.

Hanami w Japonii

Możliwość spędzenia czasu w wesołym towarzystwie przy smacznym posiłku (popularne są zwłaszcza kulki ryżowe dango) i alkoholu pod drzewem wiśni przyciągają tłumy do miejskich parków. Praktyka oglądania kwiatów wiśni w Japonii liczy sobie już przeszło tysiąc lat. Pierwotnie zwyczaj ten był ograniczony do dworu cesarskiego, później rozprzestrzenił się na kastę samurajów, a w okresie Edo (1603-1867) również na mieszczan i resztę społeczeństwa. W XVIII w. szogun Tokugawa Yoshimune, aby zachęcić ludzi do hanami, nakazał zasadzić drzewa wiśni w kilku miejscach w stolicy kraju. W ich cieniu mieszkańcy Edo (dzisiejsze Tokio) jedli lunch i pili sake.

Hanami w Seulu

Czy drzewo wiśni może również być przedmiotem sporu pomiędzy Japonią a Koreą? Dlaczego nie? Jeden więcej w całej gamie sporów pomiędzy tymi krajami niewiele zmieni. Odmiana wiśni Somei-Yoshimo powstała w XIX w. w Japonii w wyniku hybrydyzacji dwóch gatunków tych drzew – Oshima oraz Edo Higan. Koreańscy dendrolodzy utrzymują jednak, że odmiana Yoshino (jeju beoj namu) została w roku 1908 przywieziona do Japonii z wyspy Czedżu przez francuskiego księdza i botanika Emila Josepha Taqueta mieszkającego w Seogwipo, drugiej co do wielkości miejscowości na Czedżu.

Ksiądz botanik Émile Joseph Taquet

Najnowsze badania Japońskiego Instytutu Badań Leśnych z 2016 r. wskazują jednak, że Somei-Yoshimo jest krzyżówką Edo Higan i wiśni z wyspy Izu Oshima, która nie występuje na Czedżu. By sprawę skomplikować jeszcze bardziej, w roku 1963 Koreańczycy, którzy byli przekonani, że japońskie Somei-Yoshino i drzewo wiśni z wyspy Czedżu zwane wtedy sakura namu (🇰🇷 namu, drzewo) to jeden i ten sam gatunek, nadali im jedną nazwę – wangbeoj namu (wiśnia królewska). Dziś oba więc gatunki mają w Korei tę samą nazwę, z tym że Somei-Yoshimo występuje powszechnie, podczas gdy wangbeoj namu z wyspy Czedżu, dawne sakura namu jest gatunkiem zagrożonym. Na Czedżu pozostało mniej niż 200 drzew.

Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)

Wyspa Czedżu (Jeju)