
Od śmierci aktora i mistrza tradycyjnych sztuk walki Bruce’a Lee minęło już 51 lat, a mimo tego do dziś pozostaje on chyba najbardziej w świecie rozpoznawalnym Chińczykiem z Hongkongu. Jak to więc możliwe, że poza ufundowanym przez jego fan club i popularnym wśród turystów posągiem w Tsim Sha Tsui i rodzącą się w bólach wystawą w HK Heritage Museum miasto w dalszym ciągu nie postarało się o choćby niewielkie muzeum upamiętniające aktora, tym bardziej, że od jego śmierci w roku 1973 domagają się go fani aktora, a wg dziennikarza Yonden Lhatoo z SCMP to właśnie Bruce w pojedynkę zmienił negatywne postrzeganie Azjatów na Zachodzie?

Wg wielu fanów aktora przyczyna leży w jego pochodzeniu. Jak pisze Matthew Polly w książce „Bruce Lee. Życie” aktor był w pięciu ósmych Chińczykiem Han oraz, po matce, w jednej czwartej Anglikiem i w jednej ósmej holenderskim Żydem. W zależności więc od tego, gdzie mieszkał, w Hongkongu czy Stanach Zjednoczonych, płynęło w jego żyłach albo za mało albo za dużo chińskiej krwi. Bruce doświadczył uprzedzeń rasowych już w dzieciństwie w Hongkongu, kiedy jego rówieśnicy poznali prawdę na temat jego matki. Pojawiły się naciski na jego pierwszego mistrza kung-fu Yip Mana, żeby usunął go ze szkoły. W Seattle, gdzie chodził do szkoły średniej i spotkał swoją przyszłą żonę również poznał czym jest wrogość i niechęć. Być może dlatego Bruce przez całe życie miał problemy z poczuciem własnej wartości, nie stronił od popisywania się swoimi umiejętnościami w walce wręcz i usilnie dążył do osiągnięcia sukcesu w życiu zawodowym.

Także później, jak pisze Kimberly Wing Wee Choi z Uniwersytetu Lingnan, kiedy stał już u progu sławy, w trakcie kręcenia „Wejścia Smoka” amerykańscy producenci oraz aktor odgrywający rolę O’Hary, karateka Bob Wall, mieli w sposób poniżający traktować lokalną obsadę i ekipę. Bruce domagał się też usunięcia amerykańskiego scenarzysty, który w scenariuszu utrwalał azjatyckie stereotypy. Po jego śmierci miasto Hongkong torpedowało próby stworzenia muzeum, również w byłym domu aktora przy ulicy Cumberland 41, który przekształcony został w hotel na godziny, choć winę za mnożenie trudności zrzucano na nowego właściciela posesji Yu Panglina. W roku 2019 ostatecznie zburzono „Gniazdo żurawia”, jak rodzina Bruce’a nazywała swój dom, a w nowym budynku znajduje się dziś prywatny klub.
Dalekowschodnie Refleksje znajdziesz również na Patronite, YouTube oraz X (d. Twitterze)
