
W nocy z 27 na 28 czerwca 1950 roku, w pierwszych dniach wojny koreańskiej, most Hangang w Seulu stał się miejscem jednej z największych tragedii początku konfliktu. Około godziny 2:30 nad ranem, w chaosie ucieczki przed nacierającymi wojskami Korei Północnej, armia południowokoreańska wysadziła most, nie ostrzegając tysięcy cywilów, którzy próbowali przedostać się na południe. Zginęło od 200 do nawet 1000 osób, a pułkownik Choi Chang-sik, który nadzorował detonację, stał się kozłem ofiarnym narodowej traumy. Co wydarzyło się tamtej nocy i dlaczego ta tragedia wciąż budzi emocje?

Wojna koreańska rozpoczęła się 25 czerwca 1950 roku, gdy Korea Północna zaatakowała Południe. W ciągu zaledwie trzech dni Seul znalazł się na skraju upadku. Mieszkańcy stolicy, w panice, masowo uciekali na południe, a most Hangang stał się wąskim gardłem dla tłumów uchodźców. Armia południowokoreańska, w odwrocie i obawie przed infiltracją wroga, otrzymała rozkaz zniszczenia mostu, aby spowolnić natarcie. Decyzja zapadła w chaosie – linie dowodzenia były zerwane, komunikacja niemal nie istniała, a czas uciekał. Pułkownik Choi Chang-sik, oficer wojsk inżynieryjnych, otrzymał zadanie wykonania detonacji. Około 2:30 w nocy ładunki wybuchowe zostały odpalone. Most runął, a wraz z nim setki cywilów, którzy w ciemności próbowali uciec przed wojną. Dokładna liczba ofiar pozostaje nieznana – szacunki wahają się od 200 do 1000 osób, ale wielu ciał nigdy nie odnaleziono. Tragedia wstrząsnęła społeczeństwem, które w obliczu klęski militarnej szukało odpowiedzi na pytanie: kto zawinił?

Choi Chang-sik stał się centralną postacią tej tragedii, choć nie działał samodzielnie. Rozkaz wysadzenia mostu pochodził od wyższego dowództwa, prawdopodobnie od generała Chae Byung-duka, szefa sztabu armii. Jednak w chaosie wojny, gdzie każdy szukał winnego, to Choi został obarczony odpowiedzialnością. Głównym zarzutem był brak ostrzeżenia dla cywilów, co doprowadziło do masakry. Ale czy można winić pojedynczego oficera, działającego w panice, bez jasnych wytycznych i w sytuacji, gdy komunikacja była w rozsypce? Proces Choi był błyskawiczny i miał charakter pokazowy. 11 września 1950 roku, zaledwie dwa i pół miesiąca po tragedii, pułkownik został skazany przez sąd wojskowy i rozstrzelany. Egzekucja miała uspokoić opinię publiczną i pokazać, że armia „kontroluje sytuację”. W rzeczywistości Choi stał się kozłem ofiarnym – jednostką, na którą zrzucono winę za szersze niepowodzenia armii i państwa. Mechanizm kozła ofiarnego to znany od wieków sposób radzenia sobie z traumą zbiorową. W sytuacjach kryzysu, takich jak utrata stolicy w trzy dni czy śmierć setek cywilów, społeczeństwo potrzebuje konkretnego „winowajcy”. Chaos, niekompetencja systemu czy błędy dowództwa są zbyt skomplikowane, by je szybko osądzić. Łatwiej wskazać jednostkę – w tym przypadku Choi Chang-sika – i „ukarać” ją, przywracając iluzję sprawiedliwości. Armia zyskała na tym w kilku aspektach:
- Ochrona wizerunku: Wskazując Choi jako winnego, dowództwo uniknęło odpowiedzialności za chaos odwrotu, brak planów ewakuacji cywilów i fatalną logistykę.
- Iluzja porządku: Egzekucja pokazała, że armia „karze błędy”, co miało uspokoić społeczeństwo i utrzymać wiarę w instytucje.
- Emocjonalne katarsis: Rodziny ofiar, pogrążone w żałobie, mogły poczuć, że „sprawiedliwość” została wymierzona, co pozwoliło złagodzić gniew wobec armii.
Państwo również odniosło korzyści. W czerwcu 1950 roku Korea Południowa była na skraju upadku. Rozliczenie „sprawcy” tragedii pomogło utrzymać morale społeczeństwa i wiarę w to, że rząd „działa”. Co więcej, poświęcenie Choi chroniło mit armii jako „obrońcy narodu” – fundamentu południowokoreańskiej tożsamości narodowej.

W 1964 roku, czternaście lat po egzekucji, rząd Korei Południowej pośmiertnie zrehabilitował Choi Chang-sika. Była to część szerszego procesu „odwilży” po obaleniu prezydenta Rhee Syng-mana w 1960 roku. Rehabilitacja była symbolicznym gestem, który pośrednio przyznawał, że egzekucja Choi była bardziej politycznym rytuałem niż sprawiedliwym osądem. Jednak, jak to często bywa w takich przypadkach, państwo nie nazwało rzeczy po imieniu – nie przyznało, że Choi został poświęcony, by zmyć hańbę z armii i rządu. Dopiero w 2013 roku, na Narodowym Cmentarzu w Seulu umieszczono tablicę pamiątkową Choi Chang-sika w specjalnej kaplicy dla par – w ten sposób uhonorowano jego pamięć.
Tragedia mostu Hangang nie jest odosobniona. Mechanizm kozła ofiarnego pojawiał się wielokrotnie w historii:
- Sprawa Dreyfusa (Francja, 1894): Alfred Dreyfus, żydowski oficer, został niesłusznie skazany za zdradę, by ukryć niekompetencję armii francuskiej. Jego rehabilitacja po latach była wynikiem społecznej walki o sprawiedliwość.
- Czystki stalinowskie (ZSRR, lata 30. XX wieku): Dowódcy wojskowi, jak marszałek Tuchaczewski, byli obwiniani za klęski militarne, choć winny był system i brak przygotowania.
- USS Indianapolis (USA, 1945): Kapitan Charles McVay został kozłem ofiarnym za zatopienie okrętu, choć nie miał wpływu na brak eskorty czy informacji wywiadowczych. Zrehabilitowano go dopiero w 2000 roku.

Wysadzenie mostu Hangang to nie tylko tragedia wojny koreańskiej, ale także przypomnienie, jak łatwo w chaosie kryzysu szuka się prostych odpowiedzi i winnych. Pułkownik Choi Chang-sik, wykonując rozkaz w dramatycznych okolicznościach, stał się ofiarą mechanizmu, który miał chronić instytucje kosztem jednostki. Jego historia pokazuje, że w czasach wojny prawda i sprawiedliwość często ustępują miejsca politycznej konieczności. Rehabilitacja po latach była krokiem w stronę naprawy krzywd, ale nie zatarła bólu rodzin ofiar ani goryczy związanej z chaosem tamtych dni.
