W zatłoczonym Hongkongu, gdzie wszystko pędzi – od metra po giełdę – jest jeden środek transportu, który konsekwentnie ignoruje pośpiech. Piętrowe tramwaje, pieszczotliwie zwane „Ding Ding” od dźwięku podwójnego dzwonka ostrzegającego pieszych, to żywy pomnik przeszłości w mieście przyszłości. Sunąc leniwie z prędkością zaledwie 25-30 km/h między monstrualnymi wysokościowcami, przypominają, że nie wszystko musi gnać do przodu. A jednak przetrwały ponad 120 lat, bijąc rekordy i wożąc miliony – bo czasem wolniej znaczy lepiej.

Piętrowe tramwaje są wyjątkowym elementem miejskiego krajobrazu Hongkongu – jedynego miasta na świecie, którego flota tramwajowa składa się w całości z tramwajów piętrowych. Dziś to około 165 pojazdów, co daje mu tytuł największej takiej floty na świecie według Księgi Rekordów Guinnessa (od 2021 roku). Co więcej, to jedyne miejsce, gdzie w regularnej komunikacji miejskiej kursują zarówno piętrowe tramwaje, jak i piętrowe autobusy.
Pierwszy tramwaj w Hongkongu, jeszcze jednopoziomowy, wyjechał na ulice w 1904 roku – w czasach, gdy miasto było świeżo po epidemii dżumy i brytyjskiej kolonii marzącej o nowoczesności. Już w 1912 roku, wraz z rosnącym tłokiem, wprowadzono pierwsze otwarte piętrowce z „ogrodowymi” siedzeniami na górze, idealnymi na tropikalny wiatr. Do lat 20. dodano dachy, a po II wojnie światowej tramwaje stały się pstrokatymi billboardami reklamowymi – tradycja, która trwa do dziś.
Aż do lat 40. XX wieku obowiązywała w nich segregacja rasowa – klasa pierwsza dostępna wyłącznie dla Europejczyków (głównie Brytyjczyków) oraz elity kolonialnej, z wyższymi cenami biletów i niepisanymi zasadami społecznymi. Lokalni mieszkańcy musieli zadowolić się klasą drugą (lub trzecią w pierwszych latach). Segregacja była nieformalna, ale skuteczna – typowy kolonialny porządek w miniaturowej wersji.

W latach 50. i 60. tramwaje stały się popularnym miejscem na randki w przeludnionym mieście, zwłaszcza wieczorami – górne piętro oferowało odrobinę prywatności w morzu ludzi. Były też areną ryzykownych popisów młodzieży: wyskakiwanie z jadących tramwajów to była wtedy część hongkońskiej kultury buntu. Mimo niskiej prędkości, wymagało to akrobatycznych umiejętności i przeskoczenia niskich drzwiczek lub barierek – nie zawsze kończyło się szczęśliwie. Starsze wagony miały otwarte lub krótkie wejścia, co ułatwiało takie akrobacje osobom sprawnym fizycznie. Jak wspomina w swojej autobiografii „Never Grow Up” Jackie Chan, urodzony w Hongkongu w 1954 roku, właśnie tak „trenował” swoje przyszłe kaskaderskie umiejętności już jako nastolatek – przeskakując nad drzwiami „Ding Ding” w biegu, na długo zanim zaczął ryzykować życie przed kamerami.
Hongkońskie piętrowe tramwaje wchodzą w wyjątkowy sposób w interakcję z przestrzenią miejską, zwłaszcza charakterystycznymi wysokościowcami, tworząc unikalny krajobraz. Widok „Ding Ding” przejeżdżającego obok drapaczy chmur to kwintesencja Hongkongu – kontrast starego z nowym.
Dziś, w 2025 roku, tramwaje nadal wożą około 150-200 tysięcy pasażerów dziennie, kosztując zaledwie 3,3 HKD za bilet (dorośli) – najtańszy transport w mieście. Mają specjalne turystyczne wagony w stylu lat 20. czy imprezowe do wynajęcia. W erze MTR i autonomicznych pojazdów te wolne, zielone relikty przetrwały dzięki nostalgii, gęstości miasta i… urokowi. Bo w Hongkongu „Ding Ding” to nie tylko tramwaj – to kawałek duszy.
Źródła i inspiracje:
- Jackie Chan, Never Grow Up, 2018
- Strona internetowa hongkońskich tramwajów: hktramways.com